A co jesli scena z początku, gdy po zazyciu narkotyku dziewczyna budzi sie z 6-godzinnego snu jest tak naprawdę koncem filmu i to wszystko dzialo sie na jej "fazie" w trakcie snu? Czy ktoś z Was o tym pomyślał?
Ale potem mamy też jeden sen - w którym niby koledzy zostawiają Dani, ona krzyczy, potem się budzi w łóżku w swiątyni i wszystko jest ok.
Jasne, to film otwarty na wszystko, masz prawo do tej opinii, ale jednak nie wydaje się wiarygodna w kontekscie tego, jak Aster zbudował film. Podobnie jak w Hereditary, całkiem jasno zaznacza, co jest "prawdą", a co snem/wizją/tripem. Sceny np. snu szybko się kończą i wracamy do akcji właściwej.
Ale byłoby to lepsze wyjście. Osobiście zakończenie mnie rozczarowało - umarli i koniec.... jak dla mnie tak piękny film z tak dobrą muzyką załuguje na lepsze zakończenie.
Umarły postacie poboczne, główna bohaterka przeżyła i doznała oczyszczenia, jest szczęśliwa z nową rodzinką.
Jak już ktoś napisał. Byłby to trochę tani chwyt i jest to mało prawdopodobne bo filmy zazwyczaj naprowadzają widza na taki wniosek wieloma poszlakami przez cały film, a tutaj oprócz sceny że poszła spać i się obudziła za wiele nie było. Mimo wszystko wciąż wolałbym taki koniec od tego co finalnie dostaliśmy.
Ja nie wiem co ludzie mają do tego zakończenia. Nie każde w końcu musi wgniatać w fotel (choć to akurat wgniotło, ale o tym za chwilę), bo wówczas i ten chwyt by się przejadł i pierwszy lepszy film kończący się "po bożemu" robiłby furorę. Ari Aster chciał pokazać mroczną stronę ludzkiej natury objawiającą się w sekciarstwie, gdzie wsparcie i pozorna więź jej członków daje złudne poczucie bezpieczeństwa. I tutaj film się udał. Twoje zarzuty to trochę tak, jakby zarzucić Tolkienowi, że na koniec Władcy Pierścienia jest happy end, a powinno okazać się, że wszystkie pierścienie były tylko mistyfikacją, żeby dać władcy ciemności więcej czasu. Albo w 7 uczuć Koterskiego, że te dzieciaki jednak powinny popełnić samobójstwo, bo tak z morałem to bez emocji w sumie.
Jakkolwiek zakończenie w Midsommar jest przewidywalne (bo do tego zmierza clou produkcji), to mnie wgniotło wykonaniem. To jest rodzaj filmu, który operuje obrazem, a finalna scena to jedna wielka, piękna (i straszna!) choreografia dopięta na ostatni guzik. Światło + kamera + kolory + muzyka + ogień + reakcje sekciarzy (i tutaj się kłaniają fenomenalne zdjęcia) + (last but not least) obecna od początku scenografia. Cały film jest pełen tego typu smaczków (np. przydługie rytuały. Przecież gdyby były skrócone, nie byłby tak sugestywne!) i dlatego rozumiem konstruktywną krytykę i to, że wielu ludzi ten film rozczarował, ale jednocześnie im więcej przywołuję ten film w pamięci, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że akurat z mojej strony 9 należała się jak psu buda :)
No właśnie nie. Gdyby ten film się jakoś skończył to bym nie narzekał, ale ten film nie ma zakończenia. Ok, minęły 2 godziny jednego i tego samego, co z tego że już po pierwszym pół godziny widzieliśmy że sekciarstwo jest złe.... dostaniemy półtorej godziny tego samego żeby nam się utrwaliło iiiiii.......... nic. Umrali zabici przez sektę....czyli po co były te 2 godziny filmu?
Scenariusz tutaj trochę przypomina każdy film o nastolatkach udających sie nocować do domu letniskowego gdzie grasuje seryjny morderca. Na początku balanga, bajlando, szaleństwo wszystko jest super a potem tajemniczy morderca zabija ich jeden po jednym. Na samym końcu mamy konfrontację tej jednej nastolatki z oprawcą i ona jako jedyna przeżywa......
