o miyazakim poprzez rany kłute, cięte traumy i inne tam z dzieciństwa i nie tylko a różne - wojny, samoloty, śmierć matki, bliskość natury, trzesięnia ziemi, powodzie, tsunami i tak dalej - dość konwencjonalny przelot taki raczej oczywisty w sensie nic czego nie możnaby wyczytać czytając poprzez jego filmy.
mniej więcej.
czyli drapanie po powierzchni z pozorami głębi.
mniej człowieka, więcej artysty.
w konkurencyjnym a dużo lepszym dokuzamęcie zalegającym na netflixie pod wszystko mówiącym kryptonimem to aosagi to kimitachi wa do ikiru ka pada taki cytacik:
otworzyłem mózg zbyt szeroko. muszę go zamknąć, ale zapomniałem, jak to zrobić. idę na skraj szaleństwa i już tego nie cofnę. nigdy wcześniej o tym nie mówiłem.
wielka szkoda, że twórcy nie podążyli tą mniej wydeptaną ścieżką prezentując nam miyazakiego - nie jako artystę, a jako człowieka, który powinien a nie potrafi zadbać o swój spokój.