Pierwszy raz oglądałem ten film 6 lat temu i zrobił na mnie przeogromne wrażenie, takie, że następnego dnia kupiłem go od kolegi i oglądałem wiele razy (łącznie będzie dobre 20). Jest to znakomity, przełomowy dla gatunku sci-fi obraz, ponieważ zawierał on rewolucyjne podejście dla kina fantastycznego. Największą zaletą są zdecydowanie rewelacyjne efekty specjalne (gdzie po raz pierwszy zastosowano tzw. "bullet time", co nagrodzono zasłużonym Oscarem) i perfekcyjne sceny akcji, które zostały wykonanie naprawdę świetnie. Film ma również zasługujący na uwagę montaż (również Oscar!), bardzo ciekawy scenariusz i bardzo dobrą grę aktorów (nie wyobrażam sobie, żeby postać Neo mógł zagrać ktoś inny niż Keanu Reeves, tak samo mam z Morfeuszem). Film, mimo tego, że ma sporo błędów (a z drugiej strony jaki film nie ma?) po 10 latach od premiery nadal ogląda się z dużym napięciem i zainteresowaniem. Dostarcza on sporą dawkę adrenaliny i dobrej zabawy, a ostatnie sceny wymiatają. Takie sceny jak odbicie Morfeusza z rąk agentów czy końcową walkę z Agentem Smithem wgniatają mocno w fotel i można oglądać je w nieskończoność. Jest to jednak film niezbyt łatwy do zrozumienia, ponieważ ma niezbyt oryginalną (motyw z przejęciem władzy maszyn nad ludźmi był już chociażby w "Terminatorze") ale jednak bardzo dobrą fabułę; jeśli ktoś chce zrozumieć film, musi go oglądać bardzo uważnie. Praktycznie (oprócz tych licznych błędów) nie mam się w filmie do czego doczepić. ZDECYDOWANIE 10/10!!! Były po nim jeszcze dwie kontynuacje: "Matrix: Reaktywacja" i "Matrix: Rewolucje". O ile ten pierwszy sequel moim zdaniem prawie dorównał oryginałowi, to ten drugi, pomimo iż był całkiem niezły, przyniósł rozczarowanie.
"Jest to jednak film niezbyt łatwy do zrozumienia, ponieważ ma niezbyt oryginalną (...) fabułę." Trochę pokręciłeś to zdanie, które koniec końców przeczy samo sobie, ale zdaje mi się, że wiem, o co Ci chodzi :)
Film bez wątpienia jest skomplikowany - ma mnóstwo metafor i ukrytych znaczeń. Do tego zupełnie co innego odczytają z niego humaniści, a co innego osoby z umysłem ścisłym. Kiedyś pewien informatyk tłumaczył mi swój punkt widzenia na ten film i naprawdę mocno mnie zaskoczył, teraz jednak żeby nie namieszać, powołam się na własną interpretację. UWAGA, BĘDĘ TROCHĘ SPOILEROWAĆ, o ile trafi się jeszcze ktoś, kto do tej pory nie zna fabuły.
Piszesz o „niezbyt oryginalnej fabule”, co raczej brzmi jak zarzut, ja zaś postaram się udowodnić, że ta powtarzalność nie jest wcale żadnym minusem, a do tego jest absolutnie zamierzona (niestety, jako że pora późna, a źródła będące „pod ręką” zdecydowanie mnie nie satysfakcjonują, będę się produkować z pamięci). Jest to bowiem fabuła oparta na schemacie epickim, który towarzyszy naszej kulturze właściwie od zarania dziejów. Czymże się ona charakteryzuje?
1.Akcja dotyczy wydarzeń przełomowych dla ludzkości – trudno zaprzeczyć. Tak, jak w „Iliadzie” mieliśmy wojnę trojańską, w „Odysei” wędrówkę, tak tu mamy moment przebudzenia, odkrycia prawdy, dążenie do zmiany stanu rzeczy, wręcz do przewrotu.
2.Konfrontacja świata ludzkiego ze światem nadludzkim – też dość wyraźne, choć zamiast bogów i im podobnych stworzeń mamy tu maszyny, ale w dalszym ciągu jest to ktoś potężniejszy, niż ludzie.
3.Sceny batalistyczne – potrzeby wyjaśnień nie czuję.
