Lecz neutronowa. Owszem, bomba neutronowa jest bardziej zaawansowaną wersją bomby
termojądrowej, ale efekt jej wybuchu jest jednak odmienny. Czysty ładunek neutronowy NIE
powoduje skażenia radioaktywnego, a uszkodzenie materii jest niewielkie. Broń tego typu
niszczy przede wszystkim organizmy żywe.
A i tsunami racze nie pojawiłoby się, gdyby bomba wybuchła nad wodą.
Jeżeli ktoś naprawdę chce wytykać filmowi błędy, niech ogląda go uważnie albo powtórzy
seans. Ja widziałem go raz, ale pewne szczegóły są przedstawione aż nazbyt wyraźnie i nie
rozumiem jak można było ich nie dostrzec.
Brawo :) osoba zorientowana w fizyce jak widzę.
Kolejna rzecz - Batman NIE MIAŁ złamanego kręgosłupa, miał wysunięty krąg, co jest piekielnie bolesne, ale jest do 'naprawienia' jednym mocnym i precyzyjnym pchnięciem (jak w filmie), to coś jak wybity kciuk, tylko oczywiście 100 razy bardziej bolesne i uniemożliwiające chodzenie.
Co do tej bomby - w takim razie cholernie logiczne było ciągnięcie tej bomby przez całe miasto aż do morza (ryzykując, że się nie zdąży - ale widocznie Bruce uznał, że na luzaku się wyrobi i nawet dziura na trzy palce po ciosie nożem nie spowolniła go ani na moment) i detonowanie jej w wodzie, gdzie wymordowało biosferę na najbliższe 3000 lat (ale co tam - najwyżej biedacy zdechną z głodu) skoro można ją było zdetonować chociażby w tych podziemiach, przy których zatrzymała się ciężarówka.
Co do kręgosłupa - dwukrotne spadnięcie z wysokiej ściany i szarpnięcie kręgosłupem przez amortyzującą linę jest jak rozumiem genialną kuracją nastawiającą wypadający krąg? A jaką to mikrotechniką więzienny znachor naprawił (nieistniejącą ponoć) łękotkę Bruce'a, żeby mógł sobie poskakać po ścianach? Rozumiem, że w mieście takie rzeczy załatwiał bastrój, ale w pierdlu? O ranie po nożu już pisałam - widocznie Liga Cieni to jakaś niewąska banda patałachów, skoro mścicielka Talia nie zdołała zrobić Batmanowi większej krzywdy nożem w bitym w bebechy po rękojeść.
Miłej zabawy w logicznym tłumaczeniu tych faktów życzę :))))
Bomba wybuchła na wodą, kolega już o tym wspomniał. Zdetonować w podziemiach? Przeczytałaś to co napisałaś? Ładunek o takiej sile detonowany w mieście, nawet pod ziemią, narobiłby ogromnych, wręcz niewyobrażalnych, zniszczeń. Nie ma za grosz logiki w takim postępowaniu. Ściana nie była przesadnie wysoka, a Bruce spędził trochę czasu w tym więzieniu. Widziałem kiedyś program, w którym pokazywali podobną sytuację. Szarpnięcie ze względu na sporą wysokość i efekt zwrotny było jednak mocniejsze. Poszkodowanej osobie siła przerwała jelito, ale nie uszkodziła kręgosłupa. Więc od biedy jestem w stanie uwierzyć, że Bruce przetrwał te upadki. Muszę przyznać ci jednak rację. Magicznie wyleczona noga też mnie zniesmaczyła. Co do noża? Nie był przesadnie długi. Tego typu rana, choć bolesna, nie jest specjalnie ciężkim urazem. Na pewno słyszałaś o przypadkach, kiedy poszkodowany sam przyjechał do oddalonego szpitala i zgłosił się na izbę z nożem kuchennym (który jest przynajmniej dwa razy większy od tego użytego przez Talie) w głowie. Analizując jej pozycję, kąt i zasięg, takie uderzenie było wyborem optymalnym, może nie było zbyt poważne w skutkach dla Batmana, ale na tyle bolesne by wyeliminować go na chwilę i zmniejszyć jego możliwości bojowe.
1. "Ładunek o takiej sile detonowany w mieście, nawet pod ziemią, narobiłby ogromnych, wręcz niewyobrażalnych, zniszczeń."
"Czysty ładunek neutronowy NIE powoduje skażenia radioaktywnego, a uszkodzenie materii jest niewielkie."
Zdecydujcie się.
2. " Ściana nie była przesadnie wysoka, a Bruce spędził trochę czasu w tym więzieniu."
A razem z nim tłum najgorszych zakapiorów, zapewne również silnych i sprawnych mężczyzn, którzy przez dziesięciolecia nie dawali rady się po tej miłej i łatwej ściance do wspinaczki skałkowej wspiąć?
3. "Poszkodowanej osobie siła przerwała jelito, ale nie uszkodziła kręgosłupa. Więc od biedy jestem w stanie uwierzyć, że Bruce przetrwał te upadki."
Pamiętajmy, że linę zawiązał sobie wokół pasa, a jego nerki podobno były "poszatkowane". To tak a propos wiarygodności przetrwania upadków.
4. "Co do noża? Nie był przesadnie długi. Tego typu rana, choć bolesna, nie jest specjalnie ciężkim urazem."
Nie jest, o ile a) zabezpieczy się ranę i zatamuje krwawienie (szczególnie po wyszarpnięciu noża, bo z wbitym ciałem obcym rana mniej krwawi) b) nie będzie się gwałtownie ruszać (bez komentarza).
5. "takie uderzenie było wyborem optymalnym, może nie było zbyt poważne w skutkach dla Batmana, ale na tyle bolesne by wyeliminować go na chwilę i zmniejszyć jego możliwości bojowe."
Problem w tym, że nie zmniejszyło tych możliwości w ogóle. Batman nie dostał nawet zadyszki.
