...jak tacy znani i lubiani aktorzy mogli zagrać w tak płaskim i nie dopracowanym filmie? Gary Sinise czy Tim Robbins? Nie czytali scenariusza czy co? Ich gra jest moim zdaniem sztuczna, tak jak niektóre sceny, które czasem się ze sobą "gryzą" [np. wytwarzanie tlenu przez rośliny, mimo iż - jeśli dobrze zauważyłam - pomieszczenie nie było odizolowane od środowiska zewnętrznego]. Muzyka także mi przeszkadzała i drażniła z każdą sekunda. A już szczytem wszystkiego jest uronienie łzy przez kosmitę. Scena ta wydaje się być komiczna, choć w założeniu powinno być zgoła odwrotnie; samo "łazikowania" po układzie słonecznym i złapanie się za ręce już sama nie wiem co miało symbolizować. Jeden kicz.
Gdzie wy tu widzicie porównania do 'Odysei Kosmicznej' Kubricka?!
Sama się dziwię, że dotrwałam do końca.
oczywiście jest to subiektywna opinia
Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią. Pierwsza połowa filmu była średnia, ale miałem nadzieję, że końcówka to wynagrodzi... oj srogo się zawiodłem, bo druga połowa jest w zasadzie dobijająca dla tego "dzieła". Tak kiepskiego filmu już jakiś czas nie widziałem. Scenariusz napisany chyba w jedną noc, raz jest banalny, a zaraz potem oszałamia głupotą, i tak w koło. Wyścigi ślimaków na 5 km byłyby o wiele bardziej wciągające! Drażni także aktorstwo... a raczej jego śladowa ilość. Gary Sinise i Tim Robbins wyglądają jakby im było zupełnie wszystko jedno, broni się jako tako Don Cheadle, ale zdecydowanie najgorsza jest Connie Nielsen, tak nijakiego aktorstwa dawno nie widziałem, jej cała gra ogranicza się właściwie do kilku krzyków i jęknięć... Ale najgorsze z całej "Misji na Marsa" jest muzyka. Nie mogę wprost uwierzyć, że to coś spłodził Ennio Morricone. Brzmi ona jakby autor nie oglądał filmu i w ogółe nie miał pojęcia o czym on jest. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie przebija mi dźwięk z innego kanału... Muzyka w żaden sposób nie pasuje do filmu, nie buduje kliamtu, a wręcz przeciwnie, jest strasznie irytująca!
A jakie są dobre strony tego filmu, zapytacie. No cóż... hmm... eee... niech będzie, że efekty specjalne, te są na dobrym, a nawet bardzo dobrym, jak na rok 2000, poziomie. Ale to zdecydowanie za mało, że poświęcić temu filmowi choćby 5 minut swojego życia, pomyślcie ile innych, o wiele ciekawszych rzeczy możecie w tym czasie obejrzeć... np. wyścigi ślimaków na 5 km :P
Generalnie się zgadzam, film bardzo słaby - natomiast, muszę odwrócić jego zalety, efekty słąbę, suche - geenscreen aż rzuca się w oczy, to Cubric 30 lat temu zrobił 10 razy piękniejsze rzeczy technicznie.... natomiast muzyka mi całkiem przypadła do gustu i wdg. mnie to właśnie ona jakoś broni ten film, no ale cóż są gusta i guściki...
(co do tej muzyki to oczywiście nie zabija - ale jest ok)
Głównym mankamentem filmu jest muzyka, szczególnie w wątku awarii statku kosmicznego/rakiety. Tego po prostu nie da się słuchać (ten puszczany w kółko motyw na organach..) Jak to ktoś napisał wyżej nie pasowała do filmu, nie budowała klimatu - w pełni się zgadzam. Wspaniałej gry aktorskiej też tam nie zuważyłem. Ciekawa jest tylko tematyka, i za to 4 gwiazdki + 1 za nazwisko reżysera. ;)