PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=610244}

Miłość

Amour
2012
7,7 49 tys. ocen
7,7 10 1 48922
8,1 72 krytyków
Miłość
powrót do forum filmu Miłość

Pierwszą połowę filmu oglądałam ze wzruszeniem. Temat ten znam bardzo dobrze z życia, gdyż mój dziadek przez kilkanaście lat opiekował się chorą na Elzheimera babcią i miałam wrażenie iż oglądam bardzo podobną historię, bardzo wiernie oddaną. Niestety moment MORDERSTWA całkowicie zdyskredytował ten film w moich oczach. Uważam, że jest to podane w pięknym sosie (miłość, troskliwość, czułość) ohydne, wstrętne i przerażające kłamstwo pt: morderstwo kochanej osoby jest jak najbardziej ok. jeśli to ma ulżyć jej cierpieniu. Czyli innymi słowy propaganda eutanazji. Ponieważ znam ten temat z życia chciałam podzielić się z wami wszystkimi historią moich dziadków, gdyż dla mnie to jest właśnie historia prawdziwej miłości. Przed chorobą babci dziadek był osobą bardzo skoncentrowaną na sobie. Żona go obsługiwała. Przez te kilkanaście lat jej choroby całkowicie się zmienił. Nauczył się prawdziwej troski o drugą osobę. Ostatnie lata życia babcia była w stanie gorszym niż Pani na filmie. Też trzeba było ją karmić i też nie chciała jeść, też były pieluchy itp. W ogóle już prawie nie mówiła, nikogo nie rozpoznawała. A jednak dwa miesiące przed śmiercią powiedziała dziadkowi "Ja cię bardzo kocham". Dziadek walczył o jej życie do samego końca, a po jej śmierci nie mógł się z nią pogodzić. Dla niego ona zawsze, w najbardziej niepełnosprawnej formie pozostała najbliższą na świecie osobą. Choroba babci była naprawdę trudnym doświadczeniem dla nas wszystkich, a jednak jestem przekonana że każdy dzień jej życia miał głęboki sens. Nie wyobrażam sobie, żeby mój dziadek mógł coś takiego zrobić, a myśl o tym co by to znaczyło dla naszej rodziny gdyby zamordował babcię napawa mnie przerażeniem. Babcia odeszła tydzień przed dniem wszystkich świętych, miesiąc po tym jak urodził się jej pierwszy prawnuk i długo oczekiwana wnuczka. Jej śmierć miała

zabkazielona

Jej śmierć miała swój właściwy moment, a pozostawiła po sobie zamiast grobowej ciszy (jak na filmie Hanekego) potężne świadectwo miłości i wierności. Do dziś czujemy, że jest wśród nas a jej kolejna prawnuczka nosi jej imię. Dziadek zaś pozostał i jest absolutnym guru swojego małego prawnuczka, który patrzy w niego jak w obraz.
Haneke patrzy na świat z perspektywy ateistycznej, według której cierpienie jest bezsensowne. Moja rodzina patrzy zaś z perspektywy chrześcijańskiej, według której cierpienie przyjęte w zaufaniu może przynieść wielkie owoce. To nie nam ludziom przyszło decydować o życiu i śmierci. Są nam one dane, nie wiemy na jak długo. Nie wierzcie w te kłamstwa, iż eutanazja jest dobrym wyjściem. To jest po prostu morderstwo i nie sądzę, żeby ktokolwiek z was naprawdę będąc w tej sytuacji zamordowałby własną żonę dla jej dobra. Nie wierzę w to.

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

Przecież on ją zabił z miłości...

ocenił(a) film na 6
baziu_14

a jeśli nie?

tomeklp

W jego przekonaniu było to z miłości, ale dla widza (a przynajmniej dla mnie), to jednak jest sprawą kontrowersyjną i kompletnie niepojętą. Pozdrawiam Pana Tomka :)

ocenił(a) film na 6
dypsomania

Prosimy oceń film Dypsomania, abyśmy poznali Twoją opinię !
Dziękuję i nawzajem ;*

ocenił(a) film na 5
baziu_14

Gdy go o to prosiła, odmówił. Zrobił to dopiero wtedy, gdy już sam nie miał siły i cierpliwości. Na pewno z miłości?

zabkazielona

Cierpienie i jego rzekomy sens nie musi być przez wszystkich interpretowane w sposób, w jaki Ty to widzisz. Haneke i miliony innych widzą to inaczej. Nawet wierzących, nawet tego samego wyznania, co Ty.
Nie sądzę, że reżyser "kłamie, że eutanazja jest dobrym wyjściem" (jeśli ten zarzut z Twojego postu mogę przypisać reżyserowi - tak to zrozumiałam). On chyba w ogóle nie wskazuje na żadne wyjście z podobnych trudnych sytuacji życiowych. "Miłość" w mistrzowski sposób pokazuje ich niejednoznaczność. To dobry film, który nie daje gotowych odpowiedzi na zasadnicze pytania o sens cierpienia, o etyczny aspekt eutanazji. Reżyser świetnie wmanewrował widza w problem, pozostawiając go na koniec z własnymi przemyśleniami na ten temat. Każdy z nas może wybrać inne drzwi z korytarza, który w ostatniej scenie opuszcza G. Każdy z nas może nieco inaczej zinterpretować motywy jego postępku, a także dokonać moralnej oceny.
Nikt też nie wie, jak sam by się zachowywał, mając pod opieką żonę, z którą kiedyś spędził najpiękniejsze lata życia, a dziś obserwuje jej fizyczną i umysłową degradację. A takie sytuacje zdarzają się w naszej rzeczywistości... Większość widzów zacznie się zastanawiać nad tym, że podobna niedołężność może kiedyś spotkać ich najbliższych (albo jego samego). I że mogą sami borykać się z brutalną codziennością opieki nad bliskim (notabene przy naszych zarobkach to pewnie niewielu stać na to, aby przychodziła pielęgniarka trzy razy w tygodniu), że mogą nimi targać sprzeczne uczucia do zniedołężniałej, ciężko chorej bliskiej osoby - od współczucia, żalu za jego utraconą przeszłością, do zniecierpliwienia, braku sił, frustracji, czy czasem nawet desperacji (moja wierząca koleżanka odczuła ulgę po śmierci swojej mamy, która chorowała mniej więcej tak, jak bohaterka filmu - paraliż, całodobowa opieka, pieluchy, zero kontaktu, obserwowanie cierpienia - tak to wygląda). Albo że sami będą powoli tracili siły umysłowe i fizyczne. I w przebłyskach świadomości może im być z tym ciężko.