Coś ci to przypomina? A no tak... MIdsommar ma dokładnie taką samą fabułę jak każdy horror o nastolatkach klasy B z tym że tutaj zamiast jednego seryjnego zabójcy-psychopaty mamy całą sektę zabójców-psychopatów.
Wow! Tyle w tym treści i i i i i emocji i i i i przesłania, wow.
Używając twojej alegorii do Tolkiena, to nie tak jakbym narzekał że jest happy end, tylko to tak jakby narzekał że na końcu Władcy Pierścieni nie ma nic. Film się nie kończy tylko dochodzi do momentu kulminacyjnego (Frodo przy ogniu w górze) i film się kończy. Dokładnie tak wygląda zakończenie Midsommar. Bezużyteczne postacie poumierały(zupełnie jak w tym horrorze), zostały te najważniejsze i jedna umarła w tarkcie rytuały co.... nie było żadnym zaskoczeniem bo właśnie do tego zmierzał film a druga miała z tego powodu satysfakcję i niejako dołączyła do sekty.... i.... nic. Jej dalsze losy są nieznane, zupełnie jak losy Frodo który stanął przed górą ale nie wiadomo co dalej bo film się skończył.
To jak ze śmiercią jej rodziny? Jak ten wątek się rozwiązał? Było jakieś wyjaśnienie czemu, albo jakiś morał, albo jakaś lekcja?? Czy może jedyny sens tego wszytskiego było to żeby główna bohaterka mogła sobie popłakać trochę na poczatku filmu.... Jak ten wątek został rozwiązany?
Po co istniał wątek dwóch kumpli kłócących się o doktorat? Żeby można było zmarnować 20 minut filmu żeby pokazać że jeden ma problem z drugim i..... nic. Jeden został zabity przez sektę i drugi..... a więc jaki sens był wprowadzać ten wątek?
"Romans" głównej bohaterki i "kreta" jaki miał sens? Przecież główna bohaterka nie zabiła swojego chłopaka z jego powodu, tylko dlatego że czuła się przez niego zdradzona i odrzucona (tak w zasadzie to jedyny wątek który został rozwiązany od początku do końca).
Ja doceniam walory tego filmu z perspektywy wizualnej i dzwiękowej(dlatego tak wysoka nota) ale na litość Boską, film też potrzebuje fabuły. Z samych ładnych obrazków nie ma nic jeżeli nie wypełnia ich treść, w tym przypadku historia. Reżyser pokazał że sekty i kulty są złe. Ok, i co dalej? ....... A dalej to to samo, bo cóż z tego że film z perspektywy fabuły się skończył w pierwsze 40 minut, przecież są jeszcze ładne obrazki.
Z mojej perspektywy nie pykło, bo film tak ładnie nakręcony i z tak dobrą muzyką zasługuje na fabułę która sprawi że widz zacznie kwestionować swój światopogląd, rzeczywistość która go otacza, lub przynajmniej pozostawi pole do rozmyślania po seansie. Przykłady takich dzieł? Matrix, Blade Runner czy choćby Incepcja.
Na coś takiego zasługiwał Midsommar, tymaczasem dostaliśmy parę scen obrządków rytualnych, parę scen śmierci i jedną scenę seksu, ot całość filmu która się skupia na tym że sekta być be bo zabijają.... jakoś mało ambitnie jak dla mnie, jeszcze przed seansem wiedziałem że sekta będzie tutaj głównym antagonistą, nie potrzebowałem 2 godzinnego potwierdzenia czegoś o czym każdy widz wcześniej wiedział, bo właśnie tym był ten film reklamowany. To tak jakby całość Matrixu to były tylko sceny akcji, bo scenami akcji był reklamowany, a całą resztę filozofii by pominąć. Być może Matrix wtedy byłby filmem dobrym zasługującym na 6 lub 7 ze wzgledu na niesamowite sceny akcji, ale obaj dobrze wiemy że to co czyni Matrix 9 lub 10 to nie same bijatyki a również warstwa filozofii zawartej w tym filmie.
