To zresztą jeden z moich lęków (na długo zanim obejrzałam film) - być całą sparaliżowaną i w sumie nie móc porozumieć się ze światem. Chciałabym wtedy mieć przy sobie bliską osobę, która pomogłaby mi umrzeć. Dla mnie byłaby to oznaka miłości i poświęcenia a nie morderstwo. Nie zgodzę się z tymi którzy pisza że film był pochwałą życia. Nie był. Człowiek wegetował i dyktował książkę bo... w sumie co miał innego robić? Nie mógł nawet się zabić. Niemożność śmierci wcale nie oznacza że chciał żyć. Wegetował i po prostu jakoś pożytkował ten czas. Niemniej jednak człowiek miał w sobie mnóstwo samozaparcia i cierpliwości, ale dla mnie to nadal nie jest dowód na to że pragnął życia.
Oczywiście, to temat rzeka, bo właściwie zahaczamy o eutanazję. Ja jestem ZA - w takich przypadkach.
Jakie to dziwne że w jego sytuacji marzeniem było chociaż mówić, a szczytem marzeń jeździć na wózku, a przynajmniej poruszać rękami i głową... podczas gdy dla innych sam niedowład nóg byłby tragedią.
Smutny, przejmujący film. Ale mnie jeszcze bardziej przekonał ZA eutanazją.
Nie wiem czy czytałaś/eś książkę, jeśli nie to polecam, tam jest dobitnie pokazane,że jednak chciał żyć.Zresztą jego same wspomnienia, obrazy jakie przewijają się przez film pokazują jak bardzo kochał życie.Każdy ma chwilę załamani,przy jego stanie trudno takich nie mieć, ale ostatecznie przecież nawet potem, nie poddaje się, to jego osobisty tryiumf.
Nie czytałam książki.
Może kochał w czasie przeszłym? - Kochał gdy był sprawny?
A nawet jeśli chciał żyć to tylko dlatego że miał nadzieję że wyzdrowieje. Nie wierzę że kochał życie takie jakie miał - z ruchomym wyłącznie okiem. Co najwyżej miał czasami jakieś przyjemniejsze chwile, ale żeby kochać to... w to nie uwierzę.
Przetoczę może fragment książki:
"Siódma trzydzieści.Dyżurna pielęgniarka przerywa bieg myśli.Zgodnie z opracowanym szczegółowo rytuałem podnosi zasłonę, sprawdza kroplówkę i włącza telewizor, bym mógł obejrzeć dziennik.Na ekranie film rysunkowy: historia najszybciej na Zachodzie skaczącej ropuchy. A Gdyby moje najskrytsze pragnienie polegało na chęci zmienienia się w ropuchę?"
No i? Nie chcę by zabrzmiało to niegrzecznie, ale czego ten cytat dowodzi? Że kochał swoje życie warzywa?
Otóż cytat ten dowodzi,że chciał żyć, pragnął tego bez względu na wszystko.
Polecam ci jeszcze raz przeczytanie książki całościowo, może wtedy zrozumiesz. W tekście literackim jest o wiele więcej ironii niż w filmie, w pewnym momencie bohater zaczyna drwić z całego swojego szpitalnego życia.Przejawia całkowicie zdrowe, normalne zachowanie, a jednocześnie nie załamuję się kiedy nadchodzą trudne chwilę.Osobiście jestem pełen podziwu dla niego.
Moim zdaniem źle odebrałaś film, on nie ma za zadanie pokazanie śmierci, tylko wielką siłę nad nią, bo najgorsze jest to kiedy ktoś się załamuję, a on po prostu żył, a ten cały świat który wokół siebie stworzył, także otaczające go środowisko było znacznie cenniejsze niż to w którym był wcześniej, dopiero wtedy zrozumiał kto jest dla niego naprawdę ważny.
Z całym szacunkiem, ale ja nadal nie widzę w treści tego cytatu żadnego słowa które sugerowałoby że podoba mu się zycie warzywa.
To, że DOCENIŁ życie które miał, nie znaczy że UWIELBIAŁ SWOJE ŻYCIE ROŚLINKI. To że zrozumiał kto jest ważny i co jest ważne... no kurcze... dalej nie udowadnia tego że było mu świetnie.
Książki nie muszę czytać by mieć swoje przemyślenia... Nie ma "obowiązku" czytania książki na podstawie której powstaje film. Masa ludzi obejrzy jedynie film nie czytając książki i tylko z filmu wyciągnie wnioski.
Jego pierwszymi słowami było "chcę umrzeć". Dziwi Cię to? Przy życiu trzymała go moim zdaniem tylko nadzieja na poprawę. Sądzisz że budził się, myślał "ale zajebiaszczo! nie mogę jeść, mówić, ruszać się, ale jak fajnie że zaczyna się nowy dzień".
