Podpisuję się pod pojawiającymi się tu wcześniej komentarzami niektórych osób. Film bardzo dobry, jednakże ostatnia scena była dla mnie tak toporna, że popsuła wcześniejsze wrażenie, jaki film na mnie zrobił. Występ bohatera w musicalu to już naprawdę ostatnia podpowiedź od reżysera, tak naprawdę wyłożył na tacy wszystko i zatarł inne możliwe interpretacje, w moim mniemaniu. Rozczarowało mnie to, bo pozbawiło wielowątkowości (a naprawdę jestem ogromną fanką czyjejś tutaj teorii, iż jest to metaforyczny opis ofiary przetrzymywanej przez oprawcę!). Sama miałam takie wrażenie, ale zakończenie odwiodło mnie od tego skutecznie i trochę spłaszczyło wspomnianą już wielowątkowość. Dalej jednak odnoszę wrażenie, że jest to poniekąd historia molestowania. Dyskomfort, jaki odczuwałam w pewnych sytuacjach, w jakich ukazywano bohatera, nie pozwala mi odrzucić również takiej możliwości :).