Midsommarow zdecydowanie należy się ocena od 5 w górę bo to po prostu kawał porządnej roboty realizacyjnej, ale czy zasługuje na 9 jak pies na budę? Wątpię.
Doskonale rozumiem Twój punkt widzenia, zgadzam się z większością zarzutów i argumentów które tu przytoczyłeś... i poza ciekawą wymianą zdań do kompromisu nie dojdziemy. Co, w przypadku tekstu kultury, jest w sumie sprawą oczywistą.
Najpierw słów kilka jeszcze o Midsommarze. Zgadzam się z zarzutami jakie przytoczyłeś - 1) użycie skostniałej formuły "typowego" filmu o nastolatkach. Z jednej strony mógłbym odrzec, że przecież używanie szablonów i klisz nie jest złe, jeśli udaje się nimi operować sensownie i umiejętnie (wg mnie Aster to potrafi), ale z drugiej strony pewnym jest, że jeśli za oryginalnością w formie, poszła by oryginalność w treści - Midsommar mógł zyskać jeszcze więcej. Tak nadmienię, że w Hereditary też operowano kliszami. 2) Nie pociągnięte do końca lub zupełnie zbędne wątki. Za wątek zbędny na pewno uważam konflikt tych dwóch doktorantów. Za nie do końca wykorzystany - wątek uwodzenia Dani przez tego Pelle. Natomiast pierwsze sceny i śmierć rodziny Dani pełnią w filmie funkcję motoru napędowego całej historii i jej logicznego zwieńczenia. Późniejszych odwołań jest niewiele, ale wystarczająco, by zrozumieć "przemianę" dziewczyny. Ten wątek to taki typowy "punkt konfliktu" pomiędzy widzami (wykorzystany, nie wykorzystany wątek), który ocenić można tylko subiektywnie.
Fajnie, że poruszyłeś temat Incepcji (co do Matrixa, to niestety nie pogadamy, bo wstyd, że mam 33 wiosny na karku, a do tej pory widziałem tylko część pierwszą i to dwie dekady temu), bo będzie to ciekawa konkluzja nieco dalej. Ale do tej konkluzji potrzebujemy jeszcze kilka uwag o Midsommarze. Moja cicha teoria jest taka, że chyba wyrobiłeś sobie za duży hype na ten film i efekt finalny niestety Cię rozczarował. Prywatnie sam się Midsommarem jarałem już od pół roku, i korzystając z urlopu poszedłem na pierwszy premierowy seans do kina. I dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem, to na co liczyłem. Choć rzecz jasna bałem się, że też mam zbyt wygórowane oczekiwania. Z tym że ja, prywatnie, lubię ładne obrazki. Kocham kino, które świetnie operuje obrazem (Zjawa? Przecież to też trywialna historia o zemście, ale ja się w tym filmie zakochałem. Samsara czy Baraka - ale to akurat filmy specjalnie do tego stworzone + niejako dokumentalne. Ostatnio oglądany Fokstrot - ale on broni się także antywojenną retoryką, którą ubóstwiam także w literaturze od Jones'a po Vonnegut'a). Rzecz jasna nie tylko takie kino do mnie trafia (jest wiele tytułów oszczędnych w obrazie, które pokochałem za co innego), ale tak już mam, że warstwa techniczna potrafi przyćmić mi niedoskonałości danej produkcji. I myślę, że do takich widzów ten film był adresowany, Aster, niczym szef kuchni, serwuje danie wyborne, ale ze składników czy przypraw, które niekoniecznie zasmakują innym odbiorcom.
