O ile lubię kino europejskie, które przeważnie jest odskocznią do odmóżdzających hollywood’s shits, o ile Szwedzi robią dobre kino obyczajowe, społeczne, pokazują prawdziwą naturę ludzką i za to ich cenię, to w wypadku tego obrazu muszę wyrazić swoje delikatnie mówiąc rozczarowanie.
SPOILERY
Zaczyna się nieźle, trzyma w napięciu, widzimy dwie, niezależne historie dwóch osób, czekamy na połączenie wątków.
Doczekujemy się- dziennikarz (skazany wyrokiem za zniesławienie idzie siedzieć na 3 miesiące dopiero za pół roku- może brak miejsc w wiezieniu?) i „hakerka” (włamująca się do czyjegoś kompa za pomocą komendy: „włam się do kompa Mikaela Blomkvista”- 2 sekundy i mamy pełen dostęp) razem szukają 16-latki, ”córki” magnata która zaginęła 40 lat wcześniej.
Oczywiście nikt nigdy nie trafił na żaden ślad…
W międzyczasie dowiadujemy się, że w rodzinie tegoż potentata finansowego bywały różne kwiatki: A tu faszyści (w Szwecji), a tu żydowskie imiona, tam gwałciciel córki, tudzież młodzież deprawowana przez ojców. Do poszukiwań 16-latki nie wnosi to NIC. Niby, że żydowskie imiona, cytaty z biblii, ale tak naprawdę mocno to naciągane.
W tym samym czasie „hakerka” ma problemy z nowym kuratorem, który okazuje się sadystą i gwałcicielem swoich wychowanek. Oczywiście zbuntowana Lisabeth radzi sobie z nim metodą „ na ukrytą kamerę”. Do poszukiwań 16-latki nie wnosi to NIC.
Zlecający śledztwo w tym czasie dostaje zawału. Nie wiadomo dlaczego, po co w sensie fabuły, nic z tego nie wynika, nikt tego nie wykorzystuje, nic się nie zmienia.
Do poszukiwań 16-latki nie wnosi to NIC.
Po całej serii mrożących krew w żyłach akcji strzelanin w lesie, uchwyceń Mikaela przez jak się okazuje skrzywionego niegdyś chłopca i pod koniec zakontraktowanej ilości taśmy dowiadujemy się, że poszukiwana Harriet żyje sobie w najlepsze w Australii.
To tłumaczy, dlaczego szukający jest przybrany ojciec Henrik dostawał prezenty urodzinowe- suszone kwiaty za każdym razem z innego miejsca na Ziemi. Dopsz.
Oczywiście Mikael przywozi Henrikowi Harriet, wpadają sobie w ramiona. Cięcie, mamy to.
Następna scena: Zmutowana hakerka odwiedza swoją matkę, potem dostarcza odsiadującemu w szwedzkim lochu Mikaela wyrok za zniesławienie dokumenty, które dowodzą, że jednak był niewinny, a ten którego oskarżał jednak jest winny. Wielki powrót dziennikarza Millennium.
Następnie widzimy jak Lisabeth wysiada z wypasionej fury na Kajmanach (w domyśle włamała się na konto tego złego pana oskarżonego o złe prowadzenie się). Jest już piękną blondynką, bez tego „gówna na twarzy”. Cięcie.
Scena ma się do reszty filmu jak pięść do nosa.
Mocno naciągane, bardzo mocno.
Mam wrażenie, że twórcy chcieli połączyć kino społeczne w którym dobrze sobie radzą z kinem akcji na miarę Kodu DaVinci.
Problem w tym, że Szwedzi mają temperament śniętego śledzia i od kina akcji powinni się trzymać z daleka, bo hybryda tych gatunków jest delikatnie mówiąc mało udana.
Z jednej strony życie, przeszłość bohaterów, które wpływa na ich dalsze życie, z drugiej strony śledztwo i poszukiwania . Ich przeszłość do poszukiwań 16-latki nie wnosi to NIC.
