W sumie sam do końca nie wiem, co mnie podkusiło, aby sięgnąć po tą pozycję. Z wierzchu wyglądało to na kolejną baję w stylu napuszonej Narnii w brzydki sposób przemycającej chrześcijańską propagandę. Mgliście jednak pamiętałem, że gdzieś obiło mi się o uszy, ze to nie do końca tak. Mimo tego, jeszcze w momencie, gdy zacząłem odtwarzanie, zastanawiałem się, czy naprawdę jestem gotowy na starcie z kinem familijnym. Byłem jednak w podróży i w zasadzie i tak nie miałem nic lepszego do roboty, ponadto zobaczyłem nazwiska Roberta Patricka i Zooey Deschanel w obsadzie, stwierdziłem: dobra, niech będzie. Z początku było nawet nie najgorzej, jednak z czasem - zgodnie z przeczuwaniami - poczułem się znużony. Nawet nie w tym rzecz, że film jest zły. Z grubsza rzecz biorąc to taki "Tajemniczy ogród" wymieszany z "Moją dziewczyną". Jest tu obowiązkowe, szczytne przesłanie, garść mądrości dla najmłodszych. I zdecydowanie za dużo patosu jak na moją wątrobę. Zwyczajnie to nie moja liga. Aktorsko - nieźle, młodzi spisują się przyzwoicie, choć koncentrację pod tym względem w znacznej mierze zakłócał mi, jak zwykle irytujący, polski dubbing. Efekty komputerowe, mówiąc kolokwialnie - do bani, jest też ich zdecydowanie za dużo. Dla dzieciaków - może być, na pewno lepsze to od jakichś tam "Małych agentów 10D". Ja jednak odpadam - dzieje dziecięcej przyjaźni fascynują mnie na równi z operacją wybielania zębów Julii Roberts.