Cały czas pomstujesz na to zakończenie, a konkretnie na to, że było do przewidzenia, "a film był o niczym". Ok, ale są widzowie, których to nie zaskoczyło, ale i nie rozczarowało. Fabuła nie jest wielka. Nie ma tu filozoficznego morału, lub psychologicznych twistów ("przemiana" Dani jest trywialna i niejako spłycona), przedstawienie sekty to typowe bon moty. Wielu to rozczarowało. Racja. Ale tak chyba miało być. Aster nie chciał wywracać kina do góry nogami, nie chciał niczego przewartościowywać, albo powiedzieć czegoś, czego świat o chorych kultach jeszcze nie słyszał. Skupił się na SUGESTYWNYM, WIERNYM (w ramach fikcji) i CHOLERNIE IMMERSYJNYM odmalowaniu takiej 'hipotetycznej' społeczności. Jest w tym sporo skrótów, mocno oczywisty szkielet "głupich" amerykańskich nastolatków. Ale w tej skostniałem formule, dostałem historię w jaką jestem w stenie uwierzyć. I do tego ładnie opakowaną - ale z tym się wspólnie zgadzamy. Uważam też, że "obiektywne" oceny Midsommara, powinny się jednak zaczynać od 6 (mając na uwadze, że fabuła jest co najmniej przyzwoita, a warstwa techniczna reprezentuje poziom wysoki) a moja 9 stoi na drugim biegunie tych ocen.
No i na koniec ta konkluzja. Jakkolwiek nie kwestionuję talentów takich reżyserów jak Nolan czy Kubrick, to totalnie ich wizja kina do mnie nie trafia (o ile oceny z segmentów 6-8 można uznać za coś, co nie trafi do człowieka). Takie Memento mnie cholernie wynudziło (a nie powinno przecież), a Incepcja choć znów - na wielu płaszczyznach wyborna, w ostatecznym rozrachunku objawiła mi się jako dzieło nieco pretensjonalne, niespójne i chaotyczne. Ale, nie wchodząc w szczegóły, a skupiając się na tej konkluzji - wynika to chyba z faktu, że wizje snu kreślone obrazami Lyncha smakują mi dużo bardziej niż te nolanowskie. Możemy wskazać obiektywne bolączki każdej produkcji, ale ten najważniejszy składnik - "smak" filmu, indywidualne odebranie - to już kwestia każdego z widza osobna. Bezpodstawne są w końcu dywagacje, czy lepsza jest pomidorowa z ryżem czy z makaronem.
Za wątek zbędny na pewno uważam konflikt tych dwóch doktorantów - w mojej opinii tutaj chodziło o to, żeby widzowie zobaczyli jakim człowiekiem jest Christian - jego przyjaciel ma pasję, od dawna interesuje go temat a ten chce mu to zabrać, myśli tylko egoistycznie. Zakładam, że ten wątek był po to abyśmy zobaczyli w tej scenie jakim tzw. frajerem jest i żeby nie żałować go przy scenie końcowej. Pomijając już fakt jak traktuje swoją dziewczynę to reżyser też chciał pokazać jak traktuję resztę swojego najbliższego otoczenia.
Ale akurat taki zamysł jest słaby. To tylko jeszcze bardziej zero-jedynkowe przedstawienie bohaterów. Gdyby Christiana ukazać w lepszym świetle, końcówka nabrałaby jeszcze większego dramatyzmu, a tak zarzut jaki ma wielu do tego filmu ma jak najbardziej sens.
Można założyć, że Midsommar to po prostu slasher w stylu folklor, ale za to jaki piękny, poza tym osobiście uważam, że ma mnóstwo smaczków- jest tu historia rozstania, opowieść o tym, jak działają sekty, opowieść o z góry przesądzonym losie, przemiana głównej bohaterki i pozorne jej uwolnienie.
Po pierwsze- śmierć rodziny Dani doprowadziła ją do stanu psychicznego rozbicia, co miało znaczący wpływ na jej ostateczne "zwerbowanie" do sekty. Dani była mocno zależna od swojej rodziny, później od Christiana a gdy ten okazał się słabym wsparciem wkroczył Pelle, podkreślając wady jej chłopaka i przekonując ją jak cudownie jest mieć taką "rodzinę" jak Harga. Śmierć rodziców i siostry Dani to pierwszy odhaczony punkt w przeznaczeniu Dani, bowiem...
