Jak w tytule. Ani to komedia, ani tym bardziej horror. Thrillerem też bym tego nie nazwał, bo napięcie zeszło całkowicie jakoś w połowie filmu i już się wyczekiwało, aby wreszcie się to wszystko skończyło. Po cichu można było liczyć, że na końcu może będzie jakieś zaskoczenie, jakiś plot twist, no bo po co mieliby zdradzać już w pierwszej połowie filmu, do czego fabuła dąży, czyli do śmierci wszystkich bohaterów filmu. No i skończyło się tak, jak zapowiadali, wszyscy zginęli... no prawie wszyscy. Naprawdę wielkie wow! Ehhh...
I w sumie o czym i po co był ten film? Satyra społeczna? Mamy tu m.in. zadufanego w sobie zapewne kiepskiego aktorzynę, jakichś korpo-szczurów i karierowiczów, krytyczkę "co to nie ona", czy starego bogatego dziada zdradzającego żonę oraz wypalonego szefa kuchni narzekającego na swoich klientów. No i co z tego? Jakaś puenta? Jakieś przesłanie? Że to byli źli ludzie i nie warto takimi być? Jakże głębokie.
Co tu można by było pochwalić? Grę aktorską Fiennesa, czy Taylor-Joy? Mógłbym, gdybym nie widział innych filmów z ich udziałem i gdybym nie wiedział, że w każdym grają tak samo.
Szkoda, zapowiadało się całkiem pozytywnie przez jakieś pierwsze może 20 minut. Ale skończyło się kompletnie nijako i z przeświadczeniem, że w tym filmie nie było absolutnie nic ciekawego i nie chodziło o nic. Według mnie zmarnowany potencjał.
Jak juz liczylem, ze moze z Taylora zrobia ostatnie danie to nie, szefo na niego nakrzyczal a ten wyszedl i tyle o nim wiadomo. Ten film to zmarnowany czas niestety.
Trochę więcej jednak wiadomo. Poszedł się powiesić i było to widać w jednym z ujęć
Chciałeś się popisać i piszesz totalne głupoty. Ralph Fiennes gra wszędzie tak samo? Chyba Ci mózg wyparował. Przecież np. w Grand Budapest Hotel, w Harrym Poterze i tu gra postacie o zupełnie innym temperamencie, charakterze, mentalności.
Nie, po prostu chciałem napisać swoją opinię, do czego mam prawo i przepraszam, że nie podobało mi się coś, co podobało się Tobie, witam w rzeczywistości. Miłego.
co nie zmienia faktu że ma rację. twoje oczernianie aktorów jest bezpodstawne i nie potrafisz nawet podjąć dyskusji żeby bronić swoje zdanie bo przecież masz prawo je mieć i tyle. rzeczywistość jest taka że nas nie interesuje twoje zdanie jeżeli nie masz za nim nawet pół argumentu bo bezmyślnie obrażać znanych aktorów że słabo grają bo ja tak mówię z poziomu kanapy czy krzesła każdy głupi może.
Bardzo dobrze napisane. Też mam takie odczucie, że te nowe filmy są bez sensu, z kiepską, płytką fabułą, często kiepską grą "aktorów". Takie kwaśne, niedobre cuksy z beznadziejnym finiszem, w kolorowych, ładnych opakowaniach. Łapię się na tym, że wolę zobaczyć coś starszego, nawet drugi raz, ze świetną fabułą i dobrą grą aktorów. Kurcze, czy naprawdę widz staje się coraz mniej wymagający, że wysoko ocenia takie "dzieła"?
Zawsze to, co stare, jest lepsze, bo "ludzie wolą słuchać piosenek, które już znają".
Mam wrażenie, jakbym sam to pisał. Może nie aż tak brutalnie, ale fakt, pierwsze pół godziny trzyma w napięciu, chyba do momentu pierwszej śmierci. Kucharza. Za szybko, za prosto. Potem już wszystko leci w dół.
