Byłem wczoraj na pokazie przedpremierowym w warszawskim Cinema City na Sadybie.
Film zapowiadał się jako lekki, śmieszny i przyjemny w oglądaniu. Niestety taki się nie okazał.
Poziom żartów jest równy tematom tych żartów. Fekalia, fekali i nasienie. Tak krótko to skomentuje.
TED - był śmieszny, głupi ale śmieszny. Tutaj w jedej scenie Patrick Neil Harris załatwia się do kapelusza przez całą 1 minutę w akompaniamęcie niesmacznych dźwięków.
Dialogi są drętwe, bez polotu. Może w kilku scenach można się uśmiechnąć, wyłapać żart językowy typu" don't drink and horse (gdy główny bohater po pijaku chce jechać konno) ale poza tym dno i metr mułu.
Nie wiem po co Seth zrobił ten film. Podreperować budżet, z nudów? W końcu kto bogatemu zabroni.
Ja odradzam Wam pójście na ten film, szkoda czasu. I uwaga trailer w porównaniu do filmu jest naprawdę śmieszny.
Zgadzam się w 100%. Nie wiem jakim cudem to coś ma tak wysoką ocenę. Humor na poziomie wczesnej podstawówki.
Zgadzam się, ja poszłam na ten film, bo uwielbiam kreskówkę Family Guy i jestem pewna, że ta historia w wersji kreskówkowej i skróconej by mi się spodobała. Ale z kina wyszłam wcześniej, bo mi się po prostu na tym filmie nudziło.. Tak jak mówisz- kilka momentów lekkiego uśmiechu, ale poza tym w głowie myśl, że to słabe i szkoda kasy i czasu. Czasem odnosiłam wrażenie, że niektóre sceny dialogu/monologu są ratowane tym, że na koniec danej sceny ktoś pierdnął lub zrobił coś innego, żeby wymusić u oglądającego śmiech. W ogóle, nic mi się w tym filmie kupy nie trzymało. A scena z dziadkiem była przegięta jak na komedię i wkurzyło mnie to, że jakim prawem wywołują we mnie smutek, skoro wcześniej nawet mnie porządnie nie rozśmieszyli?