Sam tytuł wzbudził mój apetyt, bo co lepiej opisuje filmy Burtona jeśli nie słowo "mrok"? Helena, Johnny, burtonowski standard... Szkoda, że nie przełożyło się to na jakość.
Mogło być o wiele zabawniej, a było aż nudno. Pół biedy, że nikt nie poślizgnął się na skórce od banana. Większość żartów była smaczna, co w obecnym kinie jest rzadkością, ale nawet tutaj wymsknęła się scena oralnego zaspokajania potrzeb seksualnych. Z nutki horroru nie było nawet nuteczki. A ja osobiście boje się wszystkiego.
Były też momenty, w których miałam deja vu i rysowały mi się przed oczami sceny z "Ze śmiercią jej do twarzy".
Jest mi smutno, przykro i się gniewam. Nie o takiego Burtona walczyłam.
Po części podzielam twoje zdanie. Mnie w tym filmie zabrakło rozwinięcia wątku przeszłości Victorii. Całkiem ciekawy temat a niestety przedstawiony został tak jakby czasu już an to nie było ;/ Ale sami dobrze znamy specyfikę filmową Tima ;PP Więc ja na mega ekscesy się nie nastawiałam ;))