Mam dokładnie takie same spostrzeżenia, jedynie co do gry aktorkskiej 50/50. Do Ralpha nie mam zastrzeżeń, ale Anna Joy-Tylor od Gambitu gra tą samą, naburmuszoną damę i nie rozumiem zachwytu nad nią.
Sam film również nie umiałam skategoryzować, choć co w samo w sobie nie jest problemem, tylko że z żadnej strony (horroru, komedii, thrilleru, dramatu etc) się nie pokazał i całość wyszła mizernie i pozbawiona jakiegokolwiek sensu.
Satyra (o ile nią jest) fatalna, no chyba że ma być to satyra satyry (?), bo aż nie przechodzi mi przez myśl, ze można tak bardzo iść w najprostsze stereotypy.
Może i owszem, opinię dawałem od razu po seansie, gdy byłem mocno wzburzony prostotą i banałem tego filmu, i być może za szeroko poleciałem z tą krytyką i niesłusznie zahaczyłem o Fiennesa, bo zagrał faktycznie na dobrym poziomie - fajnie było widać po jego twarzy, gdy jako szef kuchni chce wyjść z klasą, zachować powagę i profesjonalizm do końca, być stanowczy, pozbawiony emocji i że ma wszystko pod kontrolą, ale nieraz właśnie twarzą pokazywał, że emocje w nim aż kipią i głos mu się łamie, jakby miał zaraz wybuchnąć. Dobrze mu to wyszło.
Natomiast Taylor-Joy mnie właśnie zachwycała od samego początku jej kariery, tzn. w tych pierwszych głośniejszych produkcjach, ale głównie ze względu na jej charakterystyczną i ciekawą urodę, te duże oczy. Ale już jakiś czas temu czar prysł, bo okazało się, że to jej jedyny atut - ciekawa uroda, a aktorsko bardzo szybko się znudziła, bo wszędzie jest właśnie naburmuszona, wystraszona, zaskoczona, i mam wrażenie, że ona tego nie gra, tylko tak właśnie wygląda, jest sobą.
Jedno sprostowanie: wszyscy aktorzy - lubiani, czy nie - grają w kolejnych filmach tak samo. Przykładem są Bogusław Linda, Antony Hopkins czy Morgan Freeman.
Jeżeli wytniesz z filmów fragmenty z samym Freemanem i je skleisz w jedno wideo, to nie rozpoznasz, które ujęcia są z którego filmu. Bo on w każdym filmie zachowuje się i wygląda tak samo.
Widzowie zwykle chwalą role szaleńców (patrz: Michał Bajor w Quo Vadis), bo one są najbardziej wyraziste i łatwo je zapamiętać. Z kolei najtrudniej grac postacie typowe - jak postać kucharza. Ralph Finnes i tak poradził sobie nieźle z tą skromnie napisaną rolą.
Pana wypowiedź można streścić jako "nie zrozumiałem filmu, więc nie ma on sensu". Film jest bardzo spójny, przemyślany i jak najbardziej z puentą, po prostu w odróżnieniu od typowych amerykańskich filmów nie podaje wszystkiego na tacy.
Poproszę zatem o wyjaśnienie ukrytej treści i ukrytej puenty. Być może to wyjaśnienie pozwoli mi podwyższyć ocenę filmowi. Chociaż marna szansa, bo film jest po prostu niestrawny, męczący i finalnie bez sensu.
napisałem o swoich spostrzeżeniach w wątku niżej:
https://www.filmweb.pl/film/Menu-2022-875647/discussion/Interpretacja,3343514
film był banalny. Nie trafił do mnie zupełnie zamysł reżysera. Film był wspomnianą przeintelektualizowaną dekonstrukcją cheeseburgera. Niby wszystko nowatorsko podane, ładnie opisane i zaprezentowane, ale to wciąż zwykła bułka z serem i wołowiną. Niestety przez formę podania, raczej godna pożałowania.