(...) To przykre, że „Miłość i miłosierdzie” trafia do szerokiej dystrybucji, podczas gdy tak drapieżne i wymagające myślenia kino, jak „Assassination Nation” w całej Warszawie grane było jedynie przez Kinotekę. Wątpię jednak, by przeciętny widz kinowy był nowym dziełem Kondrata zachwycony. Przytomni kinomani są w stanie odróżnić prawdę od obłudy, a „Miłość…” − nawet jeśli pozuje na objawienie polskiej sztuki filmowej − pozostaje mielizną, która nie powinna wychylać się poza archiwa Telewizji Trwam. Lub Telewizji Polskiej.
Pełna recenzja: We'll Always Have the Movies
(Wordpress)
ile osob obejrzy? :))) haha
Frekwencja była na tyle duża, że obraz Michała Kondrata trafił na drugie miejsce box office. Lepszy był tylko "Joker".
A paradoksalnie na IMDb prawie nikt tego filmu nie ocenił, więc zainteresowanie raczej nie jest duże. Nawet gdyby to filmidło okazało się przebojem box office'u, co z tego? Recenzje mówią same za siebie, wartości artystycznej nie ma to żadnej.
"Nawet gdyby to filmidło okazało się przebojem box office'u, co z tego?"
No właśnie to z tego. Film ma przede wszystkim na siebie zarobić. Jeżeli potrafi się zwrócić i jeszcze zarobić coś ekstra to jest to niewątpliwie sukces.
Przypomina mi się sytuacja z najnowszą Godzillą która była grubo pompowana i okazało się że zarobiła 60% tego co planowano zarobić. Planowano całą serię a teraz nie wiadomo czy czasem nie ukręcą łeb całemu projektowi. A więc pytanie jaki był sens robić ten film skoro nie potrafił na siebie zarobić?