Tytuł:
„Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”
Że co proszę? Millennium- to gazeta tego dziennikarza. Kto nienawidził kobiet?
Ten, który je zabijał? Co ma piernik do wiatraka?
Tytuł AKA: ”Dziewczyna z tatuażem smoka”. Lisabeth miała taki tatuaż, ale co z tego?
Nigdzie nie jest wytłumaczone co on ma symbolizować, o co chodzi i po co?
Równie dobrze tytuł mógłby brzmieć: ”Dziewczyna z pieprzykiem na pięcie”
Dobra muza, mimo 2,5h film nie nudzi zbyt często, aktorstwo chyba bez zarzutu, ale to za mało. Kładłem się spać zły i z przeświadczeniem, że ukradziono mi ten czas.
Nie polecam. 2/10.
Pozdrawiam i zapraszam do ew. dyskusji.
Osobników z hasłami : ”Jesteś debilem, nie znasz się” ignoruję.
Polecam przeczytać książkę, bo z powyższej wypowiedzi widać, że autor nie zrozumiał o co chodziło w filmie ;)
Nie, nie będę czytał książki, temat mnie nie zainteresował :)
Może streścisz, czego nie zrozumiałem? Wyjaśnij proszę.
Film byłby mocno naciągany wtedy kiedy wszystko sprowadzałoby się do zaginionej 16-latki. A tak to jest w sam raz. Śledztwo to śledztwo.
Nie. Tu nie jest pokazana papka z amerykańskich filmów akcji. Poza tym, to jest film na podstawie książki. A każda książka ma przecież wątki poboczne. Co, mieli to wyciąć?
Sorry, JajoX, ale z takim podejściem to większość filmów powinna trwać nie więcej niż 10 minut, bo reszta - jak lubisz pisać - nie wnosi w to NIC. :) Nie mam zamiaru wdawać się z Tobą w dyskusję i przekonywać Cię jak znakomity to film jest. Zauważ jedno, że w tej całej wielowątkowej fabule nie chodzi tylko o to co się stało z Harriet... bo wtedy tytuł pewnie brzmiałby: "Harriet, która zaginęła" albo "Czy ktoś widział Harriet?". Śledztwo w sprawie zaginięcia 16-latki jest tylko punktem wyjścia, podczas niego niespodziewanie wychodzą na jaw od lat skrywane tajemnice. I właśnie w tej złożoności kryje się atut, który sam zauważyłaś. Ciekawie oddane tło społeczne, pokazujące Szwedów i Szwecję z zaskakującej strony. Te elementy w wersji amerykańskiej pewnie zastąpione by zostały kilkoma pościgami i mordobiciem. A tak jak uważasz - nie wnoszą w to NIC. Pytasz po co stary Vanger dostał zawał? Nie wiem, był stary, więc mógł dostać, prawda? A poza tym, to sygnał czy przypomnienie, że jest on już na krawędzi, u schyłku życia i to są dla niego ostanie chwile aby poznał prawdę o Harriet. Scena na Kajmanach natomiast - i tu się zgodzę, że nie ma wiele wspólnego z przebiegiem akcji - jest po prostu zapowiedzią kontynuacji filmu i dalszych losów Lisbeth i Mikaela. A co zaś się tyczy tytułu, to przed seansem wydawał mi się dziwaczny, ale teraz uważam, że doskonale oddaje to o czym jest ten film. Pytasz który z mężczyzn pokaznych w filmie nienawidził kobiet??? Zastanów się, bo chyba łatwiej odpowiedzieć, którzy nie nienawidzili... bo tych co NIENAWIDZILI było tak WIELU!
Aha i jeszcze jedno, napisałeś, że przeszłość bohaterów nie wnosi nic do akcji. A scena, w której Lisbeth może pomóc mordercy wyjść z rozbitego samochodu, ale tego nie robi??? Czy na jej decyzję nie mają wpływu doświadczenia z dzieciństwa (człowiek pochodnia w BMW) oraz niedalekiej przeszłości (szowinistyczna świnia i gwałciciel kurator).
