O "The Matrix" powiedziano juz praktycznie wszystko. Nazywano go arcydzielem i nazywano go chala i kiczem. Ja osobiscie sklaniam sie do pozytywnej opinii. Nie spodziewalem sie nawet w dziesiatej czesci tego jak bardzo mnie ten film zaskoczyl, obraz byl rzeczywiscie bardzo sugestywny. Zabawne, ze az do sceny przesluchania Andersona przez agentów nie bylem wcale przekonany kto jest tutaj wrogiem a kto przyjacielem, to tak na marginesie.
Liczne metafory, symbolizm uzyty tutaj nie wydaja mi sie bezladna mieszanina i w tym "szalenstwie" niezaprzeczalnie jest jakas metoda. Biblijno-mitologiczne zapozyczenia perfekcyjnie wspólgraja z atmosfera filmu nasuwajaca na mysl wrazenie zycia na granicy katastrofy, blakania sie w pólmroku podejzewajac jednoczesnie istnienia jakieis zewnetrznej poteznej sily kontrolujacej wszystko (jak w powiesci "Wielki Brat", nie jestem pewien tytulu), nawet nasze mysli. Jest przy tym pewne oczekiwanie, ze za chwile dane nam bedzie dotknac jakiejs wielkiej tajemnicy, której poznanie jest poza wszelka nadzieja dla reszty zywych.
Druga fajna rzecza, przedstawiona w "The Matrix" (moze w za malo przekonujacy sposób) jest uczestnictwo w swoistej konspiracji, czyms na ksztalt rozwijajacej sie rewolucji, lub powstania. Jestesmy wciagani w to stopniowo (przez przezycia Andersona) i "dostajemy" nawet mozliwosc walki w tym dobrym celu.
W koncu, samo zrozumienie sytuacji jaka jest ta prawdziwa rzeczywistosc, ujawniajacej sie po odlaczeniu kabla z gniazdka znajdujacego sie u podstawy czaszki. To moglo byc pokazane równierz lepiej. Nie przekonuje mnie praktycznie reakcja pana Andersona, gdy Morfeusz pokazal mu prawdziwa rzeczywistosc. W koncu, z czym Andersonowi bylo sie tak ciezko rozstawac, nie wiemy nic o jego rodzinie, nie mial dziewczyny nie wiadomo nawet czy mial przyjaciól. Wygladalo to tak jakby rzeczywistosc jaka znal byla dla niego prawdziwa udreka.
Niemniej jednak wczucie sie w sytuacje czlowieka zyjacego w takim Matrixie jest bardzo pomocne w odbiorze filmu. To co tam widzimy jest nie tylko wymazaniem 5 miliardów lat ewolucji i 10 tysiecy lat historii. Najlepsze wrazenie daje w filmie scena, kiedy Morfeusz mówi do Andersona: "Wszystko to zostalo stworzone w jednym celu: aby przetransformowac istote ludzka w
" (i tutaj pokazal 3V-baterie). To tak jakby nas wcale nigdy nie bylo, jakbysmy zostali dopiero "zrobieni" przez jakies maszyny do pelnienia jednej prostej funkcji: baterii.
Oczywiscie, "Matrix" mógl byc filmem wybitnym niestety jest tylko filmem dobrym (chociaz nie moge tutaj negowac wrazenia jakie wywiera przy pierwszym ogladaniu). Zakonczenie ujmuje mu niestety wiele z prawdziwej filmowej magii a komputerowa trójwymiarowosc w rezultacie bardzo maskuje prawdziwa filozoficzna wielowymiarowosc. Dla tych, którym film sie nie podobal polecalbym wykonanie pewnej czynnosci: "rozwincie cukierek z papierka, moze bez niego wyda sie o wiele bardziej strawny" (mysle, ze kazdy zrozumie metafore).