"Wind Chill" to film zrobiony bardzo dobrze - zdjęcia są niezłe i we właściwy sposób oddają potencjał plenerów, w których jest nakręcony ten horror, a całości dopełnia świetna muzyka i naprawdę solidne aktorstwo. Najbardziej błyszczy niemalże perfekcyjna i wiarygodna Emily Blunt, która nadała swej postaci prawdziwy charakter, dała z siebie wszystko. Towarzyszy jej przyzwoicie grający Ashton Holmes, któremu również udało się dobrze rozbudować swoją rolę. Dialogi są niezłe, zarówno jak scenariusz. Straszenie i elementy horrorystyczne są już dość zużyte, ale reperuje te minusy porządnie zbudowany klimat - czuć zimę, czuć zimno, czuć niepokój. Plus jeszcze za to, że twórcy nie postawili na jak największą ilość jump scen, tylko skupili się na mistyce, stylistyce i stronie technicznej. Clint Mansell skomponował ścieżkę dźwiękową, która dobrze ilustruje, a czasem i frapuje(bardzo ładny theme). Montaż Lee Percy'ego bez zarzutu. Szkoda tylko, że fabuła ma sporo niepotrzebnych wątków, jak cała historia kleryków, czy inne podobne a'la bzdury. Gdyby skupiono się na stronie psychologicznej, to może "Wind Chill" spodobałby mi się bardziej.
6/10
PS: Bez głównego duetu ten film sporo by stracił - Blunt i Holmes razem są świetni.