Wychodzę z założenia, że tak dobra ocena dla tego tytułu bierze się stąd, że każdy myśli o tym, jak film ten mógł oddziaływać na publikę 40 lat temu. Tego nie kwestionuję, nowatorskie dźwięki elektro, golizna, ciekawa kreacja "bandyty w meloniku". Zastanawia mnie też, czy film zainspirowała sytuacja polityczna Wielkiej Brytanii tamtych lat, bo pod koniec filmu wkrada się wyraźny wątek polityczny. W każdym razie, zalety tego filmu zamykają się na tym, że mógł szokować, gdy się pojawił, natomiast wybitnym i ponadczasowym to on absolutnie nie jest. Dziś, kiedy już wszystko przeżyliśmy, przeżuliśmy i nie szokuje nas (prawie) nic, "Mechaniczna Pomarańcza" ma do zaoferowania niewiele. Autentycznie czuję minione 2 godziny za zmarnowane. Bo co oferuje ten film dzisiaj, poza wszędobylskimi piersiami? Sztuczne dialogi, paraparanoiczny klimat ("Lśnienie", to rozumiem, ale tutaj?) i ubogą myśl przewodnią, nad którą wielu użytkowników przesadnie się ekscytuje. Czy dobro można narzucić, czy bierze się to z samej człowieczej natury? Pomijając to, że pochylania się nad tym tematem praktycznie w tym filmie nie widzę ("Mechaniczna Pomarańcza" ani przez jedną chwilę nie otwiera nad tym debaty, nie daje złudzeń co do tego jak jest, bo Alex jest z gruntu czarnym charakterem, udającym jakiekolwiek zachodzące w nim zmiany), to dodatkowo jest to po prostu oczywista kwestia, którą zajmować mogą się co najwyżej dzieci w szkołach podstawowych - aż nie chcę podejrzewać Kubricka, że na takim dylemacie zbudował ten film.
nie zgadzam się z tobą, wg mnie ten film bije na głowę większość dzisiejszych pustych produkcji. może urodziłam się za późno, ale ja byłam nim zachwycona i jednocześnie zszokowana. dobry film poznaję po tym, że mogę oglądać go bez konca bo zawsze odkryję w nim coś nowego, nigdy mnie nie nudzi i za każdym razem zaskakuje czymś nowym, czymś czego nie dostrzegłam wcześniej. tak jest z 'mechaniczną pomarańczą'. po jej obejrzeniu pierwszy raz pomyslałam tylko 'wow, to dopiero perełka'
Zdecydowałem się na głos krytyczny dlatego, bo chodzi o Kubricka i film uznawany za kinematograficzny klasyk. Gdyby chodziło o nieznaną produkcję nieznanego reżysera, oczywiście nie pisałbym o zawodzie, bo nie byłoby kogo wtedy zawodzić. Jasne, że to nadal inna półka niż ogrom dzisiejszych produkcji, same nazwisko Kubricka kończy w większości przypadków jakąkolwiek dyskusję. Film jest jednak ceniony na tym portalu bardzo wysoko, zaliczany jest do czołówki wszechczasów. Z tym zgodzić się nie mogę, w tym kontekście "Mechaniczna Pomarańcza" mnie rozczarowała (mam też po prostu lepsze wspomnienia z oglądania innych dzieł Kubricka) i stąd 7/10. @creepygirl - cóż więc w tym filmie Ciebie zaszokowało?
Mnie osobiście zaszokował "styl" tegoż filmu. Wystarczy, że zobaczyłem intro i już wiedziałem, że zapowiada się coś naprawdę niesamowitego. To taki "Outsider" pośród dzisiejszych produkcji, zresztą domyślam się, że w latach 70 też nim był. Z pewnością zawsze zostanie jednym z moich ulubionych filmów. Dobrze, że to Kubrick podjął się ekranizacji tak świetnej książki a nie ktoś inny.