Mam nieodparte wrażenie, że po raz kolejny- tak jak w Hereditary- Aster przekonuje nas, że fatalny los bohaterów jest z góry przesądzony, jakby zaplanowany- świadczą o tym znaki pojawiające się od samego początku filmu: np. tapeta/obraz nad łóżkiem zmarłych rodziców Dani nawiązuje do kwiatów pojawiających się w wiosce sekty; przed wylotem do Szwecji w mieszkaniu Dani (czy tam Christiana) na ścianie wisi obraz przedstawiający dziewczynę z wiankiem na głowie i niedźwiedziem; po przybyciu na miejsce przez cały film jesteśmy zasypywani runami, które oczywiście nie są bez znaczenia, i tak często np. bohaterowie wdziewają szaty z symbolami związanymi z późniejszymi wydarzeniami; obraz w wiosce przedstawiajacy "historię miłosną", gdzie niewiasta częstuje mężczyznę swoją krwią menstruacyjną i włosami łonowymi; w jednej scenie Mark pyta, w co grają miejscowi, w odpowiedzi słyszy "skin the fool" i ostatecznie zostaje on obdarty ze skóry, jako ten błazen i taką też czapkę błazna zakładają na jego truchło palące się w żółtej chatce itp
Co jeszcze świadczy o tym, że przeznaczeniem Dani było trafić do tego miejsca- miała urodziny w trakcie festiwalu, była w środku okresu "lata" według skali wieku stosowanej w wiosce, czyli dokładnie była MID-SOMMAR, Królową Majową też nie została z przypadku a w sytuacji wyboru ostatecznej ofiary była już mocno zmanipulowana przez sektę, która "współodczuwała" i dawała iluzję mega wsparcia (np. scena krzyczących z nią dziewczyn). Pelle przed wyjazdem do Szwecji mówi Dani, że najbardziej cieszy go jej uczestnictwo w wyprawie.
Co do wątku kumpli, kłócących się o doktorat- moim zdaniem miało to kilka uzasadnień: 1) jako studenci antropologii byli zafascynowani miejscem i obrzędami, nawet po rytualnym samobójstwie dwójki staruszków nie chcieli opuszczać Hargi, żeby nie stracić szansy na opisanie, co się tam jeszcze wydarzy, przecież to idealny temat na pracę doktorancką, a że już tam są no to żal nie wykorzystać tego. Gdyby nie byli zainteresowani antropologią i pisaniem o tym miejscu pewnie zachowali by się jak Simon i Connie i chcieli przerwać rytuał i spieprzać stamtąd jak najszybciej a tak- zostali. 2) Dani jako w zasadzie uzależniona od Christiana została też przez to, bo sama by nie wyjechała a Christianowi temat spadł z nieba 3) gdyby się studenci nie pokłócili o temat pracy, to by może Josh nie poszedł w nocy potajemnie cykac fotek tej ich księgi, a tak miał ku temu motywacje- chciał mieć lepszy materiał niż Christian. Jak to się skończyło, kto oglądał ten wie. 4) zasugerowanie przez członków sekty, że to Josh ukradł księgę i dlatego zniknął alby nie wzbudzić podejrzeń- jak nic Christian pomyślał, że faktycznie tak było i nie dopytywał o nic w sprawie zaginięcia kolegi, wręcz się go od razu wyrzekl- sprawa zamknięta.
Dani nie miała "romansu" z Pelle, on nią tylko manipulował w taki sposób, aby dostrzegła, że Christian nie jest żadnym wsparciem a za to sekta jest jak rodzina.
Podsumowując, jak dla mnie chyba najbardziej wybijającym się wnioskiem jest przedstawiona przez reżysera nieuchronność nadchodzących tragicznych wydarzeń, jak gdyby nie mieli żadnego wpływu na swój okrutny los. Identyczny zabieg zastosował Aster w Hereditary- poprzez dioramy, znaki Paimona, nawet temat lekcji o nieuchronności losu. W związku z tym wypełniło się przeznaczenie Dani i jej " uwolnienie" oraz decyzyjność jest tylko pozorem.
Mysle, ze tez specjalnie podkreslono w ten sposób, ze więzi między nimi są w sumie żadne i żeby jeszcze badziej pokazać, jakim Christian jest dupkiem.