Myśle że spokojnie 8 można wystawić. Nie banalny, prawdziwy i szczery. Opisuje po prostu życie. Żadnych ściem, koloryzacji. To nie jest zwykłe 'romansidło'. To historia o miłości...nie jest to jakieś na siłe ciągnięte, i przesłodzone. To jest uczucie. Dodatkowo momentami doza humoru. Nie wiem co mogła bym mu zarzucić...
Mnie 'porwał' i uważam, ze zasługuje na 8/10.
ja zgadzam się z Tobą w 100%. W swoim gatunku to bardzo dobra produkcja, bo z jednej strony lekka, rozluźniająca, a z drugiej prawdziwa z normalnymi problemami i bolączkami! ;> polecam!.
do tego Jake Gyllenhaal jest uroczy <3 !
Dałem 6 ze względu na beznadziejną pierwszą część filmu. Słaby humor, niewiele się dzieje, a seksu jest aż za dużo. Na szczęście druga połowa okazała się dużo lepsza. Z ambicjami, a humor przestał razić.
Dwie miłości..
Maggie i parkinson.
Parkinson i Maggie.
W komedii zawrzeć taki dramat.
Jak dla mnie mocny film.
Nie zgodzę się z Tobą temat podobny jak w Szkole uczuć chora dziewczyna miłość itd. Z drugiej jednak strony film został fajnie zrealizowany choć w pierwszej części filmu za dużo seksu, nie oszukujmy się miłość można pokazać w inny sposób, a nie tylko poprzez ciągłe współżycie. I ta część filmu sprawiła, że dałem 6 można go obejrzeć ale przez to o czym pisałem dużo stracił bo film ogólnie jest przyjemny.
[Spoilery]
W Szkole uczuć główny bohater zakochuje się w dziewczynie, a później dowiaduje się o jej chorobie. Tam głównym tematem jest przemiana bohatera z łobuza we wrażliwego chłopaka.
W Miłości... nacisk jest położony na zmagania z chorobą. Bardzo ważna jest chwila, gdy Jamie zaczyna rozumieć, że nic nie da jeżdżenie po klinikach i liczenie na cud, ale że musi się pogodzić z chorobą i pokochać Maggie razem z jej parkinsonem. Chodzi o akceptację. W Szkole uczuć nie było na to położonego nacisku.
Tu chcę nawiązać do filmu The Fountain. Tam z kolei Tomas Creo chcę za wszelką cenę znaleźć lekarstwo na raka, podczas gdy jego żona jest pozostawiona sama - a przecież tak naprawdę pragnie wsparcia w ostatnich chwilach. Nie otrzymuje go, bo Tom do końca łudzi się, że ją uratuje. Tu nie ma tej akceptacji i to w Źródle mi się nie podobało.
Natomiast w Love and Other Drugs bardzo ładnie pokazane są etapy - nie tylko miłości - ale także zmagania z chorobą.
Co do seksu.
Po pierwsze @zeira_3: akurat o to tu chodzi, że najpierw był seks, a później miłość, więc na pewno nie chodziło żeby "pokazać" miłość. Ona się pojawiła później i właśnie dlatego bohaterowie musieli do niej dojrzeć.
Po drugie, nie rozumiem, co wam się nie podoba. "Za dużo seksu, za dużo seksu."
Skończmy z tą pruderyjnością. Seks jest częścią życia i już, nie ma co się bać tego tematu, ani oburzać. Zostaliśmy przeprani przez amerykańską kulturę i lata PRL-u, kiedy seks był uprawiany w pokoju obok teściów. Powinniśmy się wszyscy przenieść do dwudziestolecia międzywojennego, żeby się z tego wyleczyć.
jakbym chciał to bym sobie włączył softporno i miał dużo seksu nie podoba mi się po prostu jak w filmie co 5 minut się bzykają. Takie jest moje zdanie i nie wynika ono z tego, że chciałbym w pokoju obok teściów kochać się z moją przyszłą niedoszłą małżonką
Dokładnie tak. Nie chodzi o żadną pruderyjność, tylko męczący już zaczyna się robić fakt, że do każdego filmu muszą wstawić przynajmniej kilka scen seksu. Nie mam już 15-stu lat, by oglądać takie sceny z wypiekami na twarzy, bo nie po to sięgam po tego typu filmy.