Uprzedzam od razu że od lat jestem ogromnym fanem większości filmów Burtona, jedynym
którego nie lubię jest Planeta małp. Mroczne cienie to akurat esencja jego stylu - błyskotliwa
żonglerka wampirycznymi klimatami, ogromna plastyczność i gotycki momentami nastrój
pamiętny z chociażby Sleepy Hollow, groteska i czarny humor, zgromadzenie na planie
grupy znakomitych aktorów począwszy od pamiętnego Drakuli Christophera Lee w
epizodzie, po znaną z remaku Let me in znakomitą Chloe Grace Moretz, o samym Depie,
Helenie Bonham Carter czy Michelle Pfeifer nie wspominając. Generalnie bardzo udany -
must see dla miłośników Tima Burtona.
Co kto lubi - mnie ten klimat bardzo odpowiadał. Na pewno nie był niższych lotów niż w Soku z żuka czy Sleepy Hollow...
Całkowicie się nie zgadzam. Lubie czasami Burtona pooglądać, jednakże film ten jest zdecydowanie najsłabszym tegoż. do połowy było może naiwnie ale miło i nawet lekko zabawnie. Sceny okraszono świetną muzyką. Od połowy film jednak konkretnie przynudza a zakończenie to istny dramat. Sceny powyciągane żywcem z gorszych i słabszych filmów grozy, użyte bez ładu i składu. Humor leży i kwiczy. Po przeczytanych zapowiedziach spodziewałem się filmu o kimś kto budzi się ze snu, w zupełnie innym świecie a jego nieprzystosowanie, rodzi kolejne zabawne sytuacje. Miast tego dostałem film nadmiernie rozbudowany, z dużą liczbą postaci i wątków, których reżyser nie potrafił wykorzystać lub nie wiadomo po co umieścił w filmie. Totalny bałagan oraz dosć prymitywny i żadko występujący humor (np. scena z hipisami, mająca potencjał, została całkowicie zaprzepaszczona) nie pozwala mi na przyznanie mu więcej niż 5/10.
Przepraszam rzeczywisćie przydarzyło mi się. Nie zmienia to jednak mojej oceny filmu. Pozdrawiam.
Też mi się zdarza - przyczyną popełniania sporej ilości błędów ortograficznych jest w moim przekonaniu internet - dawzniej czytało się wyłącznie książki, gazety i czasopisma, które niejako pozwalały opatrzeć się z prawidłową pisownią i wyryć ją w podświadomości - obecnie czytanie forowego i komentarzowego śmietnika na różnych portalach, powoduje utratę nabytej pewności poprawnej pisowni - sam często sprawdzam w googlach lub korekcie edytora tekstu...Pozdrawiam
Jest w tym co mówisz na pewno część prawdy. Ja dodatkowo zauważyłem, że częściej robię błędy pisząc na klawiaturze. Mimo że mam z nią kontakt prawie od dziecka to jednak jest korzystanie z niej jest dla mnie bardzo nienaturalne.
dla mnie tym bardziej...Pierwszego peceta miałem na drugim roku studiów, czyli jako 21 latek, przedtem było Atari, no ale na tym się grało a nie pisało...
Zgadzam się całkowicie. :D Burton świetnie parodiuje własny styl. Dodam jeszcze, że film jest genialny od strony audio-wizualnej.
Gdzie tu jakakolwiek parodia? A tym bardziej parodia Burtona.
A niski poziom krzyczy od obrzydliwej Heathcote po niewybaczalnie słabą scenę śmierci Angelique. Niestety klimat i nazwisko nie ratują, a jedynie pogłębiają rozczarowanie.
Choćby w przerysowanej postaci Barnabasa Collinsa i rozładowywanych pozornie durnymi żartami scenach miłosnych, charakterystycznych dla starych filmów Burtona. :) Nie rozumiem, co złego było w scenie śmierci Angelique. Reżyser po prostu podkręcił tempo akcji i z lekkiego pastiszu przeskoczył na hardcorową satyrę. Co do Heathcote się zgodzę, denerwowała mnie przez cały film. Pozdrawiam. ;)
Ale Barton w każdym swoim filmie przerysowywał postaci i wplatał we wszystko ten specyficzny humor, więc skoro robi to po raz kolejny, to jest to konsekwencja.
To nie tempo ma znaczenie w tej ostatniej scenie. Ona jest po prostu tandetna, niedopracowana. Ja odczytuję ją jako napisaną na kolanie. Jakbym zamiast DS oglądała Beethovena.
:)