Film, który podpisuje się tytułem bardzo dobrej książki, a nie ma z nią nic wspólnego, poza kilkoma "pożyczonymi" pomysłami. Niestety, moim zdaniem ten twór to totalny bełkot i bardzo żałuję, że go obejrzałam, bo teraz bezpowrotnie powstało w moim mózgu połączenie między nim, a książką, która bardzo mi się podobała i którą przeczytałam jednym tchem.
Szkoda czasu na rozwodzenie się, w ilu miejscach ten film jest beznadziejny, bo ledwo przez niego przebrnęłam - przez całą przegadaną w samochodzie nudę zaczęłam rozwiązywać sudoku, żeby szybciej czas mijał. Tak naprawdę jest to film o niczym, bo ucina WSZYSTKIE istotne w książce wątki. Dialogów i wydarzeń bardzo istotnych dla fabuły nie ma wcale, za to są nowe, które nic nie wnoszą, a niepotrzebnie wydłużają film. Nie obyło się bez typowego Netflixowego "politycznie poprawnego", pseudo feministycznego bełkotu i kilku wtrąceń o tym, jak kobiety są prześladowane przez facetów. Zakończenie to jakaś parodia tego, które miało miejsce w książce. Sekwencję jak z horroru psychologicznego, zastąpili baletem.
Nie mam odpowiednich słów, żeby wyrazić to, jak wielkim rozczarowaniem okazał się dla mnie ten film. Jeżeli ktoś ma ochotę przeczytać dobrą książkę, to myślę, że lepiej będzie, jak daruje sobie to wątpliwej jakości widowisko i na książce poprzestanie.