Warstwa plastyczna/batalistyczna do mnie przemówiła, spowolnienie użyte raptem 3 razy - też, bardzo. Nie podobało mi się zastosowanie dubstepu, ten akurat dźwięk był nieprzyjemny dla moich uszu, a nie muzyki współczesnej w ogóle. Trójkąt miłosny wydał mi się przytłoczony, dramaturgicznie nieistotny, w przeciwieństwie do strony militarnej, która mnie pochłonęła. W każdym razie pod względem rozmachu uważam "Miasto 44" za największe do tej pory osiągnięcie polskiego kina od czasu "Ziemi obiecanej".