Drugi problem: nie dostał nożem w bójce barowej, kiedy takie pchnięcie mogło być przypadkiem niegroźne, tylko wymierzyła mu je zdeterminowana do zemsty wyszkolona zabójczyni. Która miała go do dyspozycji bezbronnego i spętanego, więc mogła pociąć jak świniaka. Skoro zadała tylko jeden cios, to logika takiej postaci nakazuje, że powinien być skuteczny śmiertelnie albo przynajmniej spowodować duże zagrożenie życia. Tymczasem - nic.
Zrozumiałam, dlatego na płaszczyźnie symbolicznej wspinaczkę i skok w więzieniu jestem w stanie przełknąć (studnia jest metaforą, nie rzeczywistym miejscem). Natomiast bomby i rany od noża już nie, bo to przestało już mieć jakikolwiek symboliczny wymiar.
Rana od noża nie była poważna, bo Miranda chciała tylko powstrzymać Batmana, by nie zrobił krzywdy Bane'owi. Poza tym, zbroja na pewno zatrzymała część impetu.
Bomba była potrzebna do prowadzenia fabuły. Bane musiał mieć asa w rękawie, by rewolucję społeczną wzniecić i dogadać się z rządem. Nie widzę w niej nic złego.
Po co Mirandzie był żywy Batman? Bohatera, który żywy wyszedł z czegoś, co miało być grobem (studnia) się nie "powstrzymuje", tylko zabija i to tak, żeby mieć 100% pewność, że już nie wstanie.
Zbroja powstrzymała jakiś impet? Chyba nie oglądaliśmy tego samego filmu :P Po pierwsze, nie było żadnego impetu - Miranda wbiła nóż POWOLI i starannie w szczelinę między płatami zbroi. Po drugie, zbroja nawet nie draśnięta, a i wątpliwe, by próbowała przebijać nożem powierzchnię, od której odbijały się kule.
Bomba była do prowadzenia fabuły - aha i to tłumaczy fakt, dla którego była "straszliwą bombą powodującą niewyobrażalne zniszczenia" oraz "bombą, która nie powoduje żadnej fali uderzeniowej, a zniszczenia materii są niewielkie"? W pierwszym przypadku bez sensu jest cały motyw z ocaleniem głównego bohatera, a i całego miasta w nienaruszonym stanie. W drugim przypadku bezsensowne jest ciąganie bomby przez całe miasto, gdzie istniało ryzyko, że pozabija ludzi.
Bo do cholery zarówno Bane jak i ona chcieli żeby Wayne obserwował zniszczenie swojego miasta! Bane załatwił mu w tym celu telewizor obok celi a Talia zadała mu cios który miał go spowolnić i uniemożliwić ucieczkę, ew. dalszą walkę z Banem. A że Kociczka uratowała Nietoperza ( w ostatniej chwili, a jakże) to mógł pójść po swój megazajebisty wehikuł, w którym jego ruchy były ograniczone do minimum.
"Bo do cholery zarówno Bane jak i ona chcieli żeby Wayne obserwował zniszczenie swojego miasta!"
Kilka minut później bomba i tak miała eksplodować. Nikt nie zdążyłby się do tego czasu ewakuować z Gotham, zdrowy czy nie. Co więcej, Batman by niczego nie obserwował, bo zginąłby raczej natychmiast.
"Bane załatwił mu w tym celu telewizor obok celi a Talia zadała mu cios który miał go spowolnić i uniemożliwić ucieczkę, ew. dalszą walkę z Banem."
Miranda chciała ocalić Bane'a? Po co, skoro wszystkich czekała straszliwa śmierć za dosłownie parę minut? Jaką różnicę robiło, czy Bane zginie w walce z Batmanem czy inaczej? Cały ten motyw jest tak bezsensowny i na siłę, że aż zęby bolą. Miranda nie mogła zabić Bruce'a z powodów fabularnych, ale uzasadnienie tego na płaszczyźnie wydarzeń jest zwyczajnie bezsensowne i tyle. To już lepiej było wymyślić, że chciała go zabić naprawdę, a on jej uciekł.
"A że Kociczka uratowała Nietoperza ( w ostatniej chwili, a jakże) to mógł pójść po swój megazajebisty wehikuł, w którym jego ruchy były ograniczone do minimum."
Ale koncentracja i precyzja zwiększona do maksimum, w czym mogła subtelnie zawadzać wielka rana w brzuchu. Z której na dodatek krew nie poleciała nawet wtedy, gdy Miranda wyszarpnęła nóż. Wszystko po to, żeby młodszy widz nie zobaczył za dużo krwi pozytywnego bohatera.
Ale byłby przynajmniej w "centrum" zdarzenia.
Nie chciała go ocalić, była popier*olona czego dowiodła mówiąc do Bane'a " niech widzi płomienie". Zresztą obawiała się że byłby w stanie pokonać Bane'a dlatego też nie zabijała go, bo myślała że skoro jest taki cudowny w łóżku( bo pewnie był) to może cudownie zobaczy płomienie które miały ogarnąć Gotham po eksplozji.
Nolan nie robi raczej filmów w których krew leje się litrami ( a chociażby w pierwszym starciu B-Mana z Banem powinna ta krew być). Zresztą krwi nie było chyba w żadnej części Trylogii, a przypomnij sobie scenę z TDK w której Batman "przesłuchuje Jokera" niszcząc jego głową szyby i uderzając nią o stół.
Zniszczenia po wybuchu bomby neutronowej dotyczą głównie organizmów żywych. Neutrony przenikające przez materię zniszczyłyby większość życia w Gotham. Tak też owszem, straty w ludziach byłyby duże. Sądzę, że śmierć życia morskiego w promieniu 10 km jest niewielką ceną za życie wszystkich ludzi w mieście.
Pozostałe błędy, które wytknęłaś, nie są warte tłumaczenia. Filmy akcji mają swoje prawa, jak np. celność bohatera i kompletny brak celności jego wrogów(nielogiczne, ale każdy to akceptuje w filmach). Niepotrzebne czepianie się, wg. mnie.
