Dzisiaj, rok po tym jak widziałam ten film po raz pierwszy w telewizji, znów obejrzałam "Most do Terabithii". Mimo że ostatnie 30 minut oglądałam już piąte przez dziesiąte, nie z własnego wyboru, to muszę przyznać, że znów popadłam w nostalgię po zakończeniu tego filmu.
Teraz wiedziałam już co się stanie i nie popłakałam się, bo nie wczułam się w akcję tak jak rok temu i dlatego, że ktoś przy kim nie chciałam okazywać takich emocji był w tym samym pokoju, ale i tak odczuwam wciąż to, co było na ekranie.
Przepraszam za takie wywody. Nie wiem czy to niedzielne popołudnie, kiedy człowiek myśli już o poniedziałku albo po prostu moja niepohamowana wylewność w internecie (od czasu do czasu), ale chciałam wiedzieć czy wy również w taki sposób "przeżywacie" ten film?
Wczoraj zaczęłam czytać książkę na podstawie, której powstał film. Zapomniałam o tym, że adaptacja ma być emitowana dzisiaj, choć czytałam o tym około dwa tygodnie temu. Pierwowzór leżał u mnie na półce od 3 miesięcy, głównie przez szkolne obowiązki. Teraz nadrobię zaległości, ale przez to o czym wcześniej pisałam i co wciąż odczuwam, nie mam ochoty wracać dzisiaj do tej słodko-gorzkiej historii. Takiej jaką jest samo życie.
Podzielcie się odczuciami na temat zakończenia i ogółem filmu. Czy również macie tak samo osobiste do niego podejście, jak ja (Jesse przypomina mi mnie)?
Piszcie lub nie. Chciałam tylko wyrzucić to z siebie. Już mi nawet trochę lepiej :).
Film był wart obejrzenia. I choć widziałam go drugi raz to tak samo mnie poruszył jak za pierwszym razem. I tym razem lepiej go odebrałam. Wiedziałam czego się spodziewać. Do tego za pierwszym razem do końca wierzyłam, że jest to magiczny świat. I teraz wiedząc jak było dokładnie, że to wyobraźnia dzieci... brak mi słów. Poprostu wiedziałam tak jak Jesse, że żyjemy w świecie po którym trzeba stąpać twardo ale czy nie pięknie jest wyobrazić sobie, że jest inaczej? Do tego tym razem koniec mi się spodobał. Terabithia nie zginie bo Jesse będzie ją dalej tworzył z siostrą. I przez to pamięć o Leslie nigdy nie zginie.
I tak nawiasem, byłam może nawet starsza niż bohaterowie a siedziałam na drzewie w lesie i marzyłam. Tyle, że nie miałam nikogo do towarzystwa po za własną wyobraźnią.
Już kiedyś ten film oglądałem i wtedy zakończenie naprawdę mnie podłamało. Dzisiaj po prostu wyłączyłem film w momencie, gdy nauczycielka zabrała chłopaka do muzeum.
Film jest pozytywny, optymistyczny, mówi o sile wyobraźni. Czuję się trochę jak ten chłopak, bo u mnie jest podobnie. A potem bach, przywalili tym zakończeniem z grubej rury. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebne te zakończenie, może i dzięki temu film zyskuje na realiźmie, ale zepsuli tym wszystko to, co budowali przez pierwszą część.
Zakończenie jak i cała powieść jest oparta na przeżyciach syna autorki. Jego przyjaciółka również zginęła. Napisał on scenariusz do filmu.
Być może wyjdzie na to, że jestem nieczuły, ale mnie ten film jakoś specjalnie nie ruszył. Bardzo przyzwoite połączenie kina familijnego z dramatem, które przyjemnie się ogląda, ale nie porywa. Gdyby nie refleksje nasuwające się po seansie, to możnaby zaryzykować stwierdzenia, że tytuł nie ma praktycznie nic do zaoferowania (oczywiście jest to moje prywatne zdanie i zgadzać się z tym nie musicie).
Szkoda, że zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym i praktycznie od początku wiemy, że owa Terabithia to nic innego jak dziecięca fantazja. Ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, czy zdarzenia mające miejsce w lesie za strumykiem to świat wykreowany przez dzieciaków, będący na wyciągnięcie ręki czy też nie. Myślę, ze film byłby ciekawszy, gdyby twórcy postawili na niedopowiedzenia, zostawiając interpretację filmu widzom. Połączenie świata wykreowanego przez umysł i realnego w taki sposób, byśmy nie byli w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy to co widzimy dzieje się naprawdę, czy to tylko fikcja, to byłoby coś. Mimo to, ogląda go się z zainteresowaniem i na pewno te dwie godziny nie będą dla nikogo czasem straconym.
