"Kaibutsu" (2023) w reżyserii H. Koreeda chwilami przypomina motyw "Blisko" od L. Dhonta, ale(!), na szczęście tylko we fragmentach! Tu jednak historia jest ciekawsza i budowana z pomysłem. Chciałoby się dodać, że z sensem, no nie. Niestety, tego brakuje, szczególnie w III segmencie, bo produkcję, chyba nierzadką praktyką w konkursowym kinie, reżyser zdecydował się rozbić na opowiadane z trzech perspektyw o jednym wydarzeniu. To była dobra decyzja, to zaciekawiło i punktuje na rzecz wizji.
Wszystko byłoby świetnie, poza faktem, że w rozwiązaniu fabuły, gdy ta matrioszka, laleczka się rozkłada - są gigantyczne luki. I to też podobne do Dhonta. Wykreowana alternatywna rzeczywistość - jakie dziecko ukrywałoby te historie tak długo, jaki rodzic nie zauważyłby wyniesienia połowy domu do wagonu w lesie, czy gdziekolwiek. W końcu, co to za sceny z dyrekcją na początku filmu, tu akurat dodaje klauzulę antyignorancką - przepraszam, jeżeli tak wygląda kultura japońska i właśnie w ten sposób działa szkoła, wówczas głęboko współczuję.
Zatem absurdów było co nie miara, a szkoda, bo można to było zrobić bliżej realiów. Polecam więc psychodeliki na seans, serio, kilka razy łapałem się za głowę. Warto wspomnieć o świetnej muzyce Riuchiego Sakamoto (1952-2024), nuty trafnie wpadają w uszy i nadają filmowi bieg. A koniec aż przypomina Babel (2006), gdy wszystkie perspektywy się łączą (w tym ta z udziałem japońskiego bohatera) i rozwiązują akcję. Właśnie Babel też parę razy spostrzegłem w tym seansie, a to miłe i dobre, bo tamten film za pierwszym razem mnie porwał, jak ta lawina błotna w "Kaibutsu". Temu filmowi daleko do tamtej ligi. Nie ma tu większych rozterek o życiu, jest trochę o dorastaniu i przyjaźni. O skrajnej ślepocie (uważam, że to akurat nie celowo, a na potrzeby scenariusza). A propos tego, palmy tu bym się nie doszukał. Rozumem, że ta najpewniej za powroty wcześniej wskazanych motywów, ale konkurencja musiała być widocznie słaba, bo w ubiegłych latach filmy były pisane rewelacyjnie, i tam Cannes się im nie pokłoniło. Nie ma tu jakiegoś pięknego tekstu bohaterów, jest po prostu myśl na produkcję.
Reasumując, było to ciekawe, nie zawiodło jak "Blisko", ale też niedaleko było do absurdu na całej linii. Radzę wychowywać dzieci mądrzej, niż matka tu. Najbardziej zaś zazdroszczę cery chłopakom, ci Japończycy, ajajaj. //4/10.
Pomieszanie z poplątaniem, zaczęło się w miarę ciekawie, nauczyciel, dziwne zachowanie ucznia, kto kogo, czy to młody manipuluje nauczycielem w stylu niemieckiego Pokoju nauczycielskiego, czy nauczyciel wykazuje jakieś psychopatyczne skłoności z domieszką japonskiego dziwactwa (chociaż krzyczało we mnie, czemu ta kobieta nie idzie z synem do psychologa), niestety wątek nauczyciela idzie w odstawkę bo w połowie filmu ujawniają się Dhontowe inspiracje Koreedy w stylu Innaritu z łaczeniem tych wszystkich wątków, niestety Hirokazu to ani Dhont ani Alejandro, tak jak pięknie potrafi opiswać teraźniejszość (te ujęcia z zarośniętym wagonem pociągu nadają się na fototapety) tak kompletnie nie potrafi opowiadać, skoki w czasie, gubienie wątków itd itp, przeszkadzała mi też ta "dziwność" reakcji i zachowań bohaterów wynikająca z innych niż zachodnie, japońsko/azjatyckich kodów kulturowych, nie mam nic przeciwko poznawaniu innych niż zachoddnie podejść do świata, ale w tzw uniwersalnym języku filmu przeszkadzało mi to w odbiorze i wczuciu się historię, no i niemiłosiernie mnie to wszystko wynudziło
W sumie ciekawe uwagi, choć film w sumie mi się podobał. Mimo braku pewnych elementów Yukio Mishimie zakręciłaby się łezka w oku podczas seansu gdyby miał przyjemność oglądać ;)
Też koniec końców jestem rozczarowany… nie wiem skąd laury za scenariusz, który kupy się nie trzyma, bo w pewnym momencie wszystko się rozpada. Woke chyba musi być w obecnych czasach zawsze na tapecie, żeby z góry nagrody rozdawali. Jak wielkim fanem Koreedy jestem tak nie mogę przeżyć jak ostatni akt jest przekombinowany, a w połączeniu z zachowaniami Minato z pierwszego aktu widać tak wielkie dziury scenariuszowe, że naprawdę nie wiem czym się kierowali… tzn wiem. Jest woke są i nagrody.