Dlatego bezpieczniej i szybciej byłoby zdetonować bombę w podziemiach, niechby nawet tych zalanych - straty w organizmach żywych żadne, a materia podobno by zbytnio nie ucierpiała. I Bruce by nie musiał latać z bombą po ulicach (ryzykując, że np. dostanie silnego krwotoku z rany, wykituje przed czasem, a bomba wybije całe Gotham), i wszyscy by się uratowali. Sugerowanie zaś, że Batman CELOWO zainscenizował swoją śmierć i podjął przy tym zbędne ryzyko, jest cyniczne i niszczy cały sens tej postaci. Słyszałam nawet teorię, że potrafił jakoś unieszkodliwić bombę i rozbrojoną spuścił do wody, a łuna wybuchu to był eksplodujący bat samolot - ale tym bardziej robi to z Bruce'a cynicznego drania.
Natomiast gdyby ta bomba powodowała "niewyobrażalne zniszczenia" (co pisze senskomiksu wyżej - może dogadajcie się w tej kwestii), Batman miał takie szanse uratowania się w ostatniej chwili z eksplozji jak żaba na autostradzie. Tym bardziej dziwne, że skoro neutronowa zabija organizmy żywe, a Bruce wbrew pozorom organizmem żywym był niewątpliwie.
Filmy akcji mają swoje prawa, ale logika zakończenia jest najbardziej istotna, bo puentuje całą serię. I dla fanów bardzo istotne jest, czy Bruce zginął, a Alfred miał urojenia, czy też ocalał, a jeśli ocalał, to jak. Gdyby wyszło, że Bruce miał superchytry tajny plan i celowo igra z bombą, by ugrać własne cele, to niszczy to kompletnie całą dotychczasową konstrukcję tej postaci. Oznacza bowiem, że Batman staje się kimś podobnym w cynizmie do Jokera. Być może zakończenie celowo ma się kupy nie trzymać, ale w takim razie jest też nie za bardzo, bo to odbiera widzowi wiarę w czyste intencje bohatera.
Ładunek neutronowy nie powoduje skażenia radioaktywnego, ale siła wybuchu jest potężna. Zbyt potężna by detonować ją w mieście pełnym ludzi.
Bruce był dużo lepiej wytrenowany. Nie wydaje mi się żeby przetrzymywali tam ludzi, którzy pól życia wykorzystali na treningi i miejską akrobatykę. Chodziło również o strach. Tylko dwie osoby "teoretycznie" wydostały się z lochu, obie bez liny, ryzykując własne życie. Więźniowie mieli tam gówniane życie, ale jednak życie. Może nikt z nich nie zdecydował się na tak radykalny krok w obawie przed śmiercią lub kalectwem.
Nerki nie znajdują się na wysokości pasa. Usytuowane są nieco wyżej.
Krwawienie nie ma tu nic do rzeczy. Każda rana krwawi, ale nie każda jest śmiertelna. O ile nie doszło do krwotoku, krwawienie nie musi być tamowane od razu. Człowiek musi stracić określoną ilość krwi, zanim organizm zostanie znacząco osłabiony. Tak jak napisałem, tego typu rana nie jest na tyle poważna, by wyeliminować człowieka całkowicie, czy uśmiercić.
No właśnie zmniejszyło jego możliwości. Po tym incydencie, nie robił już żadnych skomplikowanych rzeczy, ani nie walczył. Bane'a pokonał ktoś inny, a Batman później praktycznie cały czas siedział za sterami the Bat, więc nie musiał się przesadnie ruszać. Co do pchnięcia to jeszcze raz przeczytaj co napisałem. Nie miała wiele możliwości, dodatkowo musiała uderzyć w miejsce odsłonięte przez pancerz. Cios sam w sobie nie miał być śmiertelny. Batman miał doświadczyć zniszczenia Gotham.
Zgadzam się również z kolegą, więzienie, jak i ucieczka z niego miały charakter symboliczny.
Siła wybuchu jest tak potężna, że nie powoduje nawet zmarszczek na wodzie ani fali uderzeniowej i wystarczy odlecieć kawałek, by wyjść z eksplozji żywym i całym? Już pal licho promieniowanie...
Tak, Bruce był wytrenowany - i zarazem był zdrowotną ruiną, trzymającą się kupy tylko dzięki batstrojowi, co ukazuje scena z lekarzem. Zresztą to nic dziwnego - sportowcy wyczynowi na emeryturze (czyli w wieku średnim, a w takim jest już Bruce) mają zazwyczaj potężne problemy ze zdrowiem, trwałe urazy, rozwalone stawy itd.
Owszem, tutaj nie o to chodzi - raczej o topos starzejącego się króla, który musi stoczyć ostatni bój, chociaż wątpi, czy da radę. I słabość fizyczna jest tylko uwypukleniem słabości psychicznej bohatera, pokonanej tylko dzięki symbolicznej śmierci, jaką symbolizuje studnia i wyjścia na powierzchnię ponownie. Dlatego jestem jeszcze w stanie to przełknąć - na poziomie symbolicznym. Nie na poziomie logiki świata rzeczywistego.
Natomiast z bombą i raną jest gorzej, bo tutaj trudno doszukiwać się jakiejś logiki psychologicznej, która by ratowała ten motyw.
Miranda nie miała wiele możliwości? Miała wiele, doskonałych: na przykład wyłupić Batmanowi oczy (nieosłonięte pancerzem). Mogła też zadać wiele innych ran śmiertelnych, bo każda rana nie powodująca natychmiastowej śmierci osiągnęłaby cel - nie zapominajmy, że i tak wszyscy czekają na wybuch bomby. Nawet gdyby Miranda przecięła tętnicę w udzie, Batman i tak pewnie konałby dłużej niż zostało czasu do wybuchu (czyli parę minut).
Jeszcze raz - ta bomba nie wywołuje promieniowania. Zdetonowana nad powierzchnią wody nie wytworzy tsunami. Kawałek, na który odleciał by dosyć spory. Jego wyjście cało z sytuacji również jest symboliczną sceną. Charakterystyczną dla tego typu opowieści. Ogólnie nie wiem co cię boli. Ta decyzja jest dużo bardziej realna, niż zdetonowanie ładunku w środku miasta, pod ziemią, tak żeby uszkodził system metra, podziemne fundamenty itp narażając setki ludzi na niebezpieczeństwo.