I dlatego nie podoba mi się, jeśli ktoś jednoznacznie mówi "nie wierzcie w te kłamstwa", będąc przekonanym o uniwersalności swoich przekonań, a nie dostrzegając faktu, że film niczego nie narzuca.

gosialek

Użyłam sformułowania "kłamie" bo film ten mocno mnie zbulwersował. Powiem inaczej: Reżyser manipuluje widzem, tak aby odebrał wrażenie, że to co zrobił bohater było słuszne. Na czym polega ta manipulacja:

1. Problem choroby postrzegany jest przez wszystkich bohaterów filmu, jako coś z czym nie da się pogodzić. Sama bohaterka mówi: "Nie wiem po co mam dalej żyć skoro będzie ze mną tylko gorzej". Nie do końca zrozumiałam, ale ona chyba chciała wyskoczyć przez okno, kiedy on był na pogrzebie. Nie chce, żeby wnuczek widział ją w tym stanie. Potem zaś odmawia jedzenia jak gdyby demonstrując w ten sposób, że nie chce żyć. Mamy więc wrażenie, że mąż odczytał po prostu jej wolę i spełnił ją, a to jest właśnie idea eutanazji. I on i jego córka również nie potrafią się pogodzić z chorobą. On chce ukryć żonę przed dzieckiem, no przecież lepiej, żeby nikt jej w tym stanie nie oglądał. Córka płacze, bo mama gada od rzeczy. Wypływa z tego wniosek: "Choroba i niepełnosprawność odbierają sens życiu. W związku z tym lepiej żeby chora osoba odeszła z tego świata, niż żeby zatruwała wspomnienia o sobie swoją niedołężnością.". Tak jak mówiłam przerobiłam ten temat w życiu i wiem, że można do niego podejść zupełnie inaczej. W moim domu nikt babci nie ukrywał, nikt się jej nie wstydził. Siedziała z nami przy wigilijnym stole nawet jak była w kompletnie krańcowym stadium. Przyjęliśmy jej chorobę jako element życia, coś czemu musimy stawić czoła wspólnie jako rodzina. Wielokrotnie zmieniałam babci pieluchy i uważam, że nauczyło mnie to pewnej życiowej dojrzałości. Muszę przyznać, że było to trudne i nie rozumiałam czemu babcia tak długo żyje skoro jest w tak kiepskim stanie. Kiedy jednak umarła zobaczyłam, że odeszła we właściwym momencie. Zdążyła przed śmiercią pożegnać się ze swoją siostrą, powiedziała dziadkowi że go kocha. Trochę pokory! Nie wszystko musimy rozumieć od razu.

2. Film nie pokazuje żadnych pozytywnych aspektów choroby, a uważam że takie istnieją. Mój dziadek dzięki opiece nad babcią wspiął się na wyżyny oddanej miłości. Nauczył się czegoś czego nie nauczyłby się gdyby babcie wykończył, prawdziwej troski. Kilkanaście lat było właśnie "coraz gorzej", a on wytrwał do końca. To jest dla mnie taki heroizm, coś co jako wnuczka zabiorę ze sobą na całe życie. Co zaś pozostawił bohater filmu swoim dzieciom i wnukom mordując im mamę i babcię? Oprócz tego babcia zanim weszła w ostatnie stadium była naprawdę wspaniała. Była takim dużym, dobrym dzieckiem. Zawsze dostrzegała emocje innych. Opiekowałam się się niepełnosprawnymi wiele razy i wiem, że potrafią oni nas sprawnych bardzo wiele nauczyć, jakiegoś takiego innego spojrzenia na życie.

3. Kluczem manipulacji jest tytuł filmu oczywiście. To morderstwo jest podpisane "miłość", a jak pisał inny użytkownik, główny bohater pokazany jest jako wzór kochającego męża. Myślę że to nie wymaga komentarza.

Na seansie na którym byłam było mnóstwo staruszków. Z przerażeniem myślałam o tym co przekazał im ten film. Jakie spojrzenie na być może czekającą ich chorobę, niepełnosprawność. Dlatego napisałam "kłamstwo". Bo spojrzenie Hanekego w moim odczuciu jest zafałszowaniem rzeczywistości.

ocenił(a) film na 6
zabkazielona

cieszę się, że na Twoją dojrzałą i moim zdaniem trafną diagnozę tego filmu. Z całym szacunkiem dla stojących w opozycji dla tej diagnozy, ale nikt kto kocha swoją drugą połówkę nie popełniłby takiego czynu, a przeciwnie, troszczyłby się o nią z poświęceniem do końca jej dni, tak jak twój dziadek. To zabójstwo mogło być popełnione tylko z dwóch powodów: albo ulżenia sobie wobec ciężkiego losu związanego z opieką (nagromadzenie afektu, jak się mówi w branży prawniczej) co jest samolubne (a samolubność nie ma nic wspólnego z miłością), albo wybawienie żony od cierpień doczesnego życia (co prowadziłoby do negacji tego małżeństwa przez niego... oraz całego życia, które razem przeżyli). I celnie ujęłaś zakres manipulacji (moje odczucie po obejrzeniu było identyczne) - tytuł 'Miłość' sugeruje, że ją właśnie oglądamy. Jako czynny małżonek zupełnie się z tym nie zgadzam! Tym zabójstwem Georges właśnie tę miłość unicestwia, a nawet stawia znak zapytania nad przeszłą relacją pomiędzy nimi.

użytkownik usunięty
Kazikowy

nie. trzymanie drugiej osoby jak w klatce mimo jej oczywistego bólu i cierpienia i błagania o to, by ją zabił (nawet przed drugim wylewem) nie jest aktem miłosierdzia. wolałabym poduszkę milion razy od choćby kilku dni w stanie ukazanym w końcówce filmu. nie potępiam jednak głównego bohatera - ani za morderstwo, ani za trzymanie jej przy życiu przez tak długo. ja jednak nie uważam eutanazji za unicestwienie miłości.

gosialek

zgadzam się! rezyser nic nam nie narzuca!!!! on pokazuje jedną z "opcji" która pewnie gdzieśtam na świecie się dzieje :( Też tak to odebrałam, że po obejrzeniu filmu człowiek się zastanawia nad sobą, bliskimi, cierpieniem, chorobą....co nie oznacza że każdy komu film przypadł do gustu wybrałby takie "rozwiązanie" jak w filmie!!!!! Zabicie żony można całkowicie potępić, co nie wyklucza że film może się podobać, bo film to całość, a nie tylko ta scena.

zabkazielona

Rozumiem dlaczego tak zrobił, myślałem tylko że użyje trucizny lub leków. Inaczej na ten film będą się patrzyły osoby, które uznają eutanazję, a inaczej które myślą że tylko Bóg może odebrać życie w przypadku nieuleczalnej choroby.

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

Myślę, że trudność w odbiorze tego filmu polega na odwołaniu się do własnych przeżyć, a czasem jedynie podświadomych lęków. Chociaż tytuł wprost wskazuje na miłość, to nie chodzi tu jedynie o nią. Daleki byłbym jednak od jakiegokolwiek upraszczania tego obrazu. Morderstwo, którego dopuszcza się bohater ma wiele odcieni. Musimy mieć świadomość, że H. nie pokazuje nam wszystkiego. Już w pierwszych scenach widać, że omija niektóre sceny, tak, że widz w kolejnym ujęciu musi się powoli odnaleźć - ile czasu minęło, co się stało. Myślę, że narastanie decyzji, co do tego aktu w głowie mężczyzny narastało powoli i na pewno przez większość tego czasu nie dopuszczał do siebie takiego rozwiązania. To nie jest tak, że traktuję to, jako pewność, bo w przypadku tego filmu nigdy 100% pewności mieć nie można. Na pewno nie ma też jednoznaczności w zachowaniach pozostałej dwójki. Są przecież sceny w których czuć irytację i złość kobiety, a także ona sama wspomina o zbliżającej się śmierci. Także zachowanie córki - chociaż wydaje się najbardziej oczywiste - jest trudne. Nie potrafi ona jednak zdobyć się na jakikolwiek konkretny krok. Reżyser jest zawsze z boku i ze spokojem wszystko obserwuje. Daleki byłbym od stwierdzenia, że w ogóle chodzi mu tutaj o eutanazję. On niczego nie stara się gloryfikować, ani w ogóle w żaden sposób oceniać.

