I o tym jest dla ciebie ten film? I takie jest twoje pytanie końcowe? Mhm, trzymaj się chłopie.

Film ogólnie dobry ale żadna z historii w nim opowiedzianych nie wciągneła mnie na tyle aby dać mu więcej niż 7/10. Może było ich za wiele jak na jeden film a może potraktowano je zbyt pobieżnie- tego do końca jeszcze nie wiem. Widziałem już kilka filmów w których losy wielu pozornie nie związanych ze sobą ludzi w wyniku pewnych zdarzeń wzajemnie się przeplatają. W tym filmie miałem wrażenie zbyt dokładnego wyreżyserowania tych przecinających się linii losów.
Miasto gniewu to dramat który podpada trochę pod dramat psychologiczny. Jak dla mnie za mało psychologiczny :|

Czy takie historie zdarzają się tylko w Los Angeles??? Myślę, że w każdym miejscu na świecie gdzie są ludzie innych wyznań koloru skóry lub po prostu na niższych stanowiskach w pracy i o niższym statucie społecznym ( mniej zamożni lub po prostu biedni).

Film jest rzeczywiście o siedzących głęboko uprzedeniach i stereotypach. Coś takiego nie jest do usunięcia magiczną różdzką i nie ma tu nic do rzeczy że akcja dzieje się a Ameryce. Społeczeństwo w Polsce czy Chinach jest tak samo pełne uprzedzeń jak w USA.
Stany są specyficzne bo na małym obszarze spotyka się wiele różnych kultur. Tyle tylko że jak widać nie prowadzi to wcale do lepszego się poznania i uwolnienia od stereotypów. Dlaczego tak się dzieje? Natura ludzka. Ale filmu nie oceniam jako pesymistycznego. W sytuacjach skrajnych wychodzą z ludzi cechy złe ale jak widać także dobre. Film pokazuje ludzi takimi jakimi są. Na codzień mogą być rasistami i hamami albo kulturalnymi światowcami - ale dopiero w sytuacji skrajnej okazuje się kto jaki jest naprawdę.

Ameryka jest trochę inna. Tam znaczna część społeczeństwa to potomkowie nie tak znowu dawnych niewolników i to jest bardzo mocno widoczne w tym filmie. Bunt i kompleksy na każdym kroku. Nawet u ludzi lepiej sytuowanych. Kuriozalność tej całej sytuacji nieźle puentuje użycie słowa "czarnuch". Jednak komediowy kontekst zakończenia w jakim ono pada obnaża jedynie bezradność reżysera. Tak jakby po długiej, poważnej tyradzie doszedł do wniosku że problem go przerasta, w związku z czym opowie dowcip i ipójdzie do domu.
Moim zdaniem filmowi brakuje prawdy uniwersalnej. Są tego zaczątki- np w scenie ratunku ofiary wypadku. Ale zakończenie i tak sprowadza się do tego ze nic nie da się zrobić.

Bo taka miała być możę puenta tego filmu...(?) ZE NIC SIE NIE DA ZROBIC.... A nawet jak sie da to wydaje mi sie, ze to niekoniecznie rola reżysera czy scenarzysty żeby naprawiać całe zło tego świata.... Zresztą filmem i tak się tego zła nie da naprawić(!)... Czy puenta byłaby taka czy inna... Ostatnia scena moim zdaniem niezła bo z nutką sarkazmu i ironii... Pokazuje, że życie i tak toczy się dalej... tym samym, własnym torem...

Mnie poruszył troche ten film, zmusił do kilku przemyśleń przez samo obnażenie tematu... Może o to właśnie chodziło twórcom?? Żeby chociaż pokazać problem a nie go rozwiązać???

SPOJLERY
Moim zdaniem środowisko USA jest jedynie mało istotnym tłem na którym pokazano jak wielką rolę w życiu odgrywa przypadek. Córka sklepikarza kupująca "w ciemno" ślepaki, ten sam policjant najpierw molestujący, a później bohatersko ratujący żonę reżysera, napad na sklep akurat w noc po wizycie ślusarza... Można by długo wymieniać, wszystko to czyste przypadki. Druga ważna rzecz - nikt nie jest czarno-biały. Każdego z bohaterów zobaczyliśmy od dobrej i złej strony, żadnego nie da się jednoznacznie zaszufladkować. Trochę na siłę wciśnięty w to wątek Sandry "pieniądze szczęścia nie dają" Bullock, ale to nie wpływa na ogólny odbiór filmu. 10/10

Każdy widzi inaczej.
Dla mnie osadzenie filmu w USA jest kluczowe. Wszystkie te wydarzenia są w jakiś sposób odbiciem historii niewolnictwa i nietolerancji w tym kraju. I nic nie jest przypadkiem bo wszystko wynika z tych samych uprzedzeń i z tymi uprzedzeniami jest walką lub jej zaniechaniem. Dla mnie kwintesencją tego filmu jest ten właśnie kontekst, jednak jak pisałem wcześniej nie do końca wyeksploatowany.

"Moim zdaniem środowisko USA jest jedynie mało istotnym tłem"

Wrecz przeciwnie. "Środowisko USA" jak to ujales jest tu głównym i najistotniejszym bohaterem,

Też sądzę, że środowisko USA jest podstawą całego filmu. No, sorry, ale np. wątek rasizmu, któremu moim zdaniem najwięcej poświęcono, nie jest dużym problemem, dajmy na to w Polsce. Oczywiście, jesteśmy bardzo nietolerancyjni, itd., ale u nas to bardziej rasizm bierny, nie żyje wśród nas wielu ciemnoskórych, których można by gnębić za kolor skóry.
Poza tym to obraz otwartych Stanów jest powielany wzdłuż i wszerz. Tu natomiast reżyser go obala i pokazuje ciemniejszą stronę Amerykanów. Podobnie zresztą robi Sacha Baron Cohen w swoim "Boracie".

Tu nie o to chodzi ze w Polsce, czy w Europie w ogole, rasizm nie isnieje. W Ameryce on ma po prostu inne podłoże ze wzgledu na uwarunkowania historyczne. Ze wzgledu na taką a nie inna historię tego panstwa, ich rasizm jest specyficzny, u jego podstaw bardziej niz gdzie indziej stoi ekonomia, czyli krotko mowiac pieniadz.