Nie doszukuj się logiki świata rzeczywistego w tej opowieści i w uniwersum Nolana. Ten realizm, nie jest realizmem całkowitym. Musisz go przefiltrować przez komiksowy kanon. Prędzej nazwałbym go realizmem możliwym, jak na historyjkę o gościu przebierającym się za nietoperza.
Talia sama w filmie mówi, że chce by Batman doświadczył upadku Gotham. Dlatego też Bane zostawił go w tym więzieniu. Biorąc pod uwagę tamtą sytuację Batman był na przegranej pozycji. Rana wpłynęła na jego możliwości, zdrada zszokowała i zaskoczyła, Bane miał czas żeby się pozbierać, zagłada z jej punktu widzenia była nieunikniona, w końcu bomba i tak miała wybuchnąć. Gdzie widzisz tu potrzebę większego uszkodzenia Batmana? Udo było zasłonięte kevlarem. To ta część nogi, która nie jest ruchoma więc można ją zabezpieczyć. Tak jak w przypadku średniowiecznych zbroi. Nie miała więc możliwości dosięgnąć tętnicy udowej. W przypadkach kiedy chcesz się na kimś zemścić, chcesz by cierpiał jak najdłużej, chcesz by widział swojego oprawce, by widział zniszczenie tego co kocha. Kucie go w oczy byłoby bezsensowne.
Bomba, która podobno nie powoduje niemal żadnych zniszczeń materii miałaby zawalić tunele metra?
Co mnie boli? Właśnie to drugie już, cudowne ozdrowienie Batmana. Pierwsze miało symboliczny sens, drugie nie ma żadnego. Skoro i tak miał ocaleć, po co Miranda go okaleczyła - z fabularnego punktu widzenia? Przywiązałaby go łańcuchem, skuła kajdankami i też by musiał patrzeć na zagładę Gotham. Patrzyłby jakieś 0,03 sekundy, bo dłużej by nie przeżył, więc idea jest kiepska i naciągana, ale przynajmniej nie mielibyśmy debilizmów typu niekrwawiące rany. To jest właśnie przekroczenie realizmu umownego - naciągnięcie zasad bez wyraźnej fabularnej czy metaforycznej potrzeby, tylko dla efekciarstwa.
"Talia sama w filmie mówi, że chce by Batman doświadczył upadku Gotham."
Batman czekający na wybuch bomby żadnego upadku by nie doświadczył - zginąłby razem z miastem w tej samej sekundzie. Ta motywacja ma sens w przypadku gapienia się przez 6 miesięcy w TV za kratą, nie w przypadku bomby, która wybuchnie za 4 minuty.
"Biorąc pod uwagę tamtą sytuację Batman był na przegranej pozycji."
Jakie to miało znaczenie? I tak zaraz wszyscy mieli zginąć.
"Rana wpłynęła na jego możliwości, zdrada zszokowała i zaskoczyła, Bane miał czas żeby się pozbierać, zagłada z jej punktu widzenia była nieunikniona, w końcu bomba i tak miała wybuchnąć. Gdzie widzisz tu potrzebę większego uszkodzenia Batmana?"
No toż, morwa, o tym piszę - nie było ŻADNEJ potrzeby uszkodzenia Batmana w tej sytuacji! Tylko wtedy, gdyby chciała go zabić własnoręcznie i ponapawać się śmiercią, ale w tym wypadku spartoliła jak najgorsza amatorka.
"W przypadkach kiedy chcesz się na kimś zemścić, chcesz by cierpiał jak najdłużej, chcesz by widział swojego oprawce, by widział zniszczenie tego co kocha."
W takim razie wyjątkowo beznadziejny sposób sobie wybrała na osiągnięcie tych celów - zbyt długo by sobie Batman nie pocierpiał w oczekiwaniu na zagładę Gotham ani zbyt dużo nie zobaczył, bo umarłby natychmiast, więc ta motywacja leży i kwiczy.
Hahahaha to co to za bomba? Nie chodzi o niszczenie materii, specjalista od bomb nie jestem. Pewnie chodziło koledze o samo jądro reakcji w czasie eksplozji. Nie wiem. Mi chodzi natomiast o impet, siłę wybuchu, falę uderzeniową, która powstaje w wyniku eksplozji. Ona bez problemu dokonałaby zniszczeń.
Batman cudownie nie ozdrowiał, toż tłumacze ci od rana, że rana nie była na tyle poważna, by położył się i umarł. Przy doświadczaniu upadku miasta nie chodziło o chwilę wybuchu bomby, coś ty się jej tak uczepiła. Jesteś na pewno świadoma tego, że strach przed śmiercią jest dużo straszniejszy niż sama śmierć. Świadomość że jako obrońca Gotham zawiódł i wyczekiwanie końca było dużo gorszą karą niż sama śmierć. Świadomość, że zawiódł mieszkańców pomimo tytułowego powstania. Dlatego nie zabili go od razu, tylko powoli doprowadzali do jego upadku. Zgubiłaś gdzieś cały sens tego planu, tej zemsty?
"Jakie to miało znaczenie? I tak zaraz wszyscy mieli zginąć."
Patrz poprzedni punkt.
Bardzo cię boli to pchnięcie nożem. Nie było potrzeby? Zraniła go, odwróciła uwagę od okładania Bane'a i skupiła na sobie. Widocznie chciała zadać mu fizyczny ból. Oczekujesz racjonalnego wytłumaczenia przejawów przemocy. Powinnaś byś świadoma, że co jak co, ale przejawy przemocy w naszym wykonaniu, rzadko mają racjonalne wytłumaczenia. Bardzo często zadajemy ból nie analizując motywacji naszych czynów. Jej zachowanie nie jest bezsensowne, tylko ty na siłę próbujesz doszukać się w nim jakiegoś "wzniosłego, inteligentnego" motywu.
