po 30 minutach czekałem już tylko na koniec, a rzadko mi się zdarza żebym właśnie tak oceniał film.
Wielu ludzi pewnie znów będzie się zachwycało co to za wielkie dzieło same ochy i achy a pewnie 99% widzów po seansie pomyśli sobie ''było warto przeznaczyć na ten film 2 godziny?'', ale na forum publicznym trzeba oczywiście się zachwycać bo przecież to ambitny film i nie można mieć innej opinii. Ja mam i myślę że niestety nie warto było wybrać się na ten film do kina.
5/10 za końcówkę, gdyby trwał o pół godziny krócej ocena poszłaby o jedno oczko w górę ale było jak było.
"Uwielbiam" podsumowanie filmu pojęciem 'nudny'. To słowo zarezerwowane jest juz chyba dla osób nie potrafiących sklecić konstruktywnej opinii w nawiązaniu do treści filmu.
Ale ubawiło mnie pojęcie 'pseudointeligencki'. Cóż za wyszukany neologizm. Czyli podejrzewam, ze dla tych, którzy chcą np. po zawodówce udawać tych po studiach?
Ale zaraz zaraz, prawdziwa inteligencja zachwyca się 'Dniem niepodległości'.
Wyobraziłem sobie scenę (taką z 'Klanu' tym razem, nie z 'Milosci': mama forumowicza Metteuush umiera w szpitalu. Matteuush błaga lekarza i pielęgniarkę zeby cos zrobili. Pielegniarka wzdryga sie i mowi do Metteuusha 'wie pan co? to juz jest nudne' i konczy spokojnie papierosa.
Twój wypad do mojej osoby od razu powinien dyskwalifikować Ciebie jako kogoś z kim można porozmawiać na jakimś przyzwoitym poziomie, ale cóż, pozwolę sobie odpisać na Twoje wyrafinowane zaczepki.
''Czyli podejrzewam, ze dla tych, którzy chcą np. po zawodówce udawać tych po studiach?'' Cóż, jak życie pokazuje posiadanie papierka nie tworzy z prostaka osoby inteligentnej, ale żyj dalej w przeświadczeniu że ukończenie zaocznie studiów z informatyki robi z Ciebie ''ynteligenta''.
Dzień Niepodległości? Świetny film w swoim gatunku i to jak na rok 96' więc o co Ci chodzi?
Na pożegnanie i myślę zakończenie naszej owocnej rozmowy, życze Ci abyś żył dalej w swoim wyimaginowanym świecie i uważał się za konesera filmowego jak i osobę lepszą od kogoś ''po zawodówce''.
Bez odbioru szlachcicu.
No i dyskwalifikuje. na Twoja wypowiedź zareagowałem myślą "Spoko, człowiek ma prawo do własnej opini". A na odpowiedź "@requin" pomyślałem "Rany, co za buc".
Swoją drogą, to ironiczne, że ci co wysoko oceniają owe "ambitne filmy", często odpowiadają w bucowaty sposób. Czyli jakoś ta "sztuka wyższa" na nich nie wpływa...
Niestety muszę się zgodzić, jestem fanem Haneke, jest to reżyser jak mało który potrafi prowokować, zmusić widza do myślenia, jednak w przypadku najnowszego dzieła najzwyczajniej mu to nie wyszło. Na prawdę rzadko zdarza mi się patrzeć na zegarek w trakcie seansu, tym razem zdarzyło mi się to co najmniej 3 razy. Owszem są w tym filmie rewelacyjne sceny(scena snu), jednak w przeważającej części reżyser nie podjął próby zgłębienia tematu. Nie wiem, może to wynika z faktu, że sam w życiu doświadczyłem pokrewnej sytuacji i emocje mi wówczas towarzyszące oraz myśli były bardziej skomplikowane od tych przedstawionych na ekranie. Co gorsza miałem deja vu z "Lotu nad kukułczym gniazdem", kto widział będzie wiedział o jaką konkretną scenę chodzi. Dochodzę też do wniosku, że nazwisko twórcy, podobnie jak nazwiska von Trier, Allen, czy Coen dają im pierwszeństwo do nagród bez względu na jakość kolejnego filmu.