Zgadzam się, że pierwsza scena jest wyśmienita, a Alex wpatrujący się tym szatańskim wzrokiem w widza przez dobrą minutę podnosi poziom adrenaliny. Mistrzowski, iście psychodeliczny klimat Kubrick uchwycił też w momencie, gdy nasz bohater ukarcił swojego kompana laską za brak muzycznego gustu i wzniósł szklankę z mlekiem w kierunku pani śpiewającej IX Symfonię. Zapewne te dwa znakomite fragmenty także przyłożyły się do odczuwania przeze mnie zawodu na koniec, bo psychodelia szybko się skończyła, a ja z biegiem filmu zacząłem coraz częściej niepewnie spoglądać na zegarek pytając "kiedy się to wreszcie zacznie". Część filmu, w których brygada Alexa dokonuje rozrób, były dla mnie zbyt groteskowe, paradoksalnie zbyt bardzo pozbawione przemocy, a także zbyt nasycone erotyzmem, bym poczuł jakąkolwiek grozę. Proces "leczenia" Alexa już zupełnie uspokaja film, nie dzieje się wtedy właściwie nic poza do bólu niewiarygodnym udawaniem przez Alexa metamorfozy, a całość kończy się już w ogóle sielankową sesją zdjęciowa dla prasy. Klimat filmu opada w tempie szybującego swego czasu Concorde'a. Być może oczekiwanie klimatu rodem z "Lśnienia" było moim błędem, bo nie skupiłem się w ogóle na problemach natury człowieka, jakie być może przede wszystkim chciał poruszyć Kubrick, a o czym piszą osoby poniżej. W dalszym ciągu nie widzę jednak w "Pomarańczy" nic specjalnie rewolucynego, oprócz permanentnego testowania widza widokiem kobiecych piersi.
zolof napisał: "Czy dobro można narzucić, czy bierze się to z samej człowieczej natury? Pomijając to, że pochylania się nad tym tematem praktycznie w tym filmie nie widzę ("Mechaniczna Pomarańcza" ani przez jedną chwilę nie otwiera nad tym debaty, nie daje złudzeń co do tego jak jest, bo Alex jest z gruntu czarnym charakterem, udającym jakiekolwiek zachodzące w nim zmiany), to dodatkowo jest to po prostu oczywista kwestia, którą zajmować mogą się co najwyżej dzieci w szkołach podstawowych - aż nie chcę podejrzewać Kubricka, że na takim dylemacie zbudował ten film."
a skąd ta pewność, że Alex był zły? i co jest dobre? czy to naprawdę jest aż tak oczywiste? nie rozumiem też, czemu na tym forum wszyscy za główną treść filmu uznają to, że nie można kogoś uczynić dobrym na siłę, bo to już nie jest dobro, że trzeba do tego dojść samemu etc., a nie zwraca się uwagi na kwestię indywidualności i taką możliwość, że dobro i zło nie istnieją poza indywidualnym postrzeganiem danej jednostki?
zwracam w tym momencie waszą uwagę na zakończenie filmu. może nie wszyscy widzowie zdają sobie sprawę z tego, że adaptacja filmowa "Mechanicznej pomarańczy" nie obejmuje ostatniego rozdziału książki, (i tu spoiler, jakby co), który mnie osobiście trochę zirytował, i w którym Alex postanawia się ustatkować i "wyjść na ludzi". a u Kubricka tego nie ma - wyleczenie Aleksa to powrót do jego prawdziwej natury, jednostkowej, niepowtarzalnej osobowości.
PS. ewentualnie na nieuwzględnienie przez Kubricka ostatniego rozdziału książki mógł mieć wpływ fakt, i to fakt dość osobliwy, że w USA wydano książkę właśnie bez tego rozdziału. ale czy sądzicie, że ktoś taki jak Kubrick, przed nakręceniem adaptacji, mógł być nieświadomy faktycznej zawartości książki?
Myślę, że był świadomy istnienia jeszcze jednego rozdziału, ale jego kino zawsze było mocno pesymistyczne. Alex "wychodzący na ludzi" nijak nie pasowałby do całego filmu.
IMO, przesłanie dzieła jest proste - nigdy nie zyskujemy pełni wolności, zawsze jesteśmy zniewoleni - choćby przez nasze instynkty... Eksperyment Ludovica zabiera Alexowi możliwość wyboru. Ale czy wcześniej ją posiadał? Czy tylko kierował się potrzebą zaspokajania swych morderczych instynktów, które nad nim panowały?
Najbardziej niesamowitym elementem "Mechanicznej Pomarańczy" jest przemoc. Do przemiany Alexa - wręcz "atrakcyjna", angażująca widza, efektowna dla oka. Po przemianie - wręcz przeciwnie - to, co wcześniej mogło się podobać zaczyna szokować. Jest w tym jakaś niesamowita przewrotność - Kubrick pokazuje, że przemoc w sztuce filmowej może być użyta na dwa sposoby i decyduje się na pokazanie tych dwóch sposobów w jednym obrazie. To właśnie sprawia, że "MP" jest tak frapująca. I podejrzewam, że będzie filmem aktualnym zawsze, choć moc jej oddziaływania będzie stopniowo słabnąć, tak jak powoli obniża się wrażliwość kolejnych pokoleń widzów.
