Czy mógłby ktoś wytłumaczyć o co w nim chodziło? Czyli co autor miał na myśli...
Alez przeslanie tegofilmu jest bardzo proste. To film o stracie, w tym wypadku malego dziecka, i radzeniu sobie z ta strata. Wszystko tu jest przedstawione jak na tacy.
To film o poszukiwaniu drogi na przyszłość, ucieczki od tragedii. Życie w zawieszeniu pomiędzy tym od czego chce się uciec a tym czego nie da się zapomnieć. Jedno i drugie to ta sama osoba pozostająca w pamięci. Jak pogodzić zapomnienie z pamięcią. W jakiej filozofii życia ułożyć sobie bezbolesną przyszłość. Czy da się wytłumaczyć, opanować i przytłumić to co się dzieje w umyśle i w relacjach? Wniosek na koniec jest zaskakujący (to mój wniosek?) - nie ma ucieczki w inne równoległe światy, królicze nory, do innego domu, w inne związki, filozoficzne i religijne wytłumaczenia, w inne życie. I jak mówi matka Becki - w końcu noszenie tej cegły staje się "w porządku".
No to jeszcze subiektywniej dodam - szkoda że zdjęcia i akcja są zbyt hollywood'zkie. Za mało poetyckich zdjęć i montażu (chlubny wyjątek to np. scena retrospekcji z wypadku). W takim temacie zbyt oschle i reportersko. Ale pewnie o to chodziło reżyserowi - przecież z Europy to on nie jest.
Obraz w moim mniemaniu daje olbrzymią możliwość do interpretacji odbiorcy. Jest dużo scen, które są przemilczane; kiedy Howie jedzie do Gaby, gdy Becca płacze w samochodzie. Możemy je podobnie rozumieć, ale nie tak samo. Film nie jest tyle podany na tacy co "surowy". Nie zgodzę się z przedmówcą, zdjęcia nie są hollywodzkie.
Film przedstawia traumę po stracie dziecka i to w zasadzie tylko i zarazem AŻ tyle. Film dość długo się rozkręca... dopiero po pół godzinie czujemy jakąś więź z niezwykle oschłymi bohaterami.
Potem jest już coraz lepiej to co Kidman jest niesamowite ! to tak jakby patrzeć na czyjąś tragedię z boku, będąc z nimi w jednym pomieszczeniu. Gdyby Nie Kidman na pewno tego filmu bym nie obejrzał.
Film doskonały.
Doskonale... antyklerykalny. Nie pozwala rozgrzeszać krzywd niezawinionych (utrata dziecka).
Dobitnie świadczą o tym rozmowy.
Z matką-dewotką:
"-A jeśli Bóg istnieje?
-To znaczy, że jest sadystą."
Na sesji terapeutycznej:
"-Chcemy wierzyć, że Bóg zabrał do nieba nasze dziecko, bo potrzebował jeszcze jednego aniołka.
-Nie mógł go sobie stworzyć? W końcu jest Bogiem."
Ale przede wszystkim jest o bólu po stracie dziecka.
"-Czy ten ból mija?
-Nie. Ale się zmienia.
-Jak?
-Wpierw jest głazem, który cię przygniata. Potem to już kamień w kieszeni. Waży mniej, ale nigdy cię nie opuści."