Bardzo dobry film, który niestety prawie bym przegapił. Dlaczego? Bo zwiastuny nie były rewelacyjne, a historia umierającego, prawie całkowicie sparaliżowanego człowieka nie była, na pierwszy rzut oka, czymś co bym w kinie z chęcią obejrzał. Całe szczęście Janusz Kamiński otrzymał nominacje do Oscara, przez co zaciekawiony tym co Nasz rodak zmajstrował tym razem, wybrałem się do kina.
I właśnie od zdjęć muszę zacząć, bo wg mnie w pełni zasługują na Oscara. Od pierwszej do ostatniej sceny patrzymy na świat okiem głównego bohatera, widzimy jedynie to co on. Dzięki temu mamy wrażenie, że także i my jesteśmy uwięzieni w ciele, które nagle stało się dla na więzieniem. Cudowne, przepiękne zdjęcia, na początku niewyraźne, zamazane z czasem coraz dokładniej pokazujące pokój w którym leży Bauby a nieco później zaglądają także w jego myśli, wspomnienia, oraz to co sobie wyobraża. Bo jak sam mówi prócz oka jedynie wyobraźnia i pamięć nie zostały sparaliżowane…
Kolejny wielki plus filmu to aktorzy - Mathieu Amalric, który fantastycznie zagrał Bauby'ego, i wg mnie lepiej pasował do tej roli niż wstępnie brany pod uwagę Depp, świetna Emmanuelle Seigner grająca - jak mówi główny bohater matkę jego dzieci oraz zabójczo podobna do mojej ulubionej aktorki Naomi Watts - Marie-Josée Croze, dzięki pomyśle której Jean zaczyna komunikować się ze światem, a później pisze książkę.
I tu pojawia się pierwszy minus filmu - duża przerwa pomiędzy stanem naszego bohatera po przebudzeniu, a stanem niezwykłej mobilizacji i chęci do pisania książki. Twórcy nie pokazali nam niestety co tak naprawdę sprawiło, że Jean zdecydował się w niezwykły, ogromnie wykańczający sposób napisać książkę. Możemy się jedynie domyślać, że chciał znaleźć jakiś nowy cel w swoim życiu, coś do czego by dążył, co wypełniałoby dzień, co motywowałoby go do działania, myślenia, oderwania od teraźniejszości i obecnej sytuacji. Niestety w filmie brakuje choćby jednej sceny, w której pojawiłoby się potwierdzenie tych przypuszczeń. Widzimy tylko trud pierwszych słów powstających z mrugnięć powieki, a chwilę później wprowadzanie pomysłu w życie. Trochę za mało...
Zdecydowane brawa za scenariusz dla Ronalda Harwooda - książki co prawda nie czytałem, ale coś czuję, że nie było łatwo przełożyć jej treść na język kina. W pamięci z pewnością zostanie mi pierwsza scena z wybudzającym się ze śpiączki Jeanem oraz przerażająca i fantastycznie przedstawiona - znów brawa dla Kamińskiego - scena z okiem i nitką. Niesamowite.
Pisząc o minusach muszę wymienić niestety muzykę, która momentami została niezbyt trafnie dobrana. Co prawda motyw przewodni jest cudownie smutny, idealnie pasuje do klimatu filmu, jednak oddzielne, trochę zbyt radosne piosenki zdecydowanie nie pasują do smutnych scen, przy których występują. Trochę to się niestety ze sobą kłóci…
Podsumowując. Naprawdę dobry, smutny film o życiu, jego wartości, o tym jak go nie doceniamy, oraz o tym jak ważny dla każdego z nas jest cel w życiu. O potrzebie drugiego człowieka, potrzebie obecności, przebywania, akceptacji, potrzebie wsparcia oraz wiary w drugą osobę.
8/10
Co do muzyki nie mogę się zgodzić. Obrazuje ona stan ducha głównego bohatera. Jak było widać w filme, zachowuje poczucie humoru, nawet w sytuacjach dramatycznych. Nawet potrafił się śmiać z żartu monterów telefonu.
"Dzięki temu mamy wrażenie, że także i my jesteśmy uwięzieni w ciele, które nagle stało się dla na więzieniem" - że słucham? Nie możemy, nie mamy prawa mówić, że możemy się czuć tak jak główny bohater nawet przez najlepiej zrobione zdjęcia. Ta tragedia jest tak nieprawdopodobna, że ludzka wyobraźnia nie jest w stanie tego pojąć. Nawet patrząc okiem bohatera możesz ruszyć bez problemu swoją ręką, więc nie mów, że jesteś w stanie zrozumieć co czuł Bouby.
"Co prawda motyw przewodni jest cudownie smutny" - cudownie smutny? Czy dobrze rozumiem, czy mało Cię cos takiego poruszyło?
ps. co do chwil, w których czuł się beznadziejnie i mial depresje - nie pokazali tego, bo pewnie nie opisal tego w książce - pewnie wydalo mu się to oczywiste.