"Sweeney Todd".
Od momentu zrobienia przez Burton'a Alicji, zaczynam podchodzić do jego filmów z coraz
mniejszym entuzjazmem i coraz większą rezerwą.
Dark Shadows - dość zabawny, najmocniejszym punktem dla mnie jest język jakim
mówi Barnabas (ciekawe jest też to, że mówi zaskakująco mądrze i do rzeczy, jednak na
tle takiego absurdu, że dobrze wtapia się w całość)
Wszyscy grają rewelacyjnie (razi mnie jedynie Eva Green, której nie lubię, ale też daje
rade)
Historia zgrabna, pasująca do reżysera, początek podobał mi się bardzo,
od momentu powrotu Barnabasa do domu już troszkę mniej.
Muzyka bardzo fajnie dobrana + nieśmiertelny Danny Elfman.

Niestety tu plusy tej produkcji się dla mnie kończą.
Scena finałowa jest moim zdaniem kiepska, rodem z jakiegoś hollywoodzkiego filmu o
superbohaterach. Efekty wyglądają słabo i w ogóle nie pasują do reszty,
No i zakończenie jak ze zmierzchu! Do tego Barnabas mówi, że klątwa została zdjęta,
co jest totalną bzdurą. Nie przestał być wampirem i jego ukochana podzieliła jego
nieszczęsny los.

Szczerze przyznam, że chciałabym zobaczyć Burtona w filmie który jest jego od początku
do końca, bo przeglądając jego dotychczasowe dokonania, niestety trzeba zauważyć, że
większość to remake, odgrzewane kotlety po prostu. Tak jak i ten tu.
Gdyby Dark Shadows było pierwszym filmem Tim'a jaki bym obejrzała, to nie zostałby on
moim ulubionym reżyserem.