"jaki rodzic nie zauważyłby wyniesienia połowy domu do wagonu w lesie" Chyba Cię trochę poniosło, albo oglądałeś jakąś inną wersję "na wypasie" bo ja w tym wagonie widzę tylko porozwieszane jakieś wycinanki i lampki choinkowe. Czy może liczysz dziecku ile w stroną papieru kolorowego przyniosło z powrotem do domu i dzwonisz do szkoły pytać czy aby na pewno tyle wyniosło? Więcej absurdów widzę w tym komentarzu niż w filmie.
No i pewnie jeszcze prąd wyniósł do wagonu w lesie. A potem wszystkie dzieci się zmówiły przeciwko nauczycielowi który ich dobrze traktował - żaden się nie wyłamał. I w sumie nie wiadomo czemu bo Minato ani nie był żadnym przywódcą szkolnego gangu. Matka też nie wiedziała co syn robi popołudniami do wieczora po szkole. Tak ten film ma masę błędów scenariuszowych.
Zdaje się że akcja filmu rozgrywała się w czasach współczesnych, więc co jest trudnego w wyniesieniu prądu do lasu? Co to wyłamania się to nie kojarzę o co chodzi. Po pół roku już nie do końca wszystko pamiętam... Co jest dziwnego w tym że mama nie wiedziała co syn robi po szkole? Ja w podstawówce też mówiłem że idę na rower i nie raz do wieczora mnie nie widzieli. Ciebie w piwnicy trzymali? Był jeden taki któremu rodzice nie pozwalali wychodzić poza swoją ulicę, ale to nie jest normalne.... Jest w tym filmie kilka dziwnych akcji, ale nie powiedziałby że więcej niż w innych produkcjach i te co wy podajecie ja akurat nie uważam za absurdy... Ja też od początku oglądałem ten film z myślą, że jest to twórczość japońska i z tej racji nastawiałem się na dużo bardziej odjechaną egzotykę. Może dlatego wydaje mi się on bardziej normalny, ale mimo wszystko zdecydowanie nie zgodzę się z tym że ma masę błędów.
To że to było kompletne odludzie. Musieliby targać akumulatory a jakoś tego nie widać. O co chodzi z wyłamaniem - cała klasa wiedziała że nauczyciel jest niewinny ale zgodnie go pomawiała. Ba - zorganizowano nawet ankiete gdzie go oceniali i po niej został usunięty ze szkoły. A co jest dziwnego w tym że mama nie wie co syn robi po szkole - może to że widzi że się dziwnie zachowuje ale wcale jej nie zastanawia gdzie jest pół dnia. Ba - o istnieniu kolegi dowiaduje się w połowie filmu. Świetna matka.
No mnie bardziej zdziwiło jej zachowanie już po tym kiedy badali dzieciaka w szpitalu... "Musieliby targać akumulatory a jakoś tego nie widać" przestrzeń czasowa filmu sugeruje też, że bohaterowie musieli robić kupę, a jakoś tego nie widać - co to ma być za argument w ogóle?