Jeśli jesteście już zmęczeni tematami wałkowanymi non-stop w zachodnim kinie i szukacie jakiegoś powiewu świeżości... to tutaj go nie znajdziecie. Po obejrzeniu "Złodziejaszków" Koreedy liczyłem na film, który znów będzie we mnie targał sprzecznymi emocjami, coś, co będzie przynajmniej nieoczywiste, albo pozostawi z pytaniami, na które będę szukał odpowiedzi. Zamiast tego mami nas tajemnicami, kluczy w labiryncie tropów, by ostatecznie otworzyć przed nami drzwi do tej samej jednowymiarowej historii, którą słyszeliśmy dziesiątki razy.

Nie zrozumcie mnie źle, ja nie chcę nikogo do tego filmu zniechęcać, ani krytykować samego filmu. Każdy autor ma prawo nagrywać filmy o czym chce i poruszać tematy, które uznaje za ważne. Z drugiej strony nawet najlepsze danie może się przejeść i ostatecznie chyba nic tak bardzo nie psuje odbioru jak minięcie się z oczekiwaniami. Po skończeniu czułem się odarty dosłownie ze wszystkiego na co liczyłem i najgorsze, że podejrzewam, że gdybym obejrzał go w innym czasie i z innym nastawieniem to moja ocena by była zupełnie inna.