Ostatni punkt i dalej bierzesz cała sytuację zbyt dosłownie. Batman zbyt długo by sobie nie pocierpiał i mało by widział, ok. Nie o to jednak chodzi. Tak jak pisałem wyżej - świadomość śmierci i upadku symbolu, bohatera. Nawet gdyby ta świadomość trwała tylko parę minut to jednak by zaistniała. Tak samo jak w przypadku oglądania upadku miasta za krat celi. Może tego nie rozumiesz, nie potrafisz, nie chcesz. Zemsta to nie tylko śmierć, nawet jeśli ta przychodzi zaraz potem. Dlaczego obozy koncentracyjne były tak strasznym miejscem? Ponieważ ludzie tam ginęli? Ponieważ ginął tam ludzki duch, godność, nadzieja itp. Bez nich życie stawało się bezwartościowe. Możesz zabić człowieka, ale prawdziwą krzywdę wyrządzisz wtedy gdy, zabijesz w nim wszelkie wartości i nadzieje.
"Hahahaha to co to za bomba?"
No właśnie, ja też się pytam?
"Mi chodzi natomiast o impet, siłę wybuchu, falę uderzeniową, która powstaje w wyniku eksplozji. Ona bez problemu dokonałaby zniszczeń."
Jakich tam zniszczeń - Batmana nawet nie musnęło, a był prawie w centrum eksplozji... ;)
"Batman cudownie nie ozdrowiał, toż tłumacze ci od rana, że rana nie była na tyle poważna, by położył się i umarł."
Ale też to było złamanie paznokcia, żeby hasał sobie radośnie, bez jednej kropli krwi.
"Jesteś na pewno świadoma tego, że strach przed śmiercią jest dużo straszniejszy niż sama śmierć."
Oczywiście, że jestem świadoma, przecież doświadczyłam zarówno śmierci, jak i strachu przed śmiercią, więc mam porównanie. Ty też, nie?
"Świadomość że jako obrońca Gotham zawiódł i wyczekiwanie końca było dużo gorszą karą niż sama śmierć."
To po kiego grzyba go dodatkowo okaleczać?
"Dlatego nie zabili go od razu, tylko powoli doprowadzali do jego upadku."
Do momentu wpadnięcia do studni - tak. Od momentu wpadnięcia do studni do niczego powoli nikt nie doprowadzał, bo pies z kulawą nogą nie miał pojęcia, czy Batman żyje, czy nie.
Mówimy o wydarzeniach z końca filmu, czyli po cudownym i nieoczekiwanym dla antagonistów powrocie Batmana. Gdzie tu było miejsce na jakieś powolne doprowadzanie do upadku, jak końcowe wydarzenia rozgrywają się w czasie 45 minut?
"Zgubiłaś gdzieś cały sens tego planu, tej zemsty?"
Tak. Po pierwsze, jakiej zemsty i za co?
"Nie było potrzeby? Zraniła go, odwróciła uwagę od okładania Bane'a i skupiła na sobie."
Po co?
"Widocznie chciała zadać mu fizyczny ból. "
Po co?
Mogła go zabić, czemu nie chciała, próbujemy jakoś, mocno kulawo wytłumaczyć. Ale dziabnąć nie zabijając - po co? Tym bardziej, że to nie ma żadnych skutków - Batman przez resztę filmu wcale widocznie nie cierpi!
"Oczekujesz racjonalnego wytłumaczenia przejawów przemocy."
Od osoby, która obmyśliła wieloletni misterny plan upadku ogromnego miasta i na dodatek przez 99% akcji perfekcyjnie udawała chodzącą niewinność? TAK! To nie była rąbnięta psychopatka, która bije, bo jej to sprawia przyjemność. A jeśli bije, to jej kreacja na inteligentną mistrzynię zła o żelaznej samokontroli nie jest warta funta kłaków i mamy kolejny logiczny babol.
"Tak jak pisałem wyżej - świadomość śmierci i upadku symbolu, bohatera."
Fantazjujesz. Nikt w mieście nie byłby nawet świadomy, że Batman miał w tym udział, choćby nieświadomy. Jego reputacja nie uległaby zmianie ani o jotę.
"Tak samo jak w przypadku oglądania upadku miasta za krat celi."
Powtórzę, albowiem jestem cierpliwa: NIE, to NIE jest tak samo.
"Możesz zabić człowieka, ale prawdziwą krzywdę wyrządzisz wtedy gdy, zabijesz w nim wszelkie wartości i nadzieje."
Teraz to pojechałeś. Przecież SENSEM postępowania Bane'a przez połowę filmu jest to, że złudna nadzieja jest dla człowieka największą torturą, gorszą niż jej utrata. Cytując z pamięci kwestię z więzienia:
"największa rozpacz jest tam, gdzie jest nadzieja". Idąc tym tropem rozumowania (a Bane to lustrzane odbicie filozofii Mirandy, jak sugeruje film, bo nie ma ani jednej sugestii, by różnili się w poglądach czymkolwiek), znacznie gorszą torturą byłoby, gdyby Miranda zostawiła Batmanowi cień nadziei, że zdołałby się uwolnić i uratować Gotham. Tak jak zrobił to Bane, umieszczając go celowo w studni, z której szanse wyjścia stanowią jakieś 0,1%. Tak jak Bane zostawił nadzieję mieszkańcom Gotham, że zdołają się uratować z miasta albo jak Crane, który wysyłał ludzi na "wygnanie" po cienkim lodzie, żeby mieli nadzieję, że przejdą po nim na wolność. A ty mi teraz wstawiasz tekst, że wg głównych antagonistów najwyższym okrucieństwem jest brak nadziei? <facepalm>
Nie ma bomby, która nie dokonuje zniszczeń. Nawet ładunek EMP do nich doprowadza. Może nie niszczyć materii, ale siła wybuchu i fala powstała w jego wyniku już tak. Jeśli ciężko ci to ogarnąć to zrób eksperyment. Kup jakąś potężną petardę, postaw ją koło szyby i stań w podobnej odległości. Poczujesz wybuch (drgania, impet) ale nic ci nie zrobi, w przeciwieństwie do szyby, która pęknie. W podobny sposób działa fala uderzeniowa. Nie wiem jak bardziej infantylnie mam ci to wytłumaczyć. Batmana nie musnęło bo to Batman, postać symboliczna, jak cała scena. Miał czas by się katapultować (autopilot) i powiedzmy ukryć pod powierzchnią, mógł to zrobić zaraz gdy opuścił port. Skąd niedorzeczny pomysł, że zrobił to w miejscu eksplozji?
