nie są w cale takie drastyczne, stoją na podobnym poziomie co w kinie zachodnim.
Oceniłem film na 6 bo lubię stare SF, początek filmu jest wkurzający, banalny i nudny jak flaki - ale potem coś rusza. Scenografia zajmuje oko. Efekty na wenus i te wszystkie dziwy mogą być jak na film z 1959 roku.
Masturbacja Hiroszimą to coś czego nigdy nie ogarnę. To czy tysiące ludzi zginęło od setek bomb czy od jednej - nie ma dla moralnej oceny większego znaczenia. Poza tym uważam że w ocenie historii trzeba zachować proporcje.
Temat bomby atomowej to nie tylko kwestia ilości ofiar. Chodzi też o zorganizowany wysiłek stworzenia samej technologii. Do tego kwestia zasadności zrzucenia bomb na miasta pod sam koniec wojny, gdy wielu było za tym, by Japonię tylko postraszyć detonując bombę z dala od skupisk ludności cywilnej.
Polecam próby zrozumienia pomiędzy próbami masturbacji. Stworzenie nowego rodzaju broni, który nie wymaga całych eskadr bombowców, nalotów dywanowych. Jedna bomba (wcale nie najcięższa), szczytowe osiągnięcie fizyki światowej, zabija dziesiątki tysięcy ludzi. Temat jest wieloaspektowy. Działa też na wyobraźnię z uwagi na ładne grzybki i cienie ludzi na ścianach. Dziś też mocarstwa nie szachują się bronią konwencjonalną.
Dla moralnej oceny mają znaczenie inne aspekty.
Przed atakiem na Hiroszimę i Nagasaki Japończycy uczyli cywili walki bambusami na wypadek inwazji USA a dzieciaki zamiast do szkoły chodziły do fabryki amunicji. W tym samym czasie kiedy USA przygotowywały się do stworzenia bomby A - Japończycy męczyli ludzi w obozach pracując nad bronią chemiczną. Przy okazji wyludniali Mandżurię tak samo jak Niemcy Europę z Żydów.
Japonię tylko postraszono - bo zdecydowano się na Hiroszimę a nie Tokio.
Tyle jeśli chodzi o "wieloaspektowość" tematu.
Zieeeew. A polscy powstańcy to bywali zwyczajni bandyci i gwałciciele. Cóż z tego?
Wymieniając, jacy źli byli Japończycy, usprawiedliwiasz mord na ZUPEŁNIE INNYCH JAPOŃCZYKACH, bo raczej mi nie powiesz, że to ogół obywateli Hiroszimy wyludniał Mandżurię. Równie dobrze mógłbyś mylić Japończyków z obywatelami Konga, bo to też byli zupełnie inni ludzie. :) Gratuluję strasznie zakłamanego argumentu. Może się mniej masturbuj?
"A mógł zabić" jest taką puentą dowcipu (na przykład o Stalinie). Jesteś dość bystry na ten dowcip? To zrozumiesz, dlaczego i w drugim miejscu skłamałeś.
Czy umiałbyś odezwać się i nie skłamać? A, pamiętam, pisałeś, że jesteś durniem i nie ogarniasz tematu bomby. Napisz jeszcze raz, to będziesz miał dwa zdania bez kłamstwa.
Obawiam się, że ludziom w chwili obecnej jest ciężko zrozumieć dlaczego bomby atomowe były straszne i dlaczego w największym nasileniu zimnej wojny lęk przed nimi był jeszcze większy. To ten sam poziom, na którym ciężko obecnym ludziom zrozumieć jak dużym złem był nazizm i obozy koncentracyjne. Wojna to koszmar, wojna zastąpiona brakiem pamięci o wojnie i budowaniem etosu chwały wojennej, zamiatając pamięć o trupach pod dywan - to zwyczajna głupota i jeszcze większy koszmar.
Lęk przed atomem jest widoczny w olbrzymiej części produkcji. W latach 70 jeszcze, był przedstawiany jako ostateczne narzędzie terroru, gdy było wyraźnie wiadomo, że mając w SF statki latające z prędkościami nadświetlnymi, dysponować musimy czymś o nieporównanie większej energii.
Jeżeli Widzu nie potrafisz zrozumieć lęku przed bombą, oraz tego, że praktycznie wszystkie produkcje SF lat 50-60 skupiały się na przesłaniu antywojennym i przekazywały wiarę w to, że ludzkość do XXI wieku będzie zjednoczona, to poczytaj więcej historię. Ale nie mity o bohaterstwie tylko, ale może coś więcej o obozach i długofalowych efektach bomby. I na przykład o ilości samobójstw wśród ludzi, którzy mieli z bombką i jej zrzuceniem coś wspólnego.
Pamiętaj, że bomba spadła na miasta tylko dlatego, że USA chciało mieć test na ludności i narzędzie do machania ZSRR przed nosem - "bo my się nie boimy strzelać z naszego nabitego pistoletu". Wojna z tym miałą niewiele wspólnego, a świat zapytał się, "jeżeli ci, którzy podają się za dobrych i prawych tak sobie mordują cywili, to co będzie potem".
Tak, jest taka teoria, że występowanie konfliktów zbrojnych zależy przede wszystkim od czasu (określonego na mniej więcej 60 lat). Następuje wtedy przemiana pokoleń, od tego, które jeszcze brało udział w poprzedniej wojnie, przez to, które jeszcze zna wojnę z opowieści świadków naocznych (te dwa pokolenia się zarzekają, że "nigdy więcej wojny), aż po pokolenie, które zna wojnę tylko z medialnych narracji, czyli daje się sterować prowojennej propagandzie.
Okresowi 60-letniemu nieco przeczy druga wojna światowa, Niemcy się pośpieszyli, natomiast poza tym społeczeństwa dość dobrze podlegają temu prawu. A przykłady choćby na tym forum, jak się ludzie wysyłają do gazu, decydują, które nacje mają do czegoś prawo, a które nie etc, etc. Już bez żadnej świadomości tego, czym wojna jest rzeczywiście, a tylko w ramach haseł z brukowej prasy, z propagandowych broszur. A wiesz, że nawet spotkałem niedawno w netach antysemitów, którzy - znów! - powołują się na "Protokoły mędrców Syjonu" jako opis faktów?