A ludzie nie rozumieją, że to jest kpina ze wszystkich współczesnych filmów o wampirach. Totalnie odjechany pastisz. Niemalże ta sama półka, co "Marsjanie atakują", którego kpiarskiego tonu ludzie również nie zrozumieli, bądź nie wychwycili przez słabą znajomość obśmiewanych w nim dzieł. To nie jest film na poważnie, on genialnie wyśmiewa wszystkie przywary "zmierzchopodobnych" tworów. Tim Burton po słabszej "Alicji" wraca w genialnym stylu, w całkowicie swoim stylu. Arcydzieło? Nie, ale mocne 8. Jestem zachwycony.
W mojej skromnej opinii jest to najlepszy film Burtona od czasu "Gnijącej panny młodej".
Ostatnie filmy tego reżysera ("Charlie i fabryka czekolady", "Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street" oraz "Alicja w krainie czarów") były przekombinowane (CGI kontra animacja poklatkowa), przez co przypominały przeciętne, hollywodzkie, wysokobudżetowe produkcje pozbawione autorskiego burtonowskiego stylu. Ponadto ciężko było stwierdzic do jakiej grupy odbiorców kierowany były te tytuły. "Charlie i fabryka czekolady" oraz "Alicja w krainie czarów" z jednej strony były zbyt przerażające dla młodego widza, z drugiej zaś zbyt ugrzecznione dla starszej widowni.
"Mroczne cienie" natomiast zaskakują pozytywnie. To kolejne ekstrawaganckie widowisko Burtona, który tworzy swój film na pograniczu kiczu i nieustannie puszcza do widza oko. Wiele tekstów i odzywek bohaterow zdradza duży dystans do tego, co widzimy na ekranie, a to oznacza, że Tim Burton i Johnny Depp przypomnieli sobie co oznacza zabawa w kino :-)
ps. Bardzo miło było zobaczyc na ekranie Michelle Pfeiffer, która od czasu "Batmana" nie miała okazji współpracowac z Burtonem. Równie pozytywnie zaskakuje Eva Green. A Johnny Depp to klasa sama w sobie. Znów gra "odmieńca", ale któż miałby to zagrac lepiej.