Tempo filmu może nie jest zawrotne, ale sam film wciąga, trzyma w napięciu, zaskakuje. To znakomicie opowiedziana historia. Nie przekonam Cię, że to świetny film, ale z tą oceną 2/10 to z grubsza przegiąłeś. Pozdrawiam.
A ja powiem tylko tyle - poświęć dwa... góra 3 dni na przeczytanie książki to wszystko zrozumiesz. Jest napisana genialnym językiem, zawiera świetne i jednocześnie zwięzłe opisy (czyt. nie nudzi) a fabuła jest przedstawiona trochę inaczej ;) w sensie szerzej :P w filmie dużo rzeczy mi się nie zgadzało i w sumie wyszło z tego takie nie wiadomo co... książkowa historia jest zbyt długa a wątki zbyt ze sobą poskręcane aby mogły być poucinane i w kawałkach przedstawione w filmie...
No nie. Nie o to chodzi, żeby film można było zrozumieć tylko znając książkę.
Wierzę, że znając książkę(na pewno lepszą niż film) można zrozumieć więcej, inaczej i pełniej.
Ale nie można wymagać, żeby każdy czytał książkę po to, żeby zrozumieć film.
Co innego jakbym znał książkę, potem poznał film, ale nie będę poznawał książki, żeby docenić film.
Jak pisałem wcześniej: ekranizacja to trudna sztuka, w tym wypadku okazała się za trudna.
W tej kwestii się z Tobą zgadzam... lecz z drugiej strony pokaż mi jedną, dobrą ekranizację ;) Anioły i Demony - świetna książka, film totalna porażka - bo jak inaczej nazwać zmianę fabuły!? Kod da Vinci... najlepsza książka Brown'a - film totalnie zrąbany. Eragon - bez komentarza. Myślę co jeszcze czytałem a w późniejszym czasie oglądałem... chyba jedyną książką, której ekranizacje w miarę się pokrywają z treścią lektury jest Harry Potter. Tak to wszystkie książki w wersji kinowej... jak to sie mówi... ssą...
Bardzo proszę:
Mechaniczna Pomarańcza.
Lot nad kukułczym gniazdem :)
W obu przypadkach najpierw znałem film, potem czytałem książkę.
Lot... w porównaniu z książką, film jest mocno spłycony, ale nadal świetny.
Mechaniczna- film bardzo wierny, rewelacyjny.
W obu przypadkach nie trzeba znać książki, żeby zrozumieć/docenić ekranizację. I tylko o tym mówię. Przeważnie film jest "gorszy" niż książka, ale jeżeli książka musi był tłumaczem filmu, to ja za taki film dziękuję. :)
W tym wypadku na pewno nie sięgnę po książkę po obejrzeniu filmu.
Niestety ani jednego nie znam, znaczy słyszałem pochlebne opinie lecz samemu nie obejrzałem...
I przyznaję szczerze, że bez książki miałbym problemy ze zrozumieniem fabuły filmu. Nie wiedziałbym o co chodzi z matką Salander, nie kapowałbym mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet i w końcu czemu Salander jest jaka jest, skąd się biorą jej problemy itd...
I nie zrażaj się aż tak :P gwarantuję, że książka Ci się niesamowicie spodoba :)
"ekranizacja to trudna sztuka, w tym wypadku okazała się za trudna"
Napisał ktoś kto nie czytał książki... osoba, która nie jest w stanie zaakceptować więcej niż jednego wątku w filmie. Polecam bajki dla dzieci do lat 3 albo amerykańskie kino.
JajoX masz rację film był beznadziejnie nielogiczny. Za dużo w nim pozmieniali żeby można było go zrozumieć.
