Jestem bardzo rozczarowana filmem. W pewnym momencie miałam wrażenie, że oglądam "Trudne sprawy" - bohaterka zaszła w ciążę, choć jednak nie zaszła, ale okłamała go, że zaszła... Współlokatorka i jednocześnie jedyna koleżanka związała się z jej byłym. On ma małą córkę, o której wcześniej nie mówił. Wydawało się, że on spędził noc ze swoją byłą, ale jednak nie spędził, bo upił się i leżał gdzieś w kącie. Właściciel mieszkania jest obleśnym, niedomytym, czerwonym na twarzy zbokiem, częstuje młodocianą lokatorkę alkoholem, a potem gwałci. Oglądając to, zaczęłam czuć tę patologię rodem z "Trudnych spraw". Czy Polacy nie potrafią opowiadać innych historii? Uważają, że tylko tego rodzaj sprawy / emocje mogą wstrząsnąć / poruszyć widzem? To nie jest film o modellingu. Wszystko to mogłoby spotkać każdą studentkę przyjeżdżającą do dużego miasta. Ale w zasadzie nie wiem, czy mogłoby spotkać, bo zachowania bohaterów są nieprawdopodobne z punktu widzenia emocjonalnego.