A tak przy okazji żałuję, że nie jestem już dzieckiem i brutalność dnia codziennego zmienia mnie, a współczesne kino na każdym kroku epatujące seksem i przemocą sprawia, że staje się coraz bardziej obojętny na ludzkie dramaty (że nie wspomnę o filmach animowanych dla dzieci, które coraz bardziej zaczynają upodabniać się do kina dla dorosłych, wypaczając dziecięcą psychikę). Ale tak to już jest, że w rzeczywistości trzeba twardo stąpać po ziemi, bo bujaniem w obłokach niczego nie zwojujemy, tak samo ucieczki w świat wyobraźni, gdzie panuje pokój i miłość niczego nam nie dadzą. Bo life is brutal i tego nie zmienimy.
No cóż, każdy ma swój gust i odczuwa wszystko na swój sposób.
Nie jestem jeszcze dorosłą osobą, ale za miesiąc kończę 17 lat i jak patrzę na to kim byłam jeszcze jakieś 5 lat temu, to widzę jak dużo się zmieniło.
Życie to już nie zabawa, jest dużo obowiązków, planowania na przyszłość i podejmowania ważnych decyzji. Człowiek załamuje się częściej, a problemy są trudniejsze. Ale przez trudniejsze nie wiem co można mieć na myśli. W każdym wieku problemy są dla nas trudne, więc nie ma po co ich porównywać.
Life is brutal, ale czasami warto przenieść się na chwilę do innego świata, żeby choć na chwilę poczuć się szczęśliwym... poczuć się znowu dzieckiem.
Film kopie po mózgu, racja. Za pierwszym razem nie sposób powstrzymać się od łez. Zakończenie nadaje filmowi głębi, jednak przyznaję, że w pierwszym momencie doszczętnie wybija z rytmu. Mimo to, gdyby nie ono, 'Most do Terabithii' nie byłby tym, czym jest :)
Co do książki, ze swojej strony radzę przeczytać, bo warto. Film jest zrealizowany dokładnie w takim klimacie, w jakim utrzymana jest książka, co sprawia, że dobrze się ją czyta nawet po uprzednim obejrzeniu filmu. Póki co, spotkałam się na razie tylko z dwoma przypadkami takiego podobieństwa filmu do pierwowzoru: mam na myśli oczywiście 'Most do Terabithii' i również 'Zieloną Milę'.
O tak, "Zielona Mila" jest bardzo "książkowym" filmem... ; ] A co do "Mostu do Terabithii"... Uważam go za arcydzieło, ponieważ ZA KAŻDYM razem mnie wzrusza. Oglądałem go już chyba z cztery razy, a wciąż nie mogę opanować emocji po zakończeniu filmu... Piękny!
Tak, na pewno nie tylko na Tobie ładunek emocjonalny tego filmu wywołuje takie wrażenie. I na pewno dla wielu widzów jest to pocisk trafiający w głęboko ukrytą tęsknotę za straconym światem fantazji. Tęsknota za brakiem kogoś, kto by wprowadził tą magię do prozy życia.
W moim przypadku jest to jednak tęsknota za niewiarygodną wyobraźnią przytłoczoną codziennością. Oraz za kimś, kto by możliwość tworzenia tych fantastycznych wizji rozumiał i podzielał.
Fakt, że w filmie nie nadużywano efektów specjalnych jest dla mnie wyłącznie atutem, w innym wypadku impakt tego filmu i kierunek uwagi widza byłby skierowany zupełnie gdzie indziej.
Zgoda co do efektów. Spodziewałem się ich, i trochę niecierpliwie czekałem – właśnie chciałem szablonowo podejść do filmu. Po pewnym czasie odpuściłem i skupiłem się bardziej na treści.
Może trochę łatwiej jest sobie poradzić z tym, co się dzieje w filmie, gdy nazwie się to stratą.. Jess doświadcza straty..
Jednak jest jakiś sens zostawić to nienazwane – tak nie godzić się, ze Leslie umarła.. To pozwala chyba nawiązać kontakt z własnymi tęsknotami..
Nie oglądałem od początku i ominął mnie jeden fragment filmu. Jednak to nie przeszkodziło żeby stwierdzić że film był wzruszający i bardzo ciekawy. Z początku jak spojrzałem w program TV, zobaczyłem film familijny, z nutą fantasy. A że lubię takie filmy od razu poszedłem oglądać. Film był bardzo ciekawy, niosący za sobą wiele morałów. Myślałem że tak się skończy, elementy przejścia przez sytuacje zaczerpnięte w tym fantasy-świecie są przenoszone na życie "szkolne" i "domowe". Film momentami był nawet śmieszny. No i w pewnym momencie śmierć! No i jeszcze więcej emocji. Film bardzo mnie zaskoczył. Nie przypadł mi jakoś do gustu ale naprawdę mnie wzruszył!
Najlepszy film jaki w zyciu ogladalem. Pierwszy raz obejzalem go rok temu. Teraz obejzalem go znowu. No i powtorka z dwudniowej deprechy...
Mam 14 lat. Skonczylem 1 gimnazjum. Jak patrze na moich przyjaciol z ktorymi jeszcze rok temu robilem podobne zeczy jak bohaterowie filmu, chodzilismy do miejsc ktore istnialy tylko w naszej wyobrazni,uciekalismy od swiata
to nie wiem co sie stalo. To chyba prawda co.mowia o tym gimnazjum...