tocomnieinteresuje

"Reżyser jest zawsze z boku i ze spokojem wszystko obserwuje." Otóż to. " Daleki byłbym od stwierdzenia, że w ogóle chodzi mu tutaj o eutanazję." Całkiem możliwe.

ocenił(a) film na 9
zabkazielona

" Kluczem manipulacji jest tytuł filmu oczywiście. To morderstwo jest podpisane "miłość"" . Hmmm , a gdyby znalazł się tam pytajnik , czy inaczej byś na to spojrzała ? Dla mnie to nie był film o morderstwie , mimo że do niego dochodzi . To był film o miłości . Ale czy to była miłość ? Tu już każdy niech sobie odpowie . Gdyby twórca postawił w tytule jednak pytajnik , uważam że nie miało by to dobrego odbioru . Wtedy dopiero pojawiłyby się głosy o narzucanie toku dyskusji i wywieraniu nacisku na ocenę niebywale trudnego tematu . Ja nie jestem zwolennikiem eutanazji i też jednak nie widzę tu jakiejś jej propagandy . Może za bystry nie jestem :) Dla mnie to był jednak film o miłości z bardzo dramatycznym wątkiem . Rozumiem intencje autorki tematu , ale przytoczę tutaj Twoje własne słowa : "Trochę pokory! Nie wszystko musimy rozumieć od razu" . Ja względem właśnie tej pokory , którą uznaje mówiąc że może za bystry nie jestem żeby to wszystko ogarnąć , unikałbym takich stanowczych wniosków . Bo gdybyśmy mogli zapytać twórców tego filmu o prawdziwe intencje , moglibyśmy się zapewne zdziwić ... Ja oceniam film jako świetnie zrealizowany i podejmujący bardzo trudny temat . Oceniam świetne aktorstwo - podziwiam aktorów w podeszłym wieku , zwłaszcza Madame Emmanuelle za podjęcie się odważne odegrania tej roli . Jak często im już przychodzi myśl o śmierci ? A pomimo tego zagrali tak przekonująco . Zagrali dla nas - doceńmy to ! A interpretację zrobi sobie każdy sam we własnym sumieniu . Pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

życie jest darem. gdy ja coś komuś daje to to coś staje własnością tego kogoś i już on decyduje co z tym zrobić.

ocenił(a) film na 9
zabkazielona

Moim zdaniem on to zrobił z rozpaczy, ale wynikała ona z ogromnej miłości. Wydaje mi się, że przytłoczyło go poczucie, że nie może zrobić kompletnie nic by ulżyć osobie, którą kocha.I myślę, że takie jego zachowanie może oceniać tylko osoba, która sama była w takiej sytuacji w stosunku do umierającej osoby. Nie dziecko takiej osoby czy wnuk tylko właśnie kochający życiowy partner. Niektórzy potrafią sobie poradzić z taką sytuacją a niektórzy nie - i o tym jest ten film. Tego zachowania w ogóle nie powinno się oceniać.

KarolinaMidian

Muszę przyznać, ze szokuje mnie to, że można mówić o morderstwie "tego zachowania w ogóle nie powinno się oceniać", jakby to była jakaś ogólnodostępna opcja w przypadku opieki nad osobami chorymi. Absolutnie to rozumiem, że opieka nad taką osobą jest strasznie trudna, że może prowadzić do rozpaczy itp. Niemniej ta pani w niedługiej perspektywie czasowej tak czy siak by umarła, a właśnie umarłaby w sposób godny, a nie tak straszny. Jeśli coś nas przytłacza powinniśmy szukać pomocy u innych osób. Bohater filmu zaś chciał z wszystkim dać sobie radę sam. Dla mnie morderstwo podlega jednoznacznej ocenie moralnej, nic na to nie umiem poradzić.

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

Krytykujesz w swoich postach koncepcję eutanazji i osobę reżysera za to, że próbuje manipulować widzem za pomocą emocji. Ty robisz jednak dokładnie to samo w swoich postach. Twoje opisy są przepełnione zwrotami mającymi na celu zagrać na emocjach : "moment MORDERSTWA", "ohydne, wstrętne i przerażające kłamstwo" i potem "historia prawdziwej miłości", "potężne świadectwo miłości i wierności" i jeszcze to cytowanie babci "Ja cię bardzo kocham". Myślę, że granie na emocjach nie było potrzebne do krytyki grania na emocjach.

"Haneke patrzy na świat z perspektywy ateistycznej, według której cierpienie jest bezsensowne."

Ateizm to brak wiary w jakiegokolwiek boga i nic ponad to (teizm = wiara w boga/bogów). Nie spotkałem się jeszcze z określeniem jak "perspektywa ateistyczna", ale jedyne co mogłaby ona znaczyć, to perspektywa według której prawdopodobieństwo istnienia bogów jest zbliżone do zera. Ateizm nie ma żadnego związku z kwestiami takimi jak moralność. Tak, to takie proste.

Natomiast perspektywa chrześcijańska to już zupełnie inna bajka i chętnie dowiedziałbym się, co to jest "cierpienie przyjęte w zaufaniu" i dlaczego ma dawać "wielkie owoce".

