Ten był jednym z takich filmów. Kolejne części to już były tylko popisy speców od efektów. To jeden z filmów po których można było tylko powiedzieć "Wow!" ;)
To jedyny film, po obejrzeniu którego miałem ochotę natychmiast wrócić do kina na następny seans :-)
(Może jeszcze po "Seksmisji" w 1984 r.)
Podobnie jak ja.
Gdy zajrzy tutaj naczelny hejter Matrixa, Raze (lub któreś z jego 50 subkont), wszystkim nam dostanie się od "fanboyów" :D
Bidny facecik poświęca większość życia na gnojenie Matrixa, to cały sens jego marnej egzystencji. :)