Np. odnosząc się chociażby do jednego z wątków, który opisałeś:
"Zlecający śledztwo w tym czasie dostaje zawału. Nie wiadomo dlaczego, po co w sensie fabuły, nic z tego nie wynika, nikt tego nie wykorzystuje, nic się nie zmienia.
Do poszukiwań 16-latki nie wnosi to NIC."
Widzisz, w filmie nic z tym się nie dzieje jednak w "prawdziwej historii" z książki zawał Hanrika prowadzi do rozmowy Blomkvist z adwokatem Dirche Frode, który zdradza się przez nieuwagę z raportem powstałym przed zatrudnieniem dziennikarza. To z kolei wciąga w akcję Lisbeth. Bo Blomkvist potrzebował kogoś do pomocy w szukaniu "biblijnych" informacji. A że był pod wrażeniem raportu, który Dirch był zmuszony mu pokazać, uznał że Lisbeth jest genialna. Swoją droga zagadkę telefonów z imionami rozwiązała nieświadomie córka Mikaela a nie Lisbeth.
I takich motywów pozmienianych i niejasnych w filmie jest pełno co czyni go beznadziejnym. Przynajmniej dla mnie jako oglądającego z perspektywy książki.
Dodam jeszcze, że Anna tak naprawdę żyła sobie w Anglii i wiedziała o Harriet. Pomagała jej ale ...
Przeczytajcie książkę jak chcecie się dowiedzieć jak naprawdę odkryli prawdę o Hariet. Bo w filmie to nie miało właściwie znaczenia a książka była właśnie o tym ;)
Dokładnie... film po prostu jest jakby... posklejaną z kawałków historią, której kolejne fragmenty były totalnie nielogiczne.
I taka drobna uwaga - nie Anna tylko Anita ;) ale zgodzę się - to mnie chyba najbardziej uderzyło... że nie żyje... potem cały czas myślałem, jak mają zamiar historię dokończyć z nieżyjącą Anną, z brakiem córki Mikaela i w końcu z tak małym udziałem Dirch'a Frode'a...
Zgadzam sie w 100% z przedmowcami i zalozycielem tematu.
W filmie zostalo pozmieniane zbyt wiele watkow przez co stal sie on kompletnie niejasny i wrecz naciagany dla widza nie znajacego ksiazki.
Wiele 'bledow' ktore wymieniles w pierwszym poscie sa idealnie wytlumaczone w ksiazce. Watki poboczne maja glownie na celu przyblizenie sylwetek glownych bohaterow a szczegolnie Salander, ktora w ksiazce jest mega zlozona postacia - mimo wszystko dosc niezle odwzorowana w filmie ( moim zdaniem ).
Tak czy inaczej film slaby.
Ksiazka - 8/10
Film - 5/10
Widzę, że JajoX znalazł poparcie w wielbicielach książki. To nie dziwi, ponieważ z reguły adaptacje książek czy gier nie podobają się ich wielbicielom, a przynajmniej mają wobec nich wiele uwag. No bo jak to, żeby ktoś przekręcał i zmieniał coś co oni uważają za doskonałe i perfekcyjne. Każda zmiana jest świętokradztwem. Ale film z racji ograniczeń czasowych wymaga dokonania pewnych skrótów, uproszczeń. Dlatego film powinno się oceniać jako odrębne dzieło. I wg mnie, w tym przypadku, twórcy spisali się znakomicie. Zanaczam, że nie czytałem wcześniej książki (robię to teraz), więc obiektywnie podszedłem do tego filmu, zupełnie nic o nim nie wiedząc. A pewne niedopowiedzenia związane chociażby z przeszłością Lisbeth dodają całemu filmowi tajemniczości. Bo widz może się tylko domyślać tego co jeszcze spotkało Lisbeth i co spowodowało, iż Lisbeth jest taka jaka jest.
W mojej opinii film ten jest świetnym kryminałem ze sprawnie i logicznie poprowadzoną intrygą, w którym dzięki Bogi nie wszystko zostało wyłożone kawa na ławę.