4.O ostatecznym wyniku walki decyduje Przeznaczenie – i znów, o istnieniu Wyroczni nikogo chyba nie trzeba przekonywać :) Bohaterowie spod Troi, Odyseusz, Eneasz, czy choćby Frodo Baggins dokładnie wiedzieli, co muszą zrobić. Inna sprawa, jak miało się to stać. Bohaterom nie zawsze starczało siły, by wytrwać („Inna sprawa znać drogę, a inna nią podążać”, prawda?) – wtedy do akcji wkraczało Przeznaczenie. Tutaj podobnie jak w tradycyjnej epice, Wyrocznia nie mówi wprost, lecz daje jedynie wskazówki, wyraźnie rysując właściwą ścieżkę, lecz pozornie pozostawiając wolne wybory. Pozornie, bo wszelkie przepowiednie tego typu są z reguły „self-fulfilling”, że się tak wyrażę bliższą mi terminologią – czyli zawierają w sobie absurdalny wprost szczegół, który sprawi, że nieszczęśnik choćby na rzęsach stanął i zatańczył, to i tak nic nie poradzi. Pamiętamy Achillesa, chowającego się w przebraniu dziewczynki? Golluma wpadającego z Pierścieniem w Szczeliny Zagłady pamiętamy? No właśnie. Gdyby Trinity się nie zakochała, guzik by był, nie Wybraniec. To nie dzięki sobie samemu Neo odkrył prawdę. Oczywiście, kwestia losu i przepowiedni stawia bohatera przed licznymi wyborami i konfliktami wewnętrznymi – nieodłączną rzeczą jest poświęcenie. Żaden wybór nigdy nie będzie tym do końca właściwym, ponieważ dobro ogółu zawsze będzie sprzeczne z dobrem bohatera jako jednostki. To go właśnie czyni tym, kim jest – bohaterstwo leży nie w ilości zatłuczonych wrogów, lecz w poświęceniu siebie samego dla dobra sprawy. To jest ten punkt, gdzie liczy się tylko jego wolna wola, nawet jeżeli ostatecznie ktoś jej dyskretnie dopomoże.
5.Bohater epicki – no i tu się zacznie. Bohater epicki (pomijając rzecz jasna tutaj tych bohaterów z definicji – herosów, półbogów, bo to już trochę inna bajka) często zostaje takim zupełnie niezależnie od swojej woli. Z początku jest zwykłym, niepozornym człowiekiem, który pewnego pięknego dnia spotyka jakiegoś dziwnego typka, który wciągnie go za chwilę w milion podejrzanych spraw (jakąś wyprawę przeciwko smokowi albo łykanie kolorowych pigułek). Bohater będzie przez dłuższy czas najzupełniej przekonany, że wszystko to jakaś pomyłka („Nie jestem żadnym wybrańcem” i czego wy w ogóle ode mnie chcecie?!), a jego nadzwyczajne zdolności ujawnią się same z siebie w miarę rozwoju wydarzeń, niejako „przy okazji”. Jego cechy wyróżniają go spośród reszty towarzyszy – bohater zawsze jest samotny, pomimo posiadania wiernej drużyny. Taki jest Beowulf, taki sam jest Neo – nikt nie może pójść tam, gdzie oni, mimo że są tacy, którzy z chęcią rzucą się za nimi w ogień. I to jest kolejna ważna cecha: bohater ma jednego najbliższego towarzysza. Jakiegoś Patroklosa albo inną Trinity. Towarzysz ten często staje się narzędziem wpływu na los bohatera: kiedy wszystkie inne środki zawodzą, delikwenta się uśmierca, bo wiadomo, że oszalały z rozpaczy bohater zrobi wtedy dokładnie to, co od dłuższego czasu wszyscy próbowali mu bezskutecznie wyperswadować w mniej lub bardziej dobitny sposób. Najczęściej czytaj: sam da się zabić. Dlaczego? Bo bohater nigdy nie ratuje świata dla siebie. W momencie, kiedy misja się kończy, nie ma już dłużej dla niego miejsca ani funkcji w społeczeństwie. Bohater ma przecież odejść w chwale, a nie zestarzeć się prozaicznie jak wszyscy inni. A gdyby nie daj Boże został wodzem, to już w ogóle armagedon: jednoczesne bycie królem i bohaterem nigdy, ale to NIGDY, nie wróży nic dobrego. I tak Neo serwuje nam efektowne zniknięcie w błysku światła (o ile dobrze pamiętam), do tego w pozie ukrzyżowanego, jakby ktoś jeszcze był za mało domyślny, by się doszukać analogii. Zanim jednak efektownie się ulotni, stoczy Wielki Pokazowy Pojedynek. Zgadza się? Zgadza. Aha, Neo serwuje nam również swoistą wizytę w świecie umarłych, wskrzeszony pocałunkiem i wyznaniem miłosnym Trinity (patrz punkt 4).
Tyle w tej chwili pamiętam, choć głowę daję, że przy odrobinie wysiłku dałoby się tego o wiele więcej wynaleźć. Mam nadzieję, że ma to wszystko ręce i nogi.
Co do obsady – zgadzam się w 100%! Dobrana jest idealnie, nic dodać, nic ująć.
Wspominasz o „Terminatorze”, co również przypomniało mi pewną ciekawą rzecz: koncepcję „Nowego Człowieka”, o której ostatnio wysłuchałam nieziemsko ciekawego wykładu, a która w "Matrixie" też dość wyraźnie się rysuje. Zareklamuję więc dotyczącą tego książkę pt. „Od Golema Do Terminatora”. Nie wiem, czy jest tam coś o „Matrixie” bezpośrednio, ponieważ jeszcze jej nie przeczytałam, ale bazując na wykładzie jej autorki, z dzisiejszego seansu „Matrixa” wyniosłam jeszcze parę nowych obserwacji, więc polecam :)
No, ale ja nie napisałem, że fabuła jest zła, wręcz przeciwnie, jest bardzo dobra, tylko, że nie oryginalna, ale wcale mi to nie przeszkadza i nie jest według mnie minusem.
Napisałeś bardzo dobrą analizę - gratulacje! W jednym punkcie masz wielką rację - gdyby Trinity nie zakochała się w Neo, nie byłoby Wybrańca.