SavantDream

Myślę, że zdecydowanie brakuje mi bystrości by kimkolwiek manipulować;) Jestem osobą emocjonalną, temat ten budzi moje emocje, więc piszę w sposób emocjonalny. Piszę, co czuję i myślę po prostu.
Jako ”perspektywę ateistyczną” rozumiem to, co powiedziałeś: spojrzenie na świat nie uwzględniające istnienia Boga i to, co z tego wynika.
Bardzo chętnie ci odpowiem, jakie jest chrześcijańskie spojrzenie na tą tematykę Nie jestem żadnym autorytetem, a są to trudne sprawy, ale postaram się to wyłuszczyć na ile mi się to uda. Tak więc wiara zakłada, że moje życie to nie jest tylko „moja sprawa” która nikogo poza mną nie obchodzi. Wierząc uznaję, że istnieje gdzieś jakiś inny większy ode mnie byt, który łączy się z moim istnieniem w bardzo istotny sposób. On jest kimś, kto ma pewien wpływ na to kim jestem, jest kimś, kto zna mnie i wie lepiej niż ja sama kim mogę być. Oczywiście ten ktoś jest mega tajemnicą, ale niemniej moje życie wiele razy zapewniło mnie o jego istnieniu. Uznając, że On jest w swoim życiu odnoszę się do Niego. Poznaję, że On ma mądrość, której ja nie mam. Stąd właśnie wypływa zaufanie. Ono oznacza, że pozwalam na to, by ten mądrzejszy ode mnie byt, czyli Bóg kierował moim życiem, zgadzam się na to i w każdym życiowym doświadczeniu szukam Jego mądrości. Kiedy przychodzi cierpienie, mam dwie drogi: 1. Bunt- mówię: „Boże to bez sensu, nie podoba mi się to, wypchaj się”. Taka droga sprawia, że zostaję z tym cierpieniem sama i dopada mnie po prostu rozpacz. 2. Zaufanie- mówię: „Boże kompletnie tego nie rozumiem, to jest okropne, ale wierzę, że idąc z Tobą dam radę przez to przejść i że Ty będziesz w stanie wyciągnąć z tego jakieś dobro.” To właśnie spojrzenie wiele już razy w życiu ratowało mnie przed rozpaczą i stawiało na nogi. Dla mnie to jest jedyna droga, która dokądś prowadzi. Kiedy nią idę czuję, że choć idę w nieznane, wszystko będzie dobrze.
Owoce cierpienia. Myślę, że znajdują się one na różnych poziomach. Pierwszym z nich jest po prostu jakaś szansa na przewartościowanie życia, spojrzenie na nie z innej perspektywy. Jest taka piękna książka „Szpital na Banacha”- spisana przez kapelana tego szpitala. Ludzie w niej opisani właśnie dzięki chorobie zrozumieli własną kruchość i śmiertelność, zobaczyli, że rzeczy, za którymi gonili bardzo łatwo jest stracić. To zwróciło ich spojrzenie na Boga. Cierpienie sprawia, że potrzebujemy pomocy innych, a więc mamy szansę otworzyć się na bliskość, której nie znamy trzymając życie mocno i pewnie w swoich rękach.
Ale najgłębsze spojrzenie na cierpienie w ujęciu chrześcijańskim wymaga oczywiście odwołania się do osoby Jezusa Chrystusa. Chrześcijanie wierzą, że ten właśnie byt, który ma moc stwarzać inne byty, ten tajemniczy, istniejący poza czasem superpower, który ustalił prawa rządzące wszechświatem, pierwsza przyczyna wszystkiego, co istnieje- Bóg- jednego razu postanowił stać się jednym ze swoich stworzeń, a więc wcielił się w człowieka. Jako Bóg i człowiek zarazem doświadczył na własnej skórze wszelkiego zła, które jest na ziemi. Miał do wypełnienia pewną misję. Człowiek grzesząc wystąpił przeciwko Bogu, a za grzech ten należała mu się kara. On zdecydował się wziąć tą karę na siebie. Uczynił to z miłości. Po prostu my chrześcijanie wierzymy, że Bóg kocha to, co stwarza czyli nas (ciebie według nas też). Kiedy się kogoś naprawdę kocha chce się zrobić dla tej osoby naprawdę wiele. Kiedy się kogoś naprawdę kocha jest się gotowym poświęcić dla tej osoby własne dobro. On z miłości do swoich stworzeń, do swoich dzieci zdecydował się oddać wszystko, co miał- do końca, swoje ciało i swoją krew, po prostu wszystko. Zgodził się przyjąć karę za grzechy świata, aby ominęła ona ludzi i dlatego pozwolił się ukrzyżować, co było naprawdę masakrycznym doświadczeniem.
Otóż my chrześcijanie wierzymy, że największym owocem cierpienia przyjętego właśnie w wierze i zaufaniu jest jakieś takie duchowe podłączenie się do tego, co On zrobił. Zgadzając się ofiarować mu swoje cierpienie po prostu rośniemy w miłości. Uczymy się tak jak On rezygnować z siebie dla dobra innych. I dlatego wierzymy, że cierpienie, choć po ludzku niezrozumiałe ma jakieś wielkie duchowe znaczenie dla losów świata. To spojrzenie towarzyszyło mi podczas choroby babci. Po ludzku nie rozumiałam, ale starałam się wierzyć, że z tego cierpienia wypływa coś dobrego, czego ja nie do końca muszę pojmować swoim małym rozumkiem. Pan Haneke zaś w moim odbiorze uważa cierpienie za coś, co powinno się wyeliminować. Nasze spojrzenia zupełnie się nie zgadzają.
Nie zamierzam nikogo przekonać, ani z nikim się kłócić. Mówię po prostu jak ja patrzą na ten film i rozumiem, że każdy może patrzeć na niego inaczej.

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

Rozumiem, dzięki za obszerną odpowiedź. Nie widzę problemu w tym, że ktoś chce usprawiedliwiać sens swojego cierpienia wiarą (nie tylko religijną, ale też wiarą w jakąś sprawę, np. walkę z tyranią). Nie przemawia do mnie za to usprawiedliwianie swoją wiarą, cierpienia innych osób. Wolałbym, żeby to była prywatna sprawa wierzącego w daną filozofię, rzecz, czy religię. Natomiast, jeśli dobrze rozumiem, to nawet gdyby Twoja babcia była ateistką (założenie), to i tak traktowałabyś ją zgodnie ze swoimi wierzeniami. Nawet gdyby jej egzystencja była jednym wielkim cierpieniem i prosiłaby o pomoc w jej skończeniu, to i tak byś nie rozważyła spełnienia jej woli (ze względu na swoją osobistą wiarę)?

Moim zdaniem, decyzja o tym, czy ktoś chcę dalej "nieść brzemię cierpienia" powinna należeć tylko i wyłącznie do danej osoby i jej woli. Każdy powinien móc sam decydować o chwili swojej śmierci, nikt nie ma prawa odbierać komukolwiek tej wolności. Uważam za niemoralne narzucanie komuś swojej woli, niezależnie od tego jak bardzo wymyślnymi ideologiami jest to uzasadniane.

ocenił(a) film na 8
SavantDream

Z góry przeproszę za uproszczenia, ale czasem chyba też warto w ten sposób coś wyrazić. To trochę wygląda w ten sposób, że osoba chora nie jest na tyle trzeźwa, aby podjąć decyzję. Często, gdy dowiaduje się o chorobie zachowuje się chaotycznie i spontanicznie, a łatwo też wpaść w negatywne myśli, depresję. Z drugiej strony osoba, której choroba postępuje ma świadomość tego, co jej czeka i wtedy jej chęć śmierci tłumaczy się lękiem cierpienia, poczuciem bezsensu. W bardziej zaawansowanym stadium często mówi się tak, że choroba przejęła człowieka i nie jest on w stanie racjonalnie myśleć. Jego autorytarność jest więc dyskusyjna. Nieraz słyszy się, że ktoś chciał umrzeć, ale potem udało się go "przekonać". To, jak w przypadku człowieka na całym ciele sparaliżowanego, gdy śladowy uśmiech interpretuje się, jako grymas radości. Jeśli wg mnie to nie jest prawda, to nigdy nie wiadomo. Po prostu stan człowieka jest wielką niewiadomą. Stwierdzenie pod żadnym pozorem nie zabijać jest więc najprostszym moralnie rozwiązaniem. Często więc innym, niż słowa i decyzje osoby umierającej, której się nie słucha. Nie, bo mówi w chorobie, bo nie jest sobą itd.

ocenił(a) film na 8
tocomnieinteresuje

"Stwierdzenie pod żadnym pozorem nie zabijać jest więc najprostszym moralnie rozwiązaniem".

Jest najprostszym dla obserwatorów, którzy chcą mieć czyste sumienie i zamieść problem pod dywan. Głównymi bohaterami tych rozważań są jednak cierpiące osoby, które zadeklarowały, że chcą umrzeć. Najprostszym moralnie rozwiązaniem byłby też zakaz sprzedaży (pod żadnym pozorem) żyletek, sznurów, czy też tabletek nasennych.

