Wiadome jest, że aby istnieć, mówię tu o show biznesie, a
przecież kino do takiego należy, trzeba poza tym co już się
światu udowodniło, pokazać, że się jest postępowym. Jedni
reżyserzy trudnią się rozwałką w kinie, więc muszą szukać
usilnie nowych Seagalów czy Van Dammów, chociaż dzisiaj
trudno o tak charakterystycznych w tym gatunku. Ci mimo, iż
kiepscy jako aktorzy, coś sobą reprezentowali. Drudzy
szykanują świat i próbują otworzyć ludziom oczy pewne
sprawy i tu nadal można trafić na jakąś perełkę mimo XXI
wieku. Jeszcze inni próbują nam pokazać swój fantazyjny
świat, począwszy od wizji przyszłości, kończąc na
niemożliwym. Tu za to jest ogromne pole do popisu. Bo
prawdę mówiąc sf, a zwłaszcza fantasy rządzą się swoimi
prawami i mogą wykraczać poza pewne granice. Tim Burton
jest u mnie mistrzem w tej kategorii! Jego kultowy ''Edward'',
''Sok z żuka'', dwie części ''Batmana'', ''Ed Wood'', ''Gnijąca
panna młoda'', a nawet ''Jeździec bez głowy'', zakorzeniły się
już na zawsze w mojej, ale i nie tylko mojej, pamięci. Człowiek
wie, że na chwilę przenosi się do zupełnie innego świata. To
rozkoszne uczucie. Przez te niecałe dwie godziny lub nawet
zdecydowanie krócej, człowiek istnieje gdzie indziej. Niestety
''Mroczne cienie'', to zbyt postępowy film w karierze Tima,
pozbawiony zarazem ''takiego'' klimatu, do jakiego
przyzwyczaił mnie reżyser. Można go nazwać tak jak i ''Alicję w
Krainie Czarów'', tym słabszym w filmografii. Oczywiście
historia sama w sobie jest nawet ciekawa, ale czegoś w niej
brakuje oprócz samego 100 procentowego burtonowskiego
klimatu. Brakuje takiego chaotycznego pazura. Brak tu
nieładu, bo ten schematyczny porządek jest zbytnio
poukładany. Nawet zło przybrało tu formę, która nie pasuje do
całości, bo jest nazbyt doskonała.
Największym plusem filmu jest zderzenie przez twórców
dwóch światów, czyli tego spróchniałego z tym tajemniczym i
elokwentnym. Fabuła chociaż do przewidzenia bez mała od
samego początku, jest jednak wciągająca. Chociaż nie
ogląda się tego jak u typowego Burtona, swój klimat także
posiada. Szkoda tylko, że w większej części produkcja ta jest
schematyczna i nie potrafi czymś szczególnym nas zaskoczyć.
Technicznie wszystko sprawnie i bez istotnych błędów. Film
trzyma pewien poziom, ogląda się go w miarę przyzwoicie, a
już na pewno nie jest senny. Uwagę przykuwają postaci, bo
chyba one tu najlepiej się prezentują. Udana obsada, z
Deppem na czele (chociaż to nie jest najlepsza jego rola),
fantastyczna wręcz charakteryzacja, ścieżka dźwiękowa,
bardzo dopracowana, ale i charakterystyczna, zdjęcia, mrok w
niektórych momentach, pokazujący, że takie kino jest
wyjątkowe, strona wizualna (ale nie w całym filmie), to
największe atuty. Aktorsko ''Mroczne cienie'' i tak prezentują
się solidnie. Może niekiedy zbyt teatralnie, ale emocjonalnie
również było. Jest też kilka scen, mogących utkwić w głowie.
Wygląd i strój na Michaela Jacksona, który nosi Barnabas,
może nawet rozbawić, ale jego noszenie się i styl jaki
prezentuje, jest bardzo dopracowane przez charakteryzatorów.
Ogólnie poprawny staroświecki dziwak.
''Film'' zatrudnił też Alice Cooper i dzięki temu, ale i nie tylko,
mamy tu kilka dobrych utworów. Gdy widzimy Wdowie
Wzgórze, przeszywają nas ciarki. Niesamowite miejsce! To co
robią z takimi fragmentami kamery może się podobać.
Szkoda tylko, że w pewnym momencie postawiono na ogrom
akcji, a także przesyt efektów specjalnych. Miałem wrażenie,
że to kontynuacja ''Ze śmiercią jej do twarzy''.
Plus należy się za wpajanie widzowi, zwłaszcza w pierwszej
części filmu, iż najważniejsza w życiu jest rodzina. Jest to
napisane tłustym drukiem, i ciągle podkreślane. To potrzebny
zabieg, mimo iż banalny.
Nawet jeśli to tylko Burton w cieniu samego siebie, to można
mu to wybaczyć. Jestem przekonany, że jeszcze nas czymś na
miarę swojego talentu, zaskoczy. ''Mroczne cienie'' to i tak
całkiem niezły fantasy o specyficznym klimaciku, nie
pozbawiony ciętego jak na sytuację przystało humoru, z
doborową obsadą na czele. U mnie 6/10, ale nie znaczy to, że
będę chciał usilnie zapomnieć o tym filmie.
Pozdrawiam