Myślę, że końcówką ostatniego zdania trafiłeś w sedno. Czy jednak stopniowo opadająca wrażliwość widza, w której -gdy było to jeszcze wyzwaniem - ugodzenie Kubrick mierzył 40 lat temu, nie czyni już tego filmu nieaktualnym?
A czy Chaplin albo Fellini są dziś "nieaktualni"? Bo widz inny i moze biedak nie potrafi docenic konwencji niegdysiejszych?
Ale czy rzeczywiście chodzi o niedocenienie pomysłu Kubricka? Dzisiejszy widz jest po prostu na taki film odporny. 40 lat temu ten tytuł miał przede wszystkim szokować, wybitnego przesłania nie miał i nie ma. A skoro dziś szokuje już w bardzo niewielkim stopniu, to nie wiem, w czym upatrywać jego aktualności.
No właśnie, również nie wiesz. Doszukuję się po prostu, w czym tkwi moc "Pomarańczy", poza zwykłym zaszokowaniem "Widza 1970" nadmiarem nagości.
Ja chyba wiem. Tylko nie wiem, czego Ty poszukujesz w tym filmie. Nagosc to przecież tylko środek, nie cel - na dodatek jest to kwestia dosc marginalna. Co innego swiadczy o walorach MP.
Przyznaję, że nie znam książki, a sprawa pozostawionego przez Kubricka rozdziału jest naprawdę ciekawa, jednak film -tak mi się wydaje- ani przez moment nie pozostawia wątpliwości, że Alex jest ucieleśnieniem zła, służącym do sprawdzenia, czy właściwe normy zachowań da się narzucić. Przez choćby sekundę nie widzimy u Alexa "dobrego" odruchu, a w swoim mniemaniu zapewne też nie jest osobą dobrą, gdyż swoje zbójeckie, szkodliwe dla społeczności życie chowa przed swoimi najbliższymi; przez swojego nieufnego kuratora jest też stale uświadamiany o konsekwencjach, jakie czekają go za kontynuowanie niecnych występków. Tezę o dobroci Alexa uważam więc za mocno chybioną, jednak ostatnią sceną, w której Alex może już myśleć o czym chce i wybór pada na- no cóż, piersi- Kubrick niewątpliwie pokazał to, o czym piszesz - że co człowiek, to inne postrzeganie tego, co dla nas dobre i złe, przyjemne i nieprzyjemne. Nie uważam jednak, by przez to kwestia ogólnego dobra i zła nie istniała i wciąż jest dla mnie oczywiste, że Alex czyni rzeczy złe.
Chyba nie tyle chodzi o "dobro" Alexa, co pokazanie przyjemności jaka płynie ze zbrodni. Oraz połączenia zła z pięknem.
Masz rację, że Alex dodaje do swojej złej działalnośći nutę subtelności, ekstrawagancji, by jego występki wyglądały dla widza i jego samego jak najpiękniej, jednak jest to po prostu taka, a nie inna kreacja bohatera, nie zaś próba dywagacji Kubricka czy autora książki z tym, czy istnieje ogólnie pojęte dobro i zło i czy te dwie skrajności można mieszać (nawiązując cały czas do wypowiedzi idas15). To tylko przyprawienie Alexa szczyptą indywidualności i unikalności, on sam zaś w dalszym ciągu pozostaje wcieleniem zła- nie mam co do tego wątpliwości.
Może i masz racje co do tego że ten film nie bardzo przetrwał próbę czasu.W dzisiejszych czasach sceny przemocy w tym filmie już tak nie szokują kiedy powychodziły filmy typu "Piła" itp w których chodzi tylko o to żeby pokazać jak najbardziej drastyczne i szokujące sceny przemocy nie troszcząc się zbytnio o fabułe...ale wiesz co w tym w filmie wg mnie było najlepsze??Wizja przyszłości i tego jak może się zmienić ludzkie społeczeństwo za kilkadziesiąt lat.To była całkowita nowość dla mnie i nigdzie jeszcze się nie zetknąłem z taką nowatorską i realistyczną wizją przyszłości..