Argument o braku pełnej świadomości jest trafny, ale głównie w przypadku nastolatków ze złamanym sercem. Cierpiąca osoba, której lekarze przewidują np. góra rok życia (a raczej egzystencji), powinna mieć możliwość wyboru (zdrowy fizycznie nastolatek ma ten wybór, dlatego nikt nie musi walczyć o jego "prawo do śmierci") . Przyjmując założenie o braku racjonalnego myślenia chorego, rodzi się od razu pytanie - Kto i w jaki sposób ma oceniać, czy dany człowiek myśli racjonalnie czy nie ? Ewentualne wprowadzenie prawa do eutanazji powinno się wiązać oczywiście z odpowiednim jej unormowaniem, rozwiązującym ten i inne problemy.

ocenił(a) film na 8
SavantDream

Tak naprawdę nawet nie. To prostu konserwatywne, chrześcijańskie myślenie. Fakt, ze prowadzi to do czystego sumienia,ale niekoniecznie do zmiatania problemu pod dywan. Ten problem jest, ale ma właśnie to rozwiązanie. Konserwatyzm wcale nie jest prosty. Czy łatwo jest np. dzisiaj nie sypiać z kimś przed ślubem? To wydaje się trywialne w zestawieniu z decydowaniem o śmierci.

Myślę, że wprowadzenie prawa wiązałoby się z szeregiem obostrzeń. Osoba chora, która chce umrzeć, a nie jestem w stanie sama funkcjonować, mając obok siebie inne osoby musi sama dokonywać formalności. Czasem organizm jest na tyle słaby, że w ogóle stan bycia "żywym" widoczny jest bardziej dla otoczenia, niż dla niej samej. Wiem, że to okrutne stwierdzenie, ale nie wiem, czy świadomość bohaterki filmu już nie była wyłączona. Jęki, nawet drobne słowa, wspomniane z przyszłości to znaki funkcjonowania mózgu, ale w jakim stopniu jeszcze istnienie świadomości? Nigdy nie możemy być pewni, jaki jest stan psychiczny i możliwość decydowania. Ci chorzy, którzy mają jeszcze resztki witalności potrafią sami targnąć się na swoje życie i wtedy też część otoczenia nie potrafi tego zaakceptować. Ci chorzy, którzy godzą się z nadchodzącą śmiercią blokują w sobie choćby przyjmowanie pokarmów i płynów. Organizm przestawia się wówczas na umieranie, a kilka dni bez płynów to problemy w jamie ustnej. Do tego dochodzi ciągłe leżenie, co prowadzi do zaniku krążenia krwi. Tak naprawdę w tym filmie jest pokazane, że decyzja o braku bycia w szpitalu, wynajęciu specjalnego materaca, przekonywanie do jedzenia itd. były rzeczami, które dały ten dodatkowy czas. Zgorzknienie przyszło wtedy, gdy okazało się, że tak naprawdę życie z tej osoby w miedzy czasie już uszło. Pozostał organizm.

ocenił(a) film na 8
tocomnieinteresuje

"Ci chorzy, którzy mają jeszcze resztki witalności potrafią sami targnąć się na swoje życie i wtedy też część otoczenia nie potrafi tego zaakceptować. Ci chorzy, którzy godzą się z nadchodzącą śmiercią blokują w sobie choćby przyjmowanie pokarmów i płynów."

Tylko czy naprawdę muszą się na to skazywać jak np. Tony Nicklinson ? Dodatkowe cierpienie jakie się z tym wiąże musi być niewyobrażalne. Jako społeczeństwo powinniśmy być w stanie zaoferować im coś więcej - godną śmierć pozbawioną dodatkowego cierpienia. Tak, by nie musieli być zmuszani do zostawania męczennikami w imię wolności osobistej.

ocenił(a) film na 8
SavantDream

Mogę mówić za siebie, ale jeśli zechcę być bardziej uniwersalny to już jest gorzej. Ciężko zdecydować o wyglądzie takiego prawa i zaspokoić wszystkich, a szczególnie różnice w zasadach religijnych i moralnych obecnych na świecie. To, co z perspektywy naszej najbardziej popularnej religii złe, nie musi takie być z innej perspektywy. W dodatku - samobójstwo jest grzechem ciężkim i targnięcie się na swoje życie nawet w imię cierpienia nic nie zmienia. Po prostu to myślenie nie uznaje kompromisów. Pokazywanie filmów, pisanie o tym itd. jest zawsze krokiem ku dyskusji. Z drugiej strony - wracając do tego obrazu - on akurat nie jest jedynie o tym i jest głosem bez oceny.

SavantDream

Myślę, że nie jest możliwym, by prawnie odróżnić sytuacje, w których chora osoba doświadcza depresji i dlatego ma myśli samobójcze od sytuacji kiedy jest w pełni świadoma swojej decyzji. Sama miałam myśli samobójcze i jestem bardzo wdzięczna za to, że nikt mi w tym momencie nie dopomógł ich zrealizować.

