Jestem zaskoczony takim optymizmem w ponizszych watkach. Film jest kiepski, najbardziej lezy wlasnie gra aktorska zwlaszcza u Pfeiffer i tej dziewczyny od "Little Miss Sunshine", co sie zamienia w wilkolaka (ten watek zupelnie sie nie klei w scenariuszu tak przy okazji). Michelle P. pokazala, ze w jej karierze juz na wiecej ja nie stac - jej twarz bardzo sztuczna i niezmienna w calej kreacji, a moze to tylko efekt uboczny operacji plastycznych?
Johnny i pani doktor z czerwonym wlosem to aktorzy dobrzy ale oni ledwo ciagna ten woz filmowej porazki. Oni jako jedyni stworzyli oryginalne kreacje. Reszta bohaterow jest mialka i plytka, niedociagnieta i niedopracowana - wydaje sie, ze to jakas marna kopia Adams Family - wezmy np postac wyrodnego Collinsa, ktory zostaje wygnany z zameczku.
Drugim minusem sa dialogi dosc pretensjonalne (te w oryginale, nie mowie o polskich) i czasem bawi moze tylko dowcip sytuacyjny wynikajacy z konfrontacji Barnabego i nowoczesnego swiata.
[spoiler]
watek wiedzmy takze wola o pomste do nieba, i to w jaki sposob ginie jest wyciagniete z kapelusza: nagle przychodzi duch, ktory obezwladnia wiedzme, jakby duch ukochanej Barnaby'ego nie mogl sie z nia rozprawic wczesniej przez ten czas?
Film to dobra opowiastka na dobranoc dla dzieci. I nic wiecej
Tak jak filmy Burtona są dobrze zrobione, tak ten jest taki jakiś nijako naciągany. Zgadzam się z przedmówcą w całości. Prócz Rodziny Adamsów, skojarzył mi się jeszcze z Edwardem nożycorękim- konkretnie makijaż i absolutna powaga bez uśmiechu u Johnny'ego. Nie kwestionuję jego roli, bo zagrał perfekcyjnie. Co do sceny z duchem i wiedźmą.... szkoda słów. Wydaje mi się, że Burton lubi Mortal Kombat, zwłaszcza efektowne fatality.