Wczoraj dzięki TVN7 przypomniałam sobie o ''Matrix-ie''. Zawsze uważałam go za najlepszy film SF, więc oglądałam go z dużą przyjemnością, w pełni przekonana, że po zakończeniu przyznam mu na Filmwebie dychę. Patrzyłam dalej, film zbliżał się do końca i wtedy ta scena- zastrzelony Neo leży nieprzytomny. Podchodzi do niego Trinity i wywala kwestię- jak z jakiegoś taniego romansidła- ,,Musisz żyć ponieważ ja cię kocham'' (czy jakoś tak). Wtedy Neo, niczym pocałowana przez księcia Śpiąca Królewna, raptem ożywa!
Nie zrozumcie mnie źle. Ja nie mam nic przeciwko melodramatom- niektóre dodałam nawet do swoich ulubionych...ale po jaka cholerę takiemu filmowi jak ''Matrix'', kiczowata, melodramatyczna kwestia na sam koniec!? Nie rozumiem! Odejmuję za to jedna gwiazdkę.
Wyrocznia przepowiedziała Trinity, że zakocha się w wybrańcu, więc skoro Trin bujnęła się w Neo, to musiał on być "THE ONE"
Świat nie jest idealny zawsze ktoś coś musi spierdzielić wiec nie ma co się dziwić ze nawet w najlepszym filmie znajdzie się kiczowata kwesta ja się tym nie przejmuje dla mnie liczy się całokształt filmu który w tym przypadku jest bardzo udany
Bardzo proste, i czytelne. Film nie ma błędów, a scena nie tak do końca jest kiczowata. Ujawnia tylko uczucia Trinity i fakt że on jest wybrańcem.
mnie bardziej zabolał latajacy NEO w ostatniej scenie filmu, pocałunek jakos jeszcze przezylem...
Skoro rozwaliło was to że neo latał, powinno was również rozwalic to jak zatrzymał kule siła woli... Bezsensu gadacie
Mnie rozwalił melodramatyczny kicz i nie tyle chodzi mi o sam pocałunek, co o kwestię wypowiadaną przez Trin. Cała ta scena była całkowicie zbędna, jak dla mnie- ale ''Matrix'' i tak jest super.;)
nie zrozumiales. Nie "boli" mnie fakt ze w matrixie NEO mogl robic wszystko,bo na tym polegał scenariusz, ale sama scena kiedy NEO odlatuje w stylu SUPERMANa z reka do przodu - kiczowato to wygladalo i wogole nie pasowalo do swietnej calosci jaka wczesniej nam przedstawiono.
Może i tak, ale na mnie zrobiło to mega wrażenie kiedy oglądałem pierwszy raz - jeszcze nie podniosłem szczęki po zatrzymaniu kul i rozpierniczeniu Agenta Smitha (mistrzowska reżyseria swoją drogą), a tutaj Neo po monologu zwiastującym nowy porządek świata wzbija się w powietrze i przelatuje tuż obok kamery, automatycznie sugerując chęć wskoczenia przez nią (->widza) niczym przeleciał Smitha ;) i zakomunikowania kto tu rządzi - co imo jest symbolicznym zatarciem różnicy pomiędzy światem rzeczywistym a tym przedstawionym w filmie (doskonale to to koresponduje z treścią Matriksa).
Pal licho, to wciąż robi wrażenie.
A swoją drogą - Wachowscy zawsze chcieli mieć swojego superbohatera i qrcze udało im się. Szkoda że legendę pierwszej części zniszczyli poprzez kontynuacje, choć osobiście uważam je za rewelacyjne filmy.
Mnie zabolało jak Morfeusz dostaje kulkę w samą kość w nodze, a następnie zeskakuje ze śmigłowca lądując bez problemu na obu nogach. Ale sam film 8/10.
W amerykańskich filmach często pojawiają się takie bezpośrednie wkładane ludziom w oczy sceny potwierdzające oczywistość. A dlaczego? Nikogo nie obrażam ale amerykański widz potrafi tego nie wyłapać. Ta scenka jest potwierdzeniem tego, że Neo jest wybrańcem. Bo jak wyrocznia powiedziała że Trinity zakocha się w wybrańcu to już musi nim być. Tak samo do znudzenia chyba powtarzane 3 razy z ust różnych bohaterów 'He's the One'.
Z drugiej strony w tak ryzykownym projekcie zaserwowano naprawdę skomplikowaną fabułę jak na film akcji (przecież tak o nim myślało pierwszych parę milionów biletów), więc mnie to nie dziwi, a "he's the one" w odpowiednim momencie nawet przyprawia o drobny dreszczyk. :P
Tak to prawda ale raz by w zupełności wystarczyło. A w filmie najpierw Tank po akcji ze śmigłowcem z wrażenia siada w fotelu i mówi coś w stylu 'I knew it He's the one', a potem chyba po tym jak zatrzymał kule pyta 'How' i Morfeusz mu odpowiada 'He's The One'. ;)
Ja też odjąłem jedną gwiazdkę właśnie za tą jedną scenę. Psuję ona mój ogólny bardzo dobry odbiór tego filmu. Cóż, twórcom zależało aby przedstawić NEO jako nowego Mesjasza, który został nam dany aby wybawić nas od niewoli. Autentyczny Mesjasz wybawił nas od niewoli grzechu, ten ma wybawić ludzkość zniewoloną w Matrixie. Stąd też scena zmartwychwstania NEO, miała służyć uwypukleniu tego faktu widzom, ponadto ma ona pokazywać siłę jaką ma przeznaczenie, miałaby być chyba elementem budującym pewną epickość tego filmu. Dla mnie jednak była potwornie infantylna, podobnie jak scena z II części w której to dzięki NEO mamy do czynienia z zmartwychwstaniem Trinity. Taki wizerunek głównego bohatera był konsekwentnie budowany w kolejnych częściach trylogii, szczególnie w ostatniej części.
Nie chcę być nie miły, ale koleżanka chyba nie zrozumiała tego zdania. Wyrocznia przepowiedziała Trinity że zakocha się w wybrańcu, a skoro kochała Neo to on musiał być wybrańcem, stąd ta kwestia, gdzie tu kiczowatość? No jeżeli dalej ją widzisz to usuwam się w cień ;)
Nie chcę być niemiła ale kolego, chyba raczej Ty nie zrozumiałeś tego, co napisałam.;) Wiem co miała znaczyć ta scena(było to dość oczywiste). Nie zmienia to jednak faktu, ze uważam ją za kiczowatą i absolutnie zbędną w filmie.