SavantDream

Trudno jest mi się wypowiadać na ten temat w oderwaniu od moich przekonań religijnych, nie jestem też mocna w tego typu dyskusjach, ale spróbuję. Nie wyobrażam sobie, żeby moja babcia nawet będąc ateistką powiedziała jednego razu: „Mam dosyć tego Elzheimera dajcie mi umrzeć”. Dlaczego? Śmierć bowiem dla każdego człowieka wierzącego, czy nie jest wielką niewiadomą, przejściem przez próg zza którego nie ma już odwrotu, jest też utratą wszystkiego co mamy i kochamy tutaj na ziemi. Kiedy więc człowiek może tego chcieć? Wtedy, kiedy nie żałuje już porzucić niczego co jest na ziemi, kiedy życie jest tylko i wyłącznie cierpieniem i rozpaczą i lepszy jest ten skok w nieznane niż ta dalsza męczarnia. Moim zdaniem, kiedy człowiek naprawdę czuje się kochany (a moja babcia była), to nawet kiedy cierpi nie będzie się tak bardzo śpieszył na tamten świat. Nie będzie chciał porzucać swoich bliskich i sprawiać im bólu swoim odejściem. Zdarzają się oczywiście chwile depresji, kiedy człowiek wątpi w sens własnego życia, ale właśnie dzięki miłości można te chwile przetrwać.
Myślę sobie, że człowiek chory może też być pod wpływem jakiejś społecznej presji, którą ja zaobserwowałam na tym filmie pt: „Choroba sprawia, że jestem ciężarem dla innych. Lepiej żeby mnie nie było, żeby nikt nie widział mnie w takim stanie, żeby wszyscy pamiętali mnie, jako osobę młodą i piękną”. Tego typu presja może również nakłaniać osobę do wyboru śmierci. W dawnych czasach starość i niedołężność były normalnym i powszechnie akceptowanym elementem życia. Na niejednym piecu kaflowym drzemał dziadek- senior rodu. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że w takim stanie powinno się go wykasować. Starość była jednym z elementów cyklu rodzenia się i umierania, ostatnim etapem drogi, którą każdy z nas musi przejść. Nie była zaś powodem wstydu i płaczu jak na filmie Hanekego. Współczesny świat nie akceptuje starości. Ona jest nie trendy, nie medialna, nie ładna. Myślę, że jest w tym jakaś wielka pomyłka, jakiś wielki błąd. Dopuszczenie eutanazji to właśnie pozwolenie na to by ta presja w miażdżący sposób uderzyła w życie osób chorych i starych: „Czujesz się niepotrzebnym starym gratem? To świetnie, bo właśnie jest szybki sposób żebyś się stąd wyniósł”.
Pójdźmy jednak za twoim rozumowaniem. Mówisz, że człowiek jest wolny i powinien sam decydować czy chce żyć czy umrzeć. Ok. Wyobraźmy sobie jednak tą szczytną ideę w realiach polskiej służby zdrowia. Czy ze zgrozy nie dostajecie ciarek na grzbiecie? Wyobraźmy sobie taką właśnie osobę, która nie chce już żyć, jest zrozpaczona, ma dosyć cierpienia. A może ta osoba po prostu nie ma nikogo bliskiego i dlatego jej życie straciło sens? W tym momencie jest jednak szybkie rozwiązanie- w imię jej wolności dostaje bezbolesny zastrzyk i koniec. Gdyby to rozwiązanie było tak proste ilu ludzi w depresji, zamiast walczyć z rozpaczą odeszło by zbyt szybko. Może raczej zamiast walczyć o prawo takich osób do śmierci, powinno się pomyśleć, w jaki sposób udzielić im pomocy, tak by mogły odzyskać wiarę w życie. Chrześcijanie nazywają to miłosierdziem.
Kolejna sprawa to myśl o tym, jakie konsekwencje miałoby to gdyby dać lekarzom- powołanym do ratowania życia- narzędzie do zadawania śmierci. Jak ogromne pole do nadużyć to stwarza. No i powstaje pytanie: „Czy mamy moralne prawo, obciążać kogokolwiek, jakikolwiek zawód odpowiedzialnością za czyjąś śmierć?”. Z tego co słyszałam w Holandii, gdzie eutanazja jest dopuszczalna wielu ludzi boi się iść do szpitala, bo jeśli stan nie rokuje poprawy do eutanazji może dojść nawet bez ich zgody. Taka jest w praktyce konsekwencja wprowadzenia eutanazji.
Film Hanekego odnosi się do tej kwestii w moim odczuciu w jeszcze bardziej makabryczny sposób. Tutaj nie chodzi o morderstwo na życzenie, o jakim ty piszesz. Czy żona głównego bohatera poprosiła go by to zrobił? Nie! On zrobił to sam, bo uznał, że tak jest dla niej najlepiej. Podobnie o osobach chorych i niepełnosprawnych uważał Adolf Hitler, tylko nie nazywał tego miłością. Takie więc jest w moim odczuciu podstępne, owinięte we wspaniałe aktorstwo, przesłanie tego filmu: „Dla osób niedołężnych takie jest najlepsze wyjście, żeby pomóc im zejść z tego świata. Jest to akt miłości, przerwanie ich cierpienia”. Bardzo mnie zasmuca to, że tak wielu z was kupiło to przesłanie. Do czego ono może prowadzić, aż strach pomyśleć. W imię w ten sposób pojmowanej miłości można by np. wykańczać niepełnosprawne dzieci, osoby upośledzone itp. Brrr… Straszne.

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

"Moim zdaniem, kiedy człowiek naprawdę czuje się kochany (a moja babcia była), to nawet kiedy cierpi nie będzie się tak bardzo śpieszył na tamten świat"

Nie mam z tym absolutnie najmniejszego problemu. Jeśli dana osoba chcę żyć mimo cierpienia, to powinna mieć do tego prawo. Takie prawo obecnie ma i odpowiednie unormowanie kwestii eutanazji (przykłady - Holandia i Szwajcaria) by tego nie zmieniło.

Zgadzam się co do dziwnego podejścia współczesnego świata do ludzi starszych, brakuje uwagi i szacunku, wiele się zmieniło podczas poprzedniego stulecia. Moim zdaniem to wina przede wszystkim mediów i chciwości ("największą i najłatwiejszą do manipulowania grupą jest ta najmłodsza, więc skupmy się na niej"). Kompletnie nie zgadzam się jednak z tym, że wprowadzenie eutanazji stworzy presję na osoby starsze. Sprawny fizycznie emeryt ma możliwość odebrania sobie życia również teraz, dla niego nic się nie zmieni. Jeśli faktycznie istnieje problem "jestem ciężarem dla innych", to jest nim bezpośrednie otoczenie tego człowieka. Analogiczną sytuacją mogłoby być wygłoszenie przez prezydenta w orędziu zaniepokojenia faktem, że społeczeństwo się starzeje i zbyt dużo pieniędzy z budżetu jest kierowane na poczet emerytur. Czy takie hipotetyczne zdarzenie również byłoby impulsem dla ludzi starszych do odbierania sobie życia ? Trochę więcej wiary w bliźnich.

"Wyobraźmy sobie taką właśnie osobę, która nie chce już żyć, jest zrozpaczona, ma dosyć cierpienia. A może ta osoba po prostu nie ma nikogo bliskiego i dlatego jej życie straciło sens? W tym momencie jest jednak szybkie rozwiązanie- w imię jej wolności dostaje bezbolesny zastrzyk i koniec. "

Bazując na Twoim opisie, wyobrażam sobie osobę, która cierpi psychicznie, a nie fizycznie. Taka osoba ma prawo w każdej chwili samodzielnie zakończyć swój rodzaj cierpienia, może to zrobić w domowym zaciszu i nikt jej tego prawa nie odbiera. Eutanazja ma być daniem możliwości godnej śmierci dla osób, których egzystencja jest nie do wytrzymania z powodu cierpienia fizycznego (pogrubiłbym to zdanie gdybym wiedział jak).

"Może raczej zamiast walczyć o prawo takich osób do śmierci, powinno się pomyśleć, w jaki sposób udzielić im pomocy, tak by mogły odzyskać wiarę w życie. Chrześcijanie nazywają to miłosierdziem. "

Są przypadki osób, które mimo niepełnosprawności zdecydowały się żyć dalej (świetnym przykładem jest Stephen Hawking), ale po drugiej stronie barykady są osoby, które zdecydowały inaczej i to prawo jest im odbierane (przykład to Tony Nicklinson i jego śmierć głodowa). Właśnie dla takich osób jak Tony to prawo powinno być dostępne. Nie rozumiem za to, w jaki sposób chcesz dać odzyskać wiarę w życie osobom, których cała przyszła egzystencja ma być naznaczone cierpieniem fizycznym. Próba wmawiania im sensu życia, którego nie chcą i odmawianie im prawa do śmierci uważam raczej za wymyślną formę tortury.

"Z tego co słyszałam w Holandii, gdzie eutanazja jest dopuszczalna wielu ludzi boi się iść do szpitala, bo jeśli stan nie rokuje poprawy do eutanazji może dojść nawet bez ich zgody. Taka jest w praktyce konsekwencja wprowadzenia eutanazji. "

O tym nie słyszałem, jakieś źródło byłoby mile widziane. Jeśli to prawda, w co ciężko mi uwierzyć, to mam nadzieję że u nas byłoby to lepiej unormowane. Samodzielna decyzja lekarzy o odebraniu życia pacjentowi brzmi absurdalnie i byłaby raczej odebraniem prawa do życia.


