Film smutny i śmieszny, ale bynajmniej nie w swojej warstwie emocjonalnej. Śmieszna (niepoważna?) jest wizja społeczeństwa doskonałego, które by uzdrowić tytułowego Larsa jest w stanie przyjąć jego gumową lalkę w kościelne szeregi, zaangażować do czytania dzieciom w przedszkolu, a gdy przyjdzie potrzeba, wieźć na sygnale do szpitala. Smutne (żałosne?) jest z kolei założenie, że tytułowy bohater musi spędzić z ową lalką kawałek życia, by zdać sobie sprawę z tego, że jest samotny. Gdyby to jeszcze prowadziło do jakiejś konkluzji... Niestety tak nie jest, jeśli nie liczyć naiwnego morału. Zamiast tego mamy obraz utopijnej małej społeczności i teoretycznie sympatycznego bohatera. I już. To wszystko. W USA moda na fantasy nie przemija i nawet mając tak niewiele, można jedną bajkę nakręcić.