Oglądałaś Batmany Nolana? Krwi tam praktycznie nie uświadczysz. PG13 coś ci mówi? Skoro kule dziurawiące ciało nie zostawiają krwawych ran, to tym bardziej nie zostawi jej pchnięcie nożem. Sorry, takie założenia. Batman już "radośnie" nie "hasał".
Akurat strachu przed śmiercią doświadczyłem. Nie musisz doświadczy śmierci i strachu przed nią by pojąć to zagadnienie. Psychologia i socjologia już się tym zajęła. Polecam zasięgnąć odpowiednie lektury. może ty siedzisz sobie wygodnie w domu bez tej świadomości, ale są choroby, które powoli doprowadzają do śmierci. Ludzie naznaczeni ich piętnem muszą zmagać się z tym strachem każdego dnia. Powstają specjalistyczne programy, które pomagają im radzić sobie z tą świadomością. Koncepcja etapów umierania według Kublera Rossa: ZAPRZECZENIE, GNIEW, NEGOCJACJE, DEPRESJA i AKCEPTACJA. Jak myślisz dlaczego ostatnim punktem jest akceptacja? Sama śmierć jest nieodwracalnym procesem. To strach przed nią jest najgorszy.
Zostawienie go w studni było tylko kolejnym etapem jego upadku. Przecież Bane i Talia doskonale wiedzieli, że on żyje, o to chodziło.
"Gdzie tu było miejsce na jakieś powolne doprowadzanie do upadku, jak końcowe wydarzenia rozgrywają się w czasie 45 minut?"
Tak jak pisałem wyżej - świadomość śmierci i upadku symbolu, bohatera. Nawet gdyby ta świadomość trwała tylko parę minut to jednak by zaistniała. Tak samo jak w przypadku oglądania upadku miasta za krat celi. Może tego nie rozumiesz, nie potrafisz, nie chcesz. Zemsta to nie tylko śmierć, nawet jeśli ta przychodzi zaraz potem. Skopiowałem ci to jeszcze raz bo chyba nie doczytałaś.
Jakiej zemsty? Tej osobistej. Czyją córką była Talia? Po co odwróciła uwagę Batmana pchnięciem noża? No właśnie po to żeby wyjaśnić mu cały origin jej zemsty. No ale skoro nie wiesz jakiej zemsty, to widocznie umknęła ci gdzieś cała scena. Dlaczego chciala zadać mu fizyczny ból? Poczytaj na temat przejawów przemocy i psychicznego ich uwarunkowania. Jest w naszej podświadomości coś takiego, że gdy staniemy naprzeciw człowieka, który w jakiś sposób nas skrzywdził pierwszym naszym odruchem, myślą, jest zadanie mu bólu. Nawet nie zabicie, ale właśnie okaleczenie. Talia chciała by Batman poczuł fizyczny ból, by cierpiał, ale nie chciała go zabić. I tu dochodzimy do następnego punktu. możesz całe życie obmyślać misterny plan, ale kiedy staniesz już oko w oko, ze swoim prześladowcą, ta podświadoma chęć zrobienia mu krzywdy może okazać się zbyt silna by się jej oprzeć. Talia uległa, ale zrobiła to jednocześnie w sposób, które nie zabije Batmana i pozwoli jej dokończyć zaplanowaną zemstę. Gdyby nie kobieta kot tak właśnie by się stało. Nie ma w tym więc nic nierealnego. Nie musisz być rąbniętą psychopatką by poddać się temu uczuciowi, tak samo jak nie musisz być wyszkoloną zabójczynią by udawać niewinną osóbkę. Strasznie uogólniasz.
"Fantazjujesz. Nikt w mieście nie byłby nawet świadomy, że Batman miał w tym udział, choćby nieświadomy. Jego reputacja nie uległaby zmianie ani o jotę."
A ty udajesz głupią (bez urazy). Sporo osób wiedziało, że Batman powrócił. Sam poprowadził legion gliniarzy do walki z najemnikami Bane'a. Nawet dzieciaki z sierocińca wiedziały o jego powrocie, chociaż nawet go nie widziały. Gdyby jednak bomba wybuchła, co by to oznaczało? Że zawiódł. Świadomość upadku symbolu i bohatera odnosiła się bardziej do samego Bruca.
'Powtórzę, albowiem jestem cierpliwa: NIE, to NIE jest tak samo. "
Tak, to jest to samo. W sferze symbolicznej, ideologicznej itp. Jedyna różnica jest taka, że w mieście zginąłby wraz z wybuchem bomby, a w więzieniu poczekałby na przybycie Bane'a. I tyle. Sama idea kary i cierpienia nie uległa zmianie. Tu i tu, przed śmiercią miałby świadomość, że zawiódł jako bohater i symbol.
I ostatni punkt. Doskonale wiem, jaką motywacje miał Bane. Widziałem ten film. Zapominasz tylko o jednym, w przypadku Batmana/Bruca (a o nim w końcu rozmawiamy) pozostawienie nadziei (że może uda mu sie wydostać z więzienia itp) było właśnie etapem jej całkowitego zniszczenia. Zostawiasz ludziom nadzieje na zmiane ich sytuacji, na lepsze jutro i niszczysz ją. Co wtedy zostaje? Co pozostaje gdy ostania nadzieja upada? Nic. Najgorsza z możliwych sytuacji. Batman po wyjściu z jamy miał nadzieje, że zdoła uratować miasto. Talia na końcu pozostawiła go ze świadomością, że była to ulotna nadzieja. Zostawiła nie z możliwością ale faktem. Doprowadziła do ostatecznego, największego cierpienia. Śmierć przychodząca później nie była już istotna, gdyż kara, której miał doświadczyć ją poprzedziła.
