Film rewelacyjny przynajmniej z jednego powodu - przywrócił wątek wampira (czyli jeden z najciekawszych wątków w fantastyce) kulturze masowej. Po "Zmierzchu" i całej furze kiczowatych filmów i książek wampir stał się synonimem kiczu, zużył się i musiał odejść w niebyt, chyba że... no właśnie. "Mroczne cienie" mogą być obecnie tym, czym dawno temu byli "Nieustraszeni pogromcy wampirów" - zmartwychwstaniem tego motywu, gdy już wszyscy uznali go za "nie do uratowania".
Nie wiedziałam, że wszyscy uznali go za nie do uratowania. :) Może oglądałam za dużo True Blood, żeby uznać wampiry za skazane na wysypisko łzawego kiczu...
A tak na serio, nie sądze, zeby "Mroczne cienie" miały aż taką siłe przebicia, o jakiej piszesz. Film jest przeciętny, a Johnny Depp jest w roli Barnabasa raczej nijaki. Zupełnie zmarnowany potencjał.
Mimo szacunku do wielu aktorów występujących w tym filmie mnie on ani nie powalił, ani nawet nie wciągnął. Trochę tak jakby ktoś sobie postanowił skorzystać z chwilowej fali na wampiry i uklepał coś na szybko byle się wyrobić zanim wszystko ucichnie. Nie będę ukrywać, że najbardziej liczyłam na Depp'a, jednak od pierwszego plakatu jego charakteryzacja mnie odrzucała, twórcy chcieli pójść w drugą stronę niż ostatnie filmy o wampirach, ale jak dla mnie efekt jest komiczny, przynajmniej jego wygląd mógłby być mniej karykaturalny. Co do gry to nie jest tak źle, ale moim zdaniem bardzo słabo jak na jego możliwości.
Cóż, mi się film podobał nawet bardzo. Johnny Deep mógł dać z siebie więcej ale to wciąż Deep i jego gra wciąż jest świetna. Wątek wampira był oryginalny i niezaprzeczalnie lepszy od tego w ''Zmierzchu'' . Ostatnie minuty filmu mnie wręcz wzruszyły. Nie wiem dlaczego tak wielu ludziom nie podobał się ten film.
A czym ten film się różnił od Zmierzchu ? Tu też mamy zniewieściałego wampira w kiczowatym filmie. Kłania się hipokryzja niektórych, a Anna dała 10/10 tylko dlatego, że gra Depp.
Nie mam już 14 lat, nie oglądam filmu tylko dlatego, że Depp gra:-) Różnica jest taka, że w "Zmierzchu" to się bierze na serio. Dałam dychę, bo uwielbiam dobre pastisze i prześmiewcze spojrzenie. Jeśli ktoś nie dostrzegł, że film jest karykaturą, to cóż.... może warto obejrzeć raz jeszcze?