" Do czego ono może prowadzić, aż strach pomyśleć. W imię w ten sposób pojmowanej miłości można by np. wykańczać niepełnosprawne dzieci, osoby upośledzone itp. Brrr… Straszne. "

Wizje rodem ze starożytnej Sparty. Nie wiem skąd aż takie skojarzenia po obejrzeniu tego filmu. To o czym piszesz (również nawiązanie do Hitlera) to idealne przykłady odbierania prawa do życia (np. Holokaust). Coś zupełnie innego niż eutanazja, związkiem jest w obu przypadkach odbieranie prawa.

zabkazielona

Nie wypowiem się na temat filmu. Ale uważam że wypowiadasz się w temacie bardzo szerokim, biorąc perspektywę jednego doświadczenia. Usprawiedliwianie cierpienia wolą wyższej istoty jest wygodne i proste. To myslenie dziecka, zostałem ukarany przez ojca widocznie tego wymaga moje dobro. Takie myślenie pozwala poddać się cierpieniu i jest niebezpieczne co wskazuje przykład Matki Teresy.

ocenił(a) film na 8
zabkazielona

ja też dziękuję za długi i treściwy post!

zabkazielona

My się chyba znamy:)

Cóż, rozumiem Twoje emocjonalne podejście do filmu i szanuje Twoje zdanie.
Sam zresztą tematu eutanazji unikam w filmach jak ognia. Przykładowo po filmie Eastwooda "Za wszelką cenę" miałem ochotę rozszarpać reżysera. I tutaj również poczułem jakby mnie ktoś obuchem zdzielił. Ale im dłużej się zastanawiam tym bardziej doceniam sposób opowiedzenia tego. Jeśli rzeczywiście takie są poglądy Haneke na sprawę życia i śmierci, to przedstawił je tak, że chce z nim dyskutować, prowadzić polemikę i jestem w stanie zrozumieć go i szanować. Bo czy gdy ktoś ma inne zdanie niż my nie możemy pochwalić jego dobrej argumentacji.
Inna sprawa, że to przede wszystkim film. I jako film jest niemal bezbłędny. Wyrezyserowany perfecto, aktorsko genialny. Po prostu maestria.

A teraz inne podejście. Znasz jakiś inny film Hanekego? Bo widzisz, ten facet to prowokator, hochsztapler i ogólnie jajcarz. Uwielbia grać z widzem. Wielu uważa, że to jego pierwszy film "na serio". Ale czy na pewno? Może to tylko kolejna gra? Może słowo "miłość" jest tu użyte w ironii. Może wcale nie jest to propaganda eutanazji? Możę przeciwnie? Tego się pewnie nie dowiemy. Prowokator nie wyjaśni. A skąd wiem, że może grać? W filmie "Funny Games" aktorzy czasem rzucali oczko do kamery do widza, a tytułowe "games" wcale nie były "funny".
Tak czy siak, to też sztuka, by zrobić film obok, którego nei sposób przejść obojętnym, który wierci, świerzbi, który powoduje, że ludzie specjalnie zakładają konto na portalu by podzielić się swoją opinią:P

Na mnie film zrobił kolosalne wrażenie i tego się trzymam.

krysiron

I jeszcze jedno:
W styczniowym magazynie "Kino" (ciagle do kupienia) wybrano najlepsze filmy 2012 roku. "Miłość" wygrała, ale co ważne na tej rozmowy, to to, że widać jak poszczególnie redaktorzy głosowali. I wyobraź sobie, że ksiądz-kinoman Ks. Andrzej Luter uplasował "Miłość" na drugim miejscu w swojej osobistej liście!

krysiron

Tak ci odpowiem: jeśli ktoś podaje ci truciznę opakowaną w pyszne ciasteczko, czy będziesz mówił- "Ale pyszne ciasteczko, to jest dla mnie najważniejsze że jest pyszne i wszystkim będę je polecał" czy raczej "Nie ma co kupować tego ciasteczka, bo mnie otruje"? Myślę, że taka jest sytuacja z tym filmem. W pięknej oprawie podaje trujące, makabryczne przesłanie i dlatego wszystkim go odradzam i uważam, że trzeba mu się przeciwstawiać. A ten ksiądz co go tak dobrze ocenił jest dla mnie bardzo wątpliwej jakości autorytetem duchowym, uważam, że powinien się poważnie zastanowić nad tym co robi.

zabkazielona

Moim zdaniem, moiżna traktować ten film równie dobrze jako film przeciwko eutanazji. Można z niego tak wiele wyciągnąć. Poszłaś po najprostrzej linii oporu.

ocenił(a) film na 6
zabkazielona

No tak, ksiądz ma wątpliwe morale, bo ty nie potrafisz zrozumieć tego filmu! No tak, to takie proste :)

ocenił(a) film na 10
zabkazielona

Nie zgodzę się, że ten film jest o eutanazji, w ogóle mieszanie eutanazji do interpretacji mocno go spłyca.
Przez te dwie godziny ani razu nie pada słowo na "e", a główny bohater robi dla swojej żony co może. To, że reżyser nie epatuje ciepłem, ani nie stara się pokazywać pozytywnych aspektów choroby, wynika przede wszystkim z chęci jak najbliższego oddania rzeczywistości na ekranie. Faktycznie mogłoby być lepiej, ale też gorzej. Przywołam jeden przykład z mojej rodziny. Szwagier babci również dostał Alzheimera, czy czegoś w tym rodzaju, dość powiedzieć, że zupełnie przestał być sobą, stracił pamięć i robił pod siebie. I nie spotkał sie ze zrozumieniem ze strony rodziny. Żona go tłukła kulami, a reszta tylko temu przyklaskiwała, bo "on robił pod siebie ze złośliwości". Sama więc widzisz, jak tragiczne było to położenie.
Stąd też w czynach bohatera widziałem tylko i wyłącznie miłość, nawet jeśli na pierwszy plan wysuwało się zmęczenie i poczucie beznadziei. Scena morderstwa faktycznie miała wywołać w widzach szok, bo nic jej nie zapowiadało. Ale nikt chyba nie przyklasnął decyzji Georgesa ani nie uznał ją za dobrą, czy słuszną. Jego czyn był morderstwem, ale czy jego można nazwać mordercą? Czy powiedziałabyś, że był zimnym draniem bez serca, bydlakiem? Ja nie. Życie jest po prostu zbyt pełne tylu odcieni szarości, by kino miało pokazywać tylko skrajne wersje.

ocenił(a) film na 10
zabkazielona

Gdy oglądałam film także zaskoczyło mnie zakończenie, ale nie uważam, by była to propaganda eutanazji. Dla mnie każda książka, film (o ile nie są oparte na faktach) jest przede wszystkim historią- ciekawą lub mniej, opowiedzianą lepiej lub gorzej. Oczywiście, istnieją także dzieła "zaangażowane", ale nie wydaje mi się, by Miłość była jedną z nich.

zabkazielona

Twoje wypowiedzi w tej dyskusji przywracają mi wiarę w ludzi. Zgadzam się z Tobą w 100 %. MORDERSTWO zawsze będzie złem, chociażby tysiące autorytetów przez tysiąc lat powtarzało, że jest inaczej. Przerażające jest to jednak, jak łatwo jest manipulować ludźmi. Ten film jest niezwykle DEMORALIZUJĄCY.

