Futurystyczne objawienie schyłku ubiegłego wieku. Nowatorska i jedyna w swoim rodzaju wizja Wachowskich, którzy wynieśli kino akcji na nowy poziom. Czego tu nie ma w tej skomplikowanej fabule. Motywy religijne, motywy rewolucyjne, antyutopia, cyber punk, naleciałości noir, techno thrillera, motyw korporacji, hakerów, świata maszyn, kino akcji i inteligentnej rozprawy nad naszym człowieczeństwem, skomplikowany i wykreowany z pietyzmem świat oraz przejrzyste i mocne zasady nim rządzące.
Kult, legenda, kreowanie wielkich gwiazd i kultowych postaci, scen i motywów- na moich oczach tworzyło się prawdziwe kino.
Po latach widać jednak, że dopiero seans trylogii pozwala ogarnąć świat Matrixa i w pełni cieszyć się z pobytu w nim, gdyż obejrzenie trzech części sprawia,że poznajemy historię Neo na 100%. Zestarzała się również akcja i rewelacja, która się zestarzała pod względem wizualnym. No i przede wszystkim, na Boga, tanie chwyty scenariuszowe jak przepowiednia, miłość + drewniany Keanu, który pomimo tego, że stworzył postać ikoniczną, stał się tym samym niewolnikiem jednej roli, chociaż nie była ona zbyt rewelacyjna. Pogrąża on film i to w finale, kiedy zaczyna pokazywać teatralno-cwaniackie gesty podczas walk, co kwitowałem salwami śmiechu (szczególnie lubię scenę, gdy Neo ziewając walczy ze Smithem jedną ręką albo odlatuje w siną dal przed napisami końcowymi). Rodzeństwo mogło sobie darować te kwiatki, chociaż pamiętam za młodu, że niektóre gesty stały się kultowe i pewnie wiele by straciłyby na tym, gdyby nie były tak przerysowane.
Liczę, że kolejne części pozwolą jeszcze lepiej rozwinąć świat Matrixa i cieszyć się z seansu. Na razie z sentymentu naciągam na 9, chociaż seans nie był aż takim wydarzeniem jak zapamiętałem.