Oglądałeś "Za wszelką cenę"? Czy wg Ciebie Clint Eastwood zrobił złą rzecz, pozbawiając życia sparaliżowaną osobę która prosiła o śmierć? Moim zdaniem to był dowód wielkiej odwagi, poświęcenia i uczucia.
Wiem że "Motyl i skafander" nie pokazuje śmierci. :/ Mój temat jest o czymś innym.
przepraszam, że się wtrące, ale myśle że tak naprawde my nie mamy prawa zastanawiać się co byśmy zrobili. my możemy jedynie wyobrazić sobie jak to jest - a w tym przypadku to co my możemy to jest NIC. dlatego nie potrafie się postawić po jednej stronie, ale jeżeli chodzi o sprawe eutanazji, nie rozumiem jak możesz po tym filmie być jeszcze bardziej za. wg mnie on pokazuje jak można mieć panowanie nad swoim życiem mimo wszystko, jak podołać problemowi i nie poddawać się. z resztą on sam mógł podejmować decyzje a niektórzy nie są w stanie mrugnąć okiem i powiedzieć, że chcą śmierci a mimo to się ich zabija. i to jest przerażające. dlatego eutanazja jest przerażająca jak dla mnie, bez wyjątków.
i nie chodzi też o to, by uwiebliać życie ale by potrafić żyć. a on potrafił. miał niesamowite podejście to swojej sytaucji, do tego co go spotkało. i to że potrafił spojrzeć na swoje poprzednie życie i przyznać do tego, że da się żyć chociażby ze względu na to, że są osoby które są z nim, kochają go.
mam wielki szacunek do tego człowieka, jestem pełna podziwu.
a odnośnie jeszcze twojego zdania na temat książki (chociaż przyznam szczerze, że nie czytałam; dopiero planuje). myśle, że nikt nie mówi tu o obowiązku, ale - mam takie przeczucie - że to właśnie książka potrafi ukazać nam to prawdziwe oblicze jego życia. bo napisał ją on sam. natomiast film (z resztą jak w przypadku większości filmów na podstawie książek) można nazwać właściwie interpretacją.
To co napisałam o "obowiązku" czytania książki nie było złośliwe. Napisałam w cudzysłowie. Chodziło mi o to że mogę mieć jakieś tam zdanie po samym obejrzeniu filmu.
Mimo iż próbuję zrozumieć to co piszecie, to jednak zupełnie tego nie czuję. Naprawdę - jestem ZA eutanazją, po obejrzeniu filmu jeszcze bardziej za...
Dlaczego zanosicie do uśpienia swoje zwierzęta które się męczą? Ale nie piszcie że to tylko zwierzaki, a ludzie to ludzie. Dlaczego w przypadku zwierząt macie podejście "lepiej żeby się nie męczył", a w przypadku ludzi (czyli - paradoksalnie - bardziej cierpiących, bo bardziej zdających sobie sprawę z tego co ich spotkało i co się skończyło) - "trzeba na siłę przedłużać życie, nawet gdy on chce umrzeć"?
(ostatnim akapitem abstrahuję od filmu)
ja też nie pisałam złośliwie, ale chciałam podkreślić, że właśnie po przeczytaniu książki uda się bardziej zrozumieć film. mam namyśli ten konretny film, a nie jakiś tam.
twoje porównanie może i jest słuszne, ale mimo wszystko nie powinnyśmy porównywać ludzi dozwierząt.
tak, wiem, rozumiem - to istoty które również żyją i w jakiś sposób czują. ale skoro rozmawiamy o ludziach, nie odbiegajmy od tematu.
właściwie to nawet nigdy nie uśpiłam swojego zwierzaka, a gdybym miała to zrobić to nie wiem czy bym potrafiła.
ale zwierzęta to nie ludzie.
uważam że film obrazuje jakim życie jest darem,w zasadzie jest wszystkim co mamy i o co możemy i musimy dbać,według mnie Jean-do był paralitykiem przed wypadkiem, zaczął żyć dopiero po nim, zaczął postrzegać swoje życie w całkiem odmienny dla siebie sposób,wiele nie mógł ale jeszcze więcej mógł!Kochał, wzruszał się, podróżował, zauważył jak jego kochają!a to jest bardzo potrzebne!
Ten Film jest ogromnie ważny w dzisiejszych czasach kiedy tak bardzo nie szanuje się życia, ponadto nie mamy kontroli nad nim,nie panujemy do końca nad swoją egzystencją.
"Motyl i skafander" tętni życiem, film potrzebny, cieszę się że go widziałem, myślę że po śmierci Jean-do, świat stał się gorszym,dzięki,PZDR