A ilu z tego tłumu zakapiorów było szkolonych prze ligę cieni? Ilu z nich przez kilka lat działało jako zamaskowany mściciel, biegając po dachach Gotham? Tak naprawdę ten skok był niewykonalny dla zwykłego śmiertelnika. Był nawet niewykonalny dla Batmana. Jaki pisałaś - chodziło o strach, o lęk i o złość. To dało mu sił do skutecznego wykonania skoku.
Ten film jest ekranizajcą komiksu. Trwał prawie 3h, więc jeśli by chcieli pokazać wszystko, co działo się w komiksie to raczej powstało by więcej części filmu, czego Nolan nie mógł zrobić (kontrakt tylko na trylogię). Także musiał trochę poskracać wątki i uprościć pewne sprawy, za co nie można go winić, bo zrobił to dobrze. Np nie było powiedziane w filmie, że Batman wziął Venom, który wyleczył kręgosłup i inne kontuzje (lecz miał negatywny wpływ na serce). Oczywiście pierwszy brał go Bane i dlatego był taki pierdziutny i silny. Zachęcam do poczytania komiksu.
Oglądaj uważnie. Gość w więzieniu nie wyleczył nogi Bruce'a. Fox dał Wayne'owi stabilizator stawu kolanowego, dzięki czemu noga mu nie uciekała. Jak zerwałem więzadło krzyżowe w kolanie to też nosiłem, tylko nie taki futurystyczny jak w filmie, i uwierz mi, da się w nim dużo robić.
O to właśnie do diabła chodzi - Bruce z chorą nogą skoczył na odległość, której nie podołali w 100% zdrowi faceci (a przynajmniej ze zdrowymi nogami). Stabilizator był częścią bat stroju, którego Bruce nie miał w studni - obejrzyj drugi raz, może to zauważysz XD
Argument "jak ja miałem zerwane więzadło" mnie rozbroił, bo równie dobrze mogę napisać "jak ja miałam zerwane ścięgna, to wsadzili mnie w gips na miesiąc, a następne 3 miesiące nie byłam w stanie nawet potruchtać szybciej do tramwaju". I ma to równie wielką wartość w dyskusji ;)
Stabilizator NIE BYŁ częścią stroju batmana. I nie jesteś w stanie stwierdzić czy go miał w więzieniu, ponieważ Bruce ma spodnie, które zasłaniają ten fragment ciała. Obejrzyj film drugi raz, to zobaczysz.
Mój argument był jak najbardziej logiczny. Stabilizator (jak sama nazwa wskazuje) stabilizuje niestabilne, "uciekające" kolano. Jesli tylko mięśnie są ok, to noga jest zbliżona sprawnością do zdrowej. Sam biegałem sprintem, skakałem w dal czy grałem w kosza. Ale co ty możesz wiedzieć marnując życie przed komputerem?
No tak, dobry Bane na pewno zostawił Bruce'owi stabilizator. Albo go nie zauważył, demontując batstrój i przeszukując nieprzytomnego przeciwnika w poszukiwaniu gadżetów lub broni mających umożliwić ucieczkę.
"Jesli tylko mięśnie są ok, to noga jest zbliżona sprawnością do zdrowej."
"Sam biegałem sprintem, skakałem w dal czy grałem w kosza."
Ty piszesz o więzadłach, a mowa była o łąkotce. To trochę inna część kolana, a kolano bez jednej z kości to nie jest "prawie jak zdrowa noga".
Bruce, przypominam, nie przeszedł żadnej operacji po postawieniu diagnozy, tylko ominął problem zakładając blokadę na nogę. Czy miał mięśnie w porządku - na pewno chodząc o kuli ćwiczył je regularnie, i nie, na pewno nie dorobił się żadnych zwyrodnień chodząc miesiącami (czy nawet, jak jest zasugerowane, latami) na chorej nodze, zarazem przeciążając drugą :D
"Ale co ty możesz wiedzieć marnując życie przed komputerem?"
LOL, a ty skąd piszesz? Z pnia drzewa podczas joggingu? :D
Czas chyba kończyć dyskusję, skoro kończą się argumenty i zaczynasz gryźć i kopać po kostkach.
A skąd wiesz czy Bane nie zostawił stabilizatora? Pokazane było w filmie? NIE. No ale przecież arcyekspert katkanna na pewno wyłapała ten mały, sekundowy fragment filmu, w którym w ciemnym kącie, dolnego lewego rogu ekranu lezy wśród sterty śmieci stabilizator Bruce'a. A jakżeby inaczej!
Widzę również że mam do czynienia z lekarzem (a raczej pseudo-lekarzem), ekspertem od kontuzji kolan i ich rehabilitacji. Kontuzji kolana w życiu nie miała, ale wymądrzać się będzie. W końcu nie na darmo oglądała tyle sezonów House'a i "Na dobre i na złe".
"A skąd wiesz czy Bane nie zostawił stabilizatora?"
Faktycznie, taki miłosierny uczynek pasował do psychologii tej postaci i idei "płacę tamtym, żeby go nie zabili nawet, gdyby błagał".
"Pokazane było w filmie? NIE."
A pokazane było w filmie, że zostawił? NIE.
"Kontuzji kolana w życiu nie miała"
Widzę, że mam do czynienia z jasnowidzem, co wie wszystko, jakie kontuzje miałam i jakich nie miałam. Tylko ta szklana kula jakaś ufajdaczona, bo o jednej kontuzji piszę parę postów wyżej, ale co tam, jasnowidz Mistel wie lepiej.
"...ale wymądrzać się będzie."
W przeciwieństwie do MD Mistela, który na podstawie własnych więzadeł krzyżowych wcale nie wyrokuje o stanie nogi bohatera z całkowicie zniszczoną łąkotką. Bo takie wyrokowanie byłoby zwyczajnie bez sensu i na wyrost.
I to nie tak, że gryzę wszystko dookoła "dla zasady". Podałaś wyżej kilka faktycznie wątpliwych rozwiązań zastosowanych w filmie. Jak chociażby dwukrotny upadek na linie, ze świażo "naprawionym kręgosłupem". Wątek z bombą pominę - bo się na tym nie znam. Jednak tematu tego kolana na pewno nie odpuszczę, bo to akurat błędem nie jest.