zabkazielona

Ja jak najbardziej popieram eutanazję, sama nie chciałabym żyć jak bohaterka tego filmu. Mówisz o historii twojej własnej babci i dziadka i mówisz, że widzisz w tym głęboki sens, że to wiele dało wam zrozumienia i było dla was może pouczającym doświadczeniem - super, tylko widzisz, to miało jakieś pozytywy dla wszystkich z was z wyjątkiem samej zainteresowanej czyli twojej babci. utrzymywanie na siłę przy życiu jest bardzo egoistyczne i każdy człowiek ma prawo do życia jak również ma prawo wybrać śmierć i nikt inny nie może decydować, choć może pomóc. nie zgadzam się z tym, że zabicie kogoś zawsze jest złem, ja nie patrzę na życie w kategorii dobre czy złe, bardzo szanuję wolną wolę innych istot i ich prawo do decydowania o swoim życiu. podajcie jakiś logiczny argument, dlaczego zabicie człowieka zgodnie z jego wolą jest złem. odebraniem życia na siłę na jest w porządku. można się tylko zastanawiać, czy ta kobieta nie zmieniła pod koniec życia zdania, ale bardzo wątpię, cały czas było widać, że nie chce jej się żyć i gratuluję jej mężowi podjęcia prawidłowej decyzji. tylko nie powołujcie się na religijne przykazania, bo religie i mity wiadomo, gdzie można sobie wsadzić. prawdziwy bóg nie osądza, chce tylko żeby ludzie byli szczęśliwi. przykazania wymyślili ludzie chcący podporządkować innych ludzi i tak to się kręci już dosyć długo, a ludzie nadal wyznają jakieś dogmaty i inne

ocenił(a) film na 5
katarzyna23x

Wydaje mi się, że religię należy wsadzić do rozumu, który oceni jej prawdziwość lub nieprawdziwość. Ja wsadziłem i wyszło mi, że Jezus jest postacią historyczną tak jak Sokrates, Platon, Homer. Warto też zauważyć, że grupa rybaków i celników nie miałoby żadnego interesu wymyślania własnego Boga, bo w Izraelu za takie herezję dostawało się kamieniami w głowę. Hehe a później jeszcze postanowili nawracać najpoteżniejsze imperium świata - Rzym. Trochę tak jak ja bym nawracał z kolegami kraje muzułmańskie. Jedynym sensownym motywem ich działania było to, że zobaczyli Jezusa Zmartwychstałego, a nie pomysł, że chcieli zawładnąć światem. Pani Katarzyno, Pani też wyznaje dogmaty np przestrzegając kodeks drogowy. Więc dogmaty nie są problemem, lecz ewentualnie ich prawdziwość. A odniosłem się do pani wypowiedzi ,bo jest po prostu stereotypowa. Wrzucanie religii i mitologi do jednego wora, razi w oczy. Jeszcze jakaś osoba wątpiąca w to uwierzy. Nie wiem, też skąd Pani zna prawdziwego Boga, ale to tak już na marginesie

Co do filmu nie podobała się mi postawa Anny. Nie wykazała żadnej woli walki. Od razu jakby się poddała. Uważam także, że proszenie albo zmuszenie kogoś do zabicia (wykonania eutanazji) jest niemoralne i egoistyczne.

katarzyna23x

Zastanawiam się ostatnio nad tym czym jest życie. Myślę sobie: składam się z tylu atomów, tylu komórek, tylu myśli, emocji, doświadczeń, a to wszystko w tajemniczy sposób łączy się w jedną żywą, niespokojną, wiecznie czegoś poszukującą osobę. Życie jest mega tajemnicą, czymś co przerasta nas samych. Podlega nieustannym przemianom. Nie rozumiemy tak naprawdę tego, kim jesteśmy. Gdzieś tam w nasz byt wpisane jest działanie i moc Boga, których nie jesteśmy w stanie pojąć. Eutanazja, aborcja godzą w tą tajemnicę, próbują zrobić z życia niemalże produkt, którego można się pozbyć, gdy przestaje nam się podobać. A dla mnie jest to na maksa niesamowite, że kupka materii na kilkadziesiąt lat mojego życia staje się dynamiczną, służącą mi całością, po to by znów stać się częścią ziemi. Choć oczywiście wierzę, że ja to o wiele więcej niż ta materia. Dzielę się z Panią tymi przemyśleniami, chciałabym by się na coś Pani przydały:)

zabkazielona

Jeszcze zapomniałam dopisać myśli o mojej babci. Myślę, że to doświadczenie choroby było wpisane w historię jej życia, historię naszej rodziny. Było częścią większej całości, a nie wyizolowanym, bezsensownym faktem. Babcia także opiekowała się chorą na Elzheimera osobą, potem miała okazję sama tego doświadczyć. Choć było w tym wiele cierpienia, doświadczyła także wielkiej miłości swojego męża, a takie doświadczenie jest czymś niezwykle cennym. Miłość jest wspólną drogą, a każdy etap tej drogi, który się przejdzie razem rozwija tą miłość i ubogaca. Jest taka chrześcijańska pieśń "każde cierpienie mam sens, prowadzi do pełni życia". Wierzę że tak było w jej przypadku i nie sądzę, że na jakimkolwiek etapie choroby wybrałaby śmierć zamiast życia. Życie jest darem do samego końca, dla wszystkich tych, którzy pragną ten dar w zaufaniu przyjmować od Boga.

ocenił(a) film na 9
zabkazielona

ja odebrałam to w ten sposób, że on zabił, ponieważ cała ta sytuacja go PRZEROSŁA, za wszelką cenę chciał zaopiekować się żoną, jednak on też miał już swoje lata... film naprawdę mocny, wzruszający i zdecydowanie godny polecenia!

zabkazielona

Pełna zgoda, scena zabójstwa schorowanej żony, określa temat filmu. Dobra warsztatowo agitka eutanazji, wykorzystująca począwszy już od tytułu najbardziej typowy chwyt manipulacyjny, stosowany przez ich zwolenników, przedstawiający odebranie bliskiemu życia jako gestu miłości.
Szacunek dla autorki wpisu, przytoczyłaś piękne świadectwo i sama je dałaś.

zabkazielona

Zgadzam sie z Toba zielonazabko. Podobnie to odczulem. Juz uderzenie w policzek, gdy odmowila picia bylo dla mnie lekkim wstrzasem. Ale koncowe morderstwo, a scisle sposob w jaki zostalo zrealizowane, bez wzgledu na motywy jest niedopuszczalne. Nie wyobrazam sobie bym w ten sposob mogl usmiercic nawet najbardziej cierpiaca bliska mi osobe i nie chcialbym by i mnie w ten sposob usmiercono. Wiem, u niego byl to impuls, przyplyw chwili. Wiekszosc morderstw dokonywane jest impulsywnie, w afekcie. Nie ma wytlumaczenia na takie postepowanie i to bez wzgledu na nasza religijnosc lub jej brak. By wlasciwie ocenic postepowanie kogos drugiego wystarczy samemu wcielic sie w role ofiary. Naprawde chcielibysmy zostac uduszeni, nawet potwornie cierpiac? Ja na pewno nie. Nie zastanawialem sie nad eutanazja, nie jest to dla mnie zaden rozdzierajacy problem moralny, mysle ze w obliczu cierpienia drugiej osoby, widzac jej, nawet nieme, blaganie o koniec, zgodzilbym sie jej pomoc odejsc z tego Swiata. Ale wymyslilbym i zrealizowalbym to w sposob o wiele bardziej humanitarny, przede wszystkim bezbolesny. Obym zreszta nie musial miec nigdy takich dylematow.