Rzecz pierwsza - stwierdzenie, że film był nudny, nie jest ŻADNYM argumentem, ponieważ jego znaczenie jest wysoce nieostre i wymaga dookreślenia, dlaczego Ci się nudziło. Rzecz druga - nie zawsze przewidywalność jest wadą, "Miłość" to nie kryminał i nie opiera się na zaskoczeniu. Sam dobrze wiedziałem, jak to się skończy, nie przeszkodziło mi to jednak docenić kunsztu widocznego w konsekwentnym prowadzeniu "fabuły".
"Rzecz pierwsza - stwierdzenie, że film był nudny, nie jest ŻADNYM argumentem, ponieważ jego znaczenie jest wysoce nieostre i wymaga dookreślenia, dlaczego Ci się nudziło."
Jeżeli ktoś ogląda jakiś film i non stop zerka na zegarek i modli się, aby film się skończył, bo już mu się oczy kleją, to w tym filmie wiele rzeczy go raczej nie zainteresowało = nudny.
Zauważ, że nie opisujesz tu filmu, tylko widza. Pytanie "Dlaczego ktoś non stop zerka na zegarek?" wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Dlaczego???Bo fabuła go nie zainteresowała i inne elementy też się nie podobały.Dlatego uważa, że film jest słaby.Oczywiście dla niego.
Masakra. Zawsze ograniczasz się do "fabuła mnie nie zainteresowała", "nie podobało mi się", "nuda"? Nie mówisz np. "Fabuła nie była przekonująca, bo w pierwszej części bohater zachowuje się tak a tak, a potem nagle tak a tak, co jest niespójne." albo "Zdjęcia mi się nie podobały, ponieważ zastosowany klucz kolorystyczny i kamera z ręki nie pasują do nastroju kreowanego przez scenariusz i dialogi"? Dopiero analizując cokolwiek zaczynasz rzeczywiście mówić o filmie, a jeśli tego nie robisz, to ubolewam nad ubóstwem Twoich dyskusji o sztuce.
1.Tego filmu jeszcze nie widziałem.
2.Nie znam się na sztuce i nie jestem jakimś wielkim krytykiem filmowym.Na szczęście.
Pisząc fabuła, miałem na myśli historię.Wybacz, ale jeśli historia cię nie wciągnęła, jeśli nie interesuje cię to, co wydarzy się za chwilę, jeśli nie interesują cię losy bohaterów, to nie obchodzi cię za bardzo, czy coś jest spójne, czy nie.
"Zdjęcia mi się nie podobały, ponieważ zastosowany klucz kolorystyczny i kamera z ręki nie pasują do nastroju kreowanego przez scenariusz i dialogi"
To jakaś definicja snoba czy coś???
To jest PRZYKŁAD. Przykład ARGUMENTU. Twoja reakcja świadczy o tym, że, jak oczywiście mogę tylko podejrzewać, zazwyczaj nie starasz się przemyśleć i przedyskutować obejrzanego filmu. Nawet, a może tym bardziej, jeśli jest słaby. Do książek też masz takie podejście? Nie patrzysz na przykład, jak są napisane?
"To jest PRZYKŁAD. Przykład ARGUMENTU. Twoja reakcja świadczy o tym, że, jak oczywiście mogę tylko podejrzewać, zazwyczaj nie starasz się przemyśleć i przedyskutować obejrzanego filmu. Nawet, a może tym bardziej, jeśli jest słaby."
Raczej wychodzę z założenia, że jeśli film jest słaby, to nie ma o czym dyskutować za bardzo.Dyskutować mogę na temat filmów, które mi się podobały, a najlepiej się dyskutuje na temat filmów, które całkowicie cię oczarowały.
"Do książek też masz takie podejście? Nie patrzysz na przykład, jak są napisane?"
Raczej nie.Interesuje mnie przedstawiona historia, klimat, losy bohaterów i to jak zostali zaprezentowani, jakieś zwroty akcji, budowanie napięcia itd.
"Raczej nie.Interesuje mnie przedstawiona historia, klimat, losy bohaterów i to jak zostali zaprezentowani, jakieś zwroty akcji, budowanie napięcia itd."
Wiesz, problem w tym, że za to właśnie odpowiada język, którego użył autor.
Jak widać na razie czytałem książki, w których został dla mnie użyty odpowiedni język, bo nigdy nie narzekałem na elementy zawarte w książkach.
I wyobraź sobie, że też nie jestem krytykiem filmowym, ale znajduję przyjemność w rozkładaniu filmów na czynniki pierwsze. Nie znaczy to oczywiście, że każdy powinien to robić, ale pewna doza refleksji nie tylko nie zaszkodzi, ale wręcz pomoże. I dlaczego "na szczęście"?
"I wyobraź sobie, że też nie jestem krytykiem filmowym, ale znajduję przyjemność w rozkładaniu filmów na czynniki pierwsze. Nie znaczy to oczywiście, że każdy powinien to robić, ale pewna doza refleksji nie tylko nie zaszkodzi, ale wręcz pomoże."
Ja bardzo lubię rozkładać filmy na czynniki pierwsze i omawiać z kimś każdy element filmu.Fabułę, grę aktorską, muzykę, zdjęcia itd.Jednak to tylko w filmach, które mi się podobały.Jak wyżej pisałem, w filmach, które mnie nie zainteresowały, które oceniam bardzo nisko, nie ma za bardzo chęci dyskutować.Mogę powymieniać dane elementy i to co mi się w nich nie podobało, ale lepiej rozmawia się na temat produkcji, które zrobiły na tobie dobre wrażenie.
"I dlaczego "na szczęście"?"
Bardzo często widzę, że krytycy są bardzo spięci i tacy poważni.Dla nich bardzo często liczy się tylko kino artystyczne.Typowy snobizm.Ktoś mógłby im przypomnieć ich dzieciństwo, kiedy oglądali najprostszą rozrywkę i potrafili się nią cieszyć.Jednak kiedy podrośli zaczęli źle się wypowiadać na temat czegoś takiego, bo oczywiście muszą trzymać fason i pokazać, jakimi to oni wielkimi znawcami są.Oni oglądają tylko filmy dla elit, a nie dla hołoty.
"Bardzo często widzę, że krytycy są bardzo spięci i tacy poważni.Dla nich bardzo często liczy się tylko kino artystyczne.Typowy snobizm.Ktoś mógłby im przypomnieć ich dzieciństwo, kiedy oglądali najprostszą rozrywkę i potrafili się nią cieszyć.Jednak kiedy podrośli zaczęli źle się wypowiadać na temat czegoś takiego, bo oczywiście muszą trzymać fason i pokazać, jakimi to oni wielkimi znawcami są.Oni oglądają tylko filmy dla elit, a nie dla hołoty."
Odbiegamy od tematu, ale pogląd ten wydaje mi się tyleż rozpowszechniony, co przesadzony. Jasne, teksty krytyczne często są napisane przesadnie "odlotowym" językiem, ale zaręczam Ci, że nie jest tak, że krytycy "nie oglądają filmów dla hołoty" i onanizują się własną nieznośną elokwencją. Znam to z autopsji i nie jest tak źle - ostatnio pisząca o filmie, głównie artystycznym, znajoma zachwycała się "Skyfall" przez długie godziny. Zresztą, możesz wejść na filmwebowe profile np. M. Walkiewicza czy M. Grochowskiej, którzy przecież są krytykami, i zobaczyć, czy znajdziesz tam same "filmy dla elit".
Jednak Skyfall to jest film z wyższej półki, nawet jeśli chodzi o komercję.Raczej rozchodziło mi się o takie filmy rozrywkowe jak Transformers, Sucker Punch itd.Bardzo często oceniając takie filmy, zapominają, że to tylko prosta rozrywka, a nie produkcja, którą można na 10 płaszczyznach interpretować.Nie każdy film ma być pokroju Stalkera, Tam gdzie rosną poziomki, czy 400 Batów.W kinie musi być różnorodność.
Cóż, rozumiem ideę, ale tak się nieszczęśliwie składa, że najczęściej takie filmy są w najlepszym wypadku całkowicie wtórne, a w najgorszym - po prostu źle zrobione. To się tyczy np. "Transformersów" i "Sucker Punch" - jasne, komuś będą się podobać, ale to nie znaczy, że nie mają dużych wad, których nie można w miarę obiektywnie wskazać. Z drugiej strony mamy takie np. "Avengers", gdzie trudniej przyczepić się np. do scenariusza czy dialogów, ale taka choćby średnia na Metacritic wskazuje, że krytykom - przynajmniej amerykańskim - się podobało. Są więc podstawy do twierdzenia, że jednak pewne całkowicie rozrywkowe filmy spotykają się z uznaniem krytycznej braci.
Jeżeli chodzi o wtórność, to tym osobom, którym to przeszkadza, proponuje, aby się do tego przyzwyczaić, bo z upływem lat, wtórnych historii będzie coraz więcej.Zresztą już Alfred Hitchcock to przewidział mówiąc, że w przyszłości ludzie do kin nie będą przyciągani fabułą, tylko tym jak ona zostanie przedstawiona, o technologię się rozchodzi.Czyli np. 3D itd.
Co do wad w Transformersach, to wskaż kilka, abym miał się czego zaczepić.Na przykład w pierwszej części.Co do Avengersów, to jest to nieliczny wyjątek od reguły, tak samo jak nowe Batmany, które tylko są rozrywką.Natomiast reszta rozrywki zazwyczaj jest źle oceniana.Zresztą wystarczy spojrzeć na oceny krytyków i zwykłych ludzi, a łatwo się zauważy, że często się nie pokrywają.
"Zresztą wystarczy spojrzeć na oceny krytyków i zwykłych ludzi, a łatwo się zauważy, że często się nie pokrywają."
I to jest argument za tym, że jest jakiś problem z krytykami? Dlaczego to "zwykli ludzie" nie mogą się mylić? Kwestia tego, co znaczy "mylić się" w kwestii sztuki, jest oczywiście problematyczna, bo ostatecznie i tak dyskusje zazwyczaj kończą się na stwierdzeniu nieanalizowalnych odczuć - ale jeśli tak jest, to tym bardziej krytycy nie mogą się "mylić". Mają natomiast nad "zwykłymi ludźmi" jedną przewagę - są w stanie wnikliwie ocenić warsztat filmowca i to, czy film jest po prostu dobrze zrobiony. Jak widać z naszej wcześniejszej dyskusji, ludzie nie zwracają na to uwagi, a jeśli krytycy zwracają, to tylko plus dla nich, bo odmalowują pełniejszy obraz dzieła. A że twórcy filmów czysto rozrywkowych często nie dbają o spójność scenariusza, płynność dialogów czy wręcz o jakikolwiek sens (i nie mam tu na myśli realistyczności; dobrym przykładem zupełnie nierealistycznego, "głupiego", ale wewnętrznie spójnego i rządzącego się własną, niezmienną logiką filmu jest wg mnie ostatnia część "Mission Impossible"), nie przejmują się konsekwentnym, świadomym stosowaniem środków filmowego wyrazu itd., itp., to osoby, które to dostrzegają, nie będą się dobrze bawić i ten fakt mocniej przemawia na niekorzyść twórców niż fakt, że "zwykli ludzie" dobrze się bawią przemawia na ich (twórców) korzyść.
Sztukę zostawmy w spokoju, piszemy o kinie komercyjnym/rozrywkowym.Wiadomo, że o sztuce większą wiedzę będą mieć krytycy niż zwykli widzowie.Jeśli w filmach rozrywkowych scenariusz nie ma sensu, lub pojawiają się bardziej widoczne błędy, to nawet zwykli ludzie je dostrzegają.Jednak jeśli większych błędów nie ma lub są znikome, które nie wpłyną za bardzo na odbiór, to ludzie nie zwracają na to uwagi i cieszą się prostą rozrywką, natomiast krytycy będą właśnie wychwytywać najdrobniejsze błędy, zamiast odpuścić i odprężyć się przy oglądaniu.Zawsze uważne oko krytyka musi być gotowe.
Jeżeli w filmach artystycznych wyłapuje różne błędy i kompletnie analizuje film to oczywiście tak.Jednak rozrywka to trochę inny świat.Kiedy ci wszyscy krytycy byli młodsi, to nie interesowało ich to, do jakiej epoki nawiązuje styl zdjęć, że gra aktorska danego bohatera nie jest przekonująca, że są jakieś nieścisłości itd.Interesowała ich tylko czysta rozrywka.Uczestniczyli w podróżach wraz z bohaterami i to się najbardziej liczyło, nie interesowało ich to, że w danej scenie ujęcie zostało źle skadrowane, że w innej scenie źle zostało zastosowane światło itd.To tylko rozrywka i cieszmy się z niej, zamiast narzekać i wyłapywać każdy malutki błąd.
Sorry, ale jeśli gra aktorska jest nieprzekonująca a ujęcia źle skadrowane to gdzie tu rozrywka? Raczej męka, nie? A to, że kiedy jesteśmy młodsi, podobają nam się inne rzeczy, to naprawdę żaden argument. Mam nadzieję, że to oczywiste i tylko się zapędziłeś.
"Sorry, ale jeśli gra aktorska jest nieprzekonująca."
Jeżeli jest tak nie przekonująca jak np. w filmie Plan 9 z kosmosu to tak.Jednak nie wydaje mi się, aby np. w filmie Transformers była nie przekonująca.
"Ujęcia źle skadrowane to gdzie tu rozrywka"
Jeżeli cały film jest źle skadrowany, to tak, jednak jeśli tylko kilka scen jest źle skadrowanych, to nie róbmy z tego męki pańskiej.
"A to, że kiedy jesteśmy młodsi, podobają nam się inne rzeczy, to naprawdę żaden argument."
To jest argument.Kiedy ludzie dorastają, to zaczynają inaczej patrzeć na świat, bardziej poważnie itd.Wtedy filmy z dzieciństwa wydają im się często bardzo naiwne.Jednak czy jest to dobre, że tracimy umiejętność prostego, naiwnego oglądania tych produkcji i zamiast tego mówimy, że "tamto jest głupie", "tamto śmieszne", "tamto naiwne". Dawniej nas to bawiło i cieszyło, a dziś musimy się od tego odciąć, aby pokazać jacy dorośli jesteśmy.
"To jest argument.Kiedy ludzie dorastają, to zaczynają inaczej patrzeć na świat, bardziej poważnie itd.Wtedy filmy z dzieciństwa wydają im się często bardzo naiwne.Jednak czy jest to dobre, że tracimy umiejętność prostego, naiwnego oglądania tych produkcji i zamiast tego mówimy, że "tamto jest głupie", "tamto śmieszne", "tamto naiwne". Dawniej nas to bawiło i cieszyło, a dziś musimy się od tego odciąć, aby pokazać jacy dorośli jesteśmy."
Z tym "argumentem" jest tyle rzeczy nie w porządku, że nie wiem, gdzie zacząć. Więc może od początku (hmm, późna pora, zaczynam rymować):
"Jednak czy jest to dobre" - moralności w to nie mieszajmy.
"musimy się od tego odciąć, aby pokazać jacy dorośli jesteśmy" - oba cytaty sugerują, jakoby proces dorastania był świadomy. To jest oczywiście absurd.
Ale może inaczej: dzieci, kiedy nie dostają czegoś, czego pragną, zaczynają się wydzierać. Biją się o pierdoły. Niejednokrotnie fascynują je odchody. Itd., itp. Czy ma jakikolwiek sens ocenianie w kategoriach "dobry/zły, słuszny/niesłuszny" faktu, że jako dorośli się od tego odcinamy? A może to jest automatyczne? A może po prostu z wiekiem dostrzegamy, co jest z tym nie w porządku?
Jest chyba zupełnie oczywiste i wręcz konieczne, że w pewnym wieku wiele rzeczy odbiera się inaczej, niż w innym, i nie bardzo można coś na to poradzić. Jeśli chcesz utrzymywać, że z filmami jest inaczej niż z kupą, musisz to uzasadnić.
""Jednak czy jest to dobre" - moralności w to nie mieszajmy."
Kiedy na przykład się zapytam, czy jest to dobre, aby brat nie zjadł śniadania, to tutaj też w to moralność mieszam?
""musimy się od tego odciąć, aby pokazać jacy dorośli jesteśmy" - oba cytaty sugerują, jakoby proces dorastania był świadomy. To jest oczywiście absurd."
A proces dorastania nie jest świadomy??Nie zauważamy na przykład zmian biologicznych związanych ze zmienianiem się naszego ciała, lub tego jak zaczynamy postrzegać inaczej różne rzeczy??
"Ale może inaczej: dzieci, kiedy nie dostają czegoś, czego pragną, zaczynają się wydzierać. Biją się o pierdoły. Niejednokrotnie fascynują je odchody. Itd., itp. Czy ma jakikolwiek sens ocenianie w kategoriach "dobry/zły, słuszny/niesłuszny" faktu, że jako dorośli się od tego odcinamy? A może to jest automatyczne? A może po prostu z wiekiem dostrzegamy, co jest z tym nie w porządku?"
Dzieci fascynują odchody???Tego nie słyszałem.
"Jest chyba zupełnie oczywiste i wręcz konieczne, że w pewnym wieku wiele rzeczy odbiera się inaczej, niż w innym, i nie bardzo można coś na to poradzić."
Jednak wiele osób dorasta i pomimo tego, że wiele spraw zaczynają postrzegać inaczej, to do filmów odnoszą się tak samo jak dawniej.Znam fanów starej trylogii Star Wars, którzy mówili mi, że gdy byli młodsi, to uwielbiali te filmy, a teraz kiedy są starsi uważają je za naiwne i tandetne.Jednak jest grupa innych dorosłych, którzy bez względu na wiek dalej uwielbiają te filmy pomimo tego, że są naiwne itd.
"Jeśli chcesz utrzymywać, że z filmami jest inaczej niż z kupą, musisz to uzasadnić."
Nie potrafię na to odpowiedzieć, bo nie rozumiem o co się rozchodzi z tą kupą.
"Kiedy na przykład się zapytam, czy jest to dobre, aby brat nie zjadł śniadania, to tutaj też w to moralność mieszam?"
Cóż, trzymając się w miarę ściśle znaczenia słowa "dobry" - tak. Oczywiście ludzie używają go różnie, co nie znaczy, że zawsze poprawnie.
"A proces dorastania nie jest świadomy??Nie zauważamy na przykład zmian biologicznych związanych ze zmienianiem się naszego ciała, lub tego jak zaczynamy postrzegać inaczej różne rzeczy??"
Piszesz o czymś innym - o postrzeganiu tego procesu. Z tego co wiem, to nie było jeszcze takiego, co by sterował swoim dojrzewaniem. Być może lepszym słowem byłoby "nieplanowany" lub "niekontrolowany".
"Dzieci fascynują odchody???Tego nie słyszałem."
Rzecz pierwsza - urocza amfibolia Ci wyszła. Rzecz druga - zdarza się, tak. Rzecz trzecia - whatever, wstaw tu sobie cokolwiek, co często, lub choćby czasem, fascynuje dzieci, a co Ciebie, jako dorosłego, już raczej obrzydza.
"Jednak jest grupa innych dorosłych, którzy bez względu na wiek dalej uwielbiają te filmy pomimo tego, że są naiwne itd."
Przed chwilą mówiliśmy o niedostrzeganiu błędów, a teraz o lubieniu czegoś mimo ich dostrzegania. Zdecyduj się.
"Nie potrafię na to odpowiedzieć, bo nie rozumiem o co się rozchodzi z tą kupą."
Pomyśl, teraz powinno to być jasne.
"Cóż, trzymając się w miarę ściśle znaczenia słowa "dobry" - tak. Oczywiście ludzie używają go różnie, co nie znaczy, że zawsze poprawnie."
Kurdę, to ja co chwilę wyborów moralnych dokonuję...
"Piszesz o czymś innym - o postrzeganiu tego procesu. Z tego co wiem, to nie było jeszcze takiego, co by sterował swoim dojrzewaniem. Być może lepszym słowem byłoby "nieplanowany" lub "niekontrolowany"."
Nie rozchodzi mi się o sterowanie tym procesem, tylko o dostrzeganie tego, że on zachodzi, co jest oczywiście widoczne.
"Rzecz pierwsza - urocza amfibolia Ci wyszła. Rzecz druga - zdarza się, tak. Rzecz trzecia - whatever, wstaw tu sobie cokolwiek, co często, lub choćby czasem, fascynuje dzieci, a co Ciebie, jako dorosłego, już raczej obrzydza."
1.Dziękuję.
2.Nie wiedziałem.
3.Pisząc o tym jak to młodsi inaczej patrzą na filmy, nie miałem na myśli dzieci 4-6 lat, tylko takich 10-15 np.Nie wydaje mi się, aby ich kupa fascynowała.
"Przed chwilą mówiliśmy o niedostrzeganiu błędów, a teraz o lubieniu czegoś mimo ich dostrzegania. Zdecyduj się."
Nie muszę, możesz wziąć albo to pierwsze, albo drugie, albo oba.Z nich wszystkich wynika to samo, że jak ludzie byli młodsi, to bardziej naiwnie podchodzili do filmów.U jednych się to zmieniło, u innych nie.
"Pomyśl, teraz powinno to być jasne."
Już jest.
Dobra, w związku z tym, że już nieźle odeszliśmy od głównego tematu, dajmy sobie spokój z dalszą dyskusją.Nie zaśmiecajmy dalej tego wątku kolejnymi naszymi wywodami.Dziękuję za polemikę i pozdrawiam :).
W zasadzie słusznie, szczególnie że nie wygląda na to, żebyśmy się mieli nawzajem przekonać ;) I przyznam się - z tą moralnością to się czepiłem, nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności. Ale, bądź co bądź, dobrze czasem spotkać kogoś, z kim rozmowa nie sprowadza się do steku wyzwisk. Pozdrawiam!
Doskonały aktualny przykład to "Looper". Nie widziałem (jeszcze), ale zakładam, że artystyczne kino to to nie jest. Średnia na Metacritic (skoro już raz się powołałem, to mogę i drugi) - 84/100.
Też się nie wypowiadam, bo nie widziałem, ale na Rotten Tomatoes jest ocena 8.1, więc chyba się podobał.
Akurat Rotten Tomatoes nie jest dobrym wskaźnikiem opinii "snobistycznych krytyków", bo uwzględniane są tam też różnorakie blogi i recenzje ludzi o statusie mniej więcej pomiędzy krytykami a "zwykłymi ludźmi" ;)
Swoją drogą, ciekawa jest kwestia odróżnienia krytyka od niekrytyka. Wykształcenie? Coś innego?
Jednak można sobie wejść w opinię każdego z krytyków i popatrzeć na oceny.Można sobie wybierać i przeglądać różne recenzje i oddzielać te bardziej profesjonalne, od tych mniej.
"Swoją drogą, ciekawa jest kwestia odróżnienia krytyka od niekrytyka. Wykształcenie? Coś innego?"
Wykształcenie jak najbardziej, ale również to, że człowiek sam interesuje się kinem.Jednak nie w tym sensie, że tylko ogląda filmy, ale to, że czyta różne artykuły o historii kina, interesuje się festiwalami, różnymi przełomowymi momentami, tak jak francuska nowa fala itd.Ogólnie, posiada większą wiedzę na temat kina niż przeciętny kowalski.
Jeżeli tobie to nie przeszkadza :D, to mi też nie.Ja jednak pozostanę zwykłym widzem, którego nie interesuje za bardzo to, czy styl zdjęć w danym filmie nawiązuje do niemieckiego ekspresjonizmu, czy do włoskiego neorealizmu itd.Mi wystarczy tylko to, czy ładnie wyglądają, czy nie ;)
Ok, też jestem w stanie zrozumieć inne podejście, choć uważam, że ujmuje to trochę z przyjemności obcowania z danym dziełem :)
Mi wystarcza to co sam wyłapuję, a jeśli dzięki komuś dowiem się więcej, to będzie to po prostu miły dodatek.
Brawo mrozikos667 !!! Krytykę pseudokrytyki ("nudny") przeprowadzieś z maestrią. Sztuką jest wyłożyć komuś to w taki sposób jaki tego dokonałeś. Gorzej z Twoimi adwersarzami, ze strony których musiały juz poleciec inwektywy: "snob". Dzięki!!!
Ho ho, pan z filmoznawstwa czy z innego kuluroznawstwa ? :) W każdym razie mam z ciebie bekę człowieku.
Cieszę się, że mogłem dostarczyć Ci choć trochę endorfin. Pamiętaj - śmiech to zdrowie! A odpowiadając na pytanie - z ekonomii.
Gratuluję cierpliwości;) w zasadzie obu panom, dziś rzeczywiście nie często spotyka tego typu dysputy. Zaczęłam czytać przed seansem, skończyłam później.. mi film się b podobał i w ogóle się nie nudziłam! Choc krytyk że mnie zaden kino uwielbiam;)
Są takie mroczne i straszne miejsca w internecie, gdzie takie dysputy są na porządku dziennym ;) Pozdrawiam!
Żartowałam i czuję się zachęcona;) niech no tylko uda mi się zdobyć jakiś godziwszy dostęp do Internetu niż przez telefon a z pewnością poszperam. Pozdrawiam:)
Nie nudny, a żmudny. Z tym, że to całkowicie zmienia postać rzeczy. Cała mozolność, uciążliwość, niekiedy niezaprzeczalna „przydługość” scen jest dla mnie całkowicie uzasadniona. Haneke formą „Miłości” daje nam namiastkę stanu głównego bohatera.
Film wzrusza, cicho i nienachalnie. Scenę z gołębiem zapamiętam na długo.