Przepraszam, ale z poziomem dyskusji pt. "skoro nie pokazali na filmie, że tak nie jest, to na pewno było tak jak ja mówię" oraz "nie masz racji, bo jesteś brzydka i siedzisz przed komputerem, nie miałaś nigdy kontuzji nogi (a ja to wiem, chociaż jesteś dla mnie tylko obcym nickiem z sieci), a ja miałem więc to niemalże jakby skończył specjalizację II stopnia z ortopedii" nie da się dyskutować, bo to jest zwyczajnie poziom piaskownicy. Skoro dla ciebie jedyny sposób, by bronić filmu to atakować personalnie dyskutanta, to ja to uznaję za całkowity brak merytorycznych argumentów. Jakbyś je miał, tobyś je dawno podał. Z mojej strony EOT. I dorośnij.
tak się zacietrzewiacie, trochę dystansu. Każdy ma trochę racji, film można odebrać tak jak sobie człowiek wmówi. Jeżeli chodzi o bombę, to żadnych przesadzeń nie było (no oprócz zbyt krótkiego czasu do jej wywiezienia ale to szczegół)
Studnia - to 100% symbolika, nie ma co się logiki doszukiwać
Jeżeli chodzi o rzeczy z nogą i kręgosłupem zdecydowanie bujdy na kiju (ale wcale nie musi przeszkadzać w filmie, w kńcu superbohater)
Mi najbardziej przeszkadzała zbyt duża ilość tekstów i moralizmów w stylu "bohaterem może być każdy oh ah przykryć dziecko płaszczem w deszcz ble ble ble" i cały amercian dream
oraz wspomniana wcześniej głupota złych bohaterów - kretyńskie plany, ciosy nożem.
Dla mnie najgorsza część batmana 7,5/10 pozdrawiam
1. FILM OPARTY JEST NA KOMIKSIE - polecam lekturę komiksu.
2. Nie chciało mi się już czytać, przepraszam za wyrażenie żenujących wypocin Katkanny, więc wybaczcie jakby coś było już wytłumaczone... ale coś dla spostrzegawczych : dwie osoby wydostały się ze studni. Jedno było dzieckiem, drugie bardzo dobrze wyszkolonym gościem. Ok... Reszta w studni mogła być też nieźle wytrenowana (załóżmy, że dużo pakowali z nudów) ale zauważ, że ŻADEN (sic!) nie wspinał się bez liny asekuracyjnej. Lina utrudniała ruchy i powodowała, że spadałeś podczas skoku.
3. On w studni był kilka miesięcy, nie dni. Uszkodzony kręg to nie złamany kręgosłup.
4. Nóż wbity... Miranda sama mówi do Bane'a, że ma NIE ZABIJAĆ Batmana. Batman ma zobaczyć zagładę miasta. Bane - ma zginąć na miejscu, ot tak - poświęcenie w imię Mirandy.
5. BATMAN = SUPERBOHATER.
6. Patrząc na dalsze części komiksu, wydaje się nieprawdopodobne, żeby Batman zginął naprawdę. Przecież w późniejszych częściach komiksu pracuje z Kobietą - Kot i Robinem... Chociażby z tego względu należy wierzyć w wersję, że Batman zainstalował autopilota i okłamał Kota, ze względu na Gordona. Gordon ma wierzyć w śmierć Batmana.
7. Czemu za wszelką cenę fikcję chcecie wziąć za rzeczywistość?
P.S. Nie mówię, że ta część jest najlepsza ze wszystkich. Nie, ale denerwuje mnie czepianie się szczegółów bez uważnego oglądania filmu. Tak samo to widzenie Batmana nad mostem w Bacie... Nie, nie widać go. Dzieci mówią, że to Batman, ale nie widać go w środku.
Morały...banalne "Bohaterem może być każdy...bla bla bla" - to służyło, żeby Gordon wreszcie odkrył kim był Batman.
P.S. 2 Ja, przyznaję bez bicia, ale nie poznałabym Gatsa czy kogoś na żywo.
Przepraszam, jeśli kogoś uraziłam, ale naprawdę nie rozumiem jak film o superbohaterach moze być realistyczny...
Problem w tym, że:
a. Batman nie jest nadczłowiekiem i w tym tkwił do tej pory sens tej historii - jest świetny, zdeterminowany, wyszkolony, bogaty i ma ogromne możliwości, ale nie jest Supermanem. Napiszę jeszcze raz: wyjście ze studni o własnych siłach, symboliczne pokonanie słabości jeszcze daje się obronić, niekrwawiąca rana po nożu - nie. Batman-nadczłowiek nieczuły na ból i śmierć psuje mozolnie konstruowaną dotąd postać Batmana-człowieka, którego walkę z fizyczną i psychologiczną słabością uczyniono naczelnym tematem trzeciej części. O zgrozo.
b. Skoro ten film ma być nierealistyczny, czemu Nolan tak starał się, aby był? Po co dorabiał jakąś społeczną motywację do akcji Bane'a, skoro miał być po prostu Złem przez wielkie Z? A skoro już dorobił, skoro wysilał się, aby to nie był film typowo komiksowy i aby to nie było SF, tylko prawdopodobna do jakiegoś tam stopnia opowieść o żywym, prawdziwym antagoniście (nie demonie, nie nadczłowieku) i żywym, prawdziwym protagoniście (znowu: człowieku, nie kosmicie o nadludzkich mocach), skoro domontował do tego realistyczne wątki takie jak rewolucja (do złudzenia przypominająca francuską, ale i ruch oburzonych zarazem), skoro CELOWO nie ma tam żadnych wątków nadprzyrodzonych, dlaczego na koniec to wszystko bierze w łeb na rzecz jakiejś absurdalnej gonitwy z bombą?
3. Wątek z samą studnią i liną, jak pisałam już chyba 15 razy, jest symboliczny - lina symbolizuje asekurację, możliwość powrotu. Ze studni mógł wydostać się tylko ten, kto możliwość powrotu sobie odciął. Fajny wątek i na tym etapