Na końcu jak Hera wykonuje swój kawałek po wtóry już bez wrzasku... po prostu magia. Z larwy w motyla.
Pokazuje że za całym chaosem i niezrozumieniem dźwięku może kryć się coś pięknego.
To apogeum całego filmu i najpiękniejszy jego akcent ale i tak należy mu się mocne siedem.
Pozdrawiam