Zachwyciły mnie malarskie zdjęcia islandzkich krajobrazów. Każda scena była jak osobny obraz – surowa i piękna, podkreślająca emocje postaci. Naturalność aktorów, też dzieci, sprawiała, że zapominałam, że oglądam fikcję – miałam wrażenie, jakbym podglądała prawdziwe życie, pełne śmiechu, wzruszeń i nieoczywistego humoru.
Doceniam sposób, w jaki reżyser buduje nastrój. To nie tylko piękne zdjęcia czy wzruszająca historia, ale przede wszystkim prawdziwe zrozumienie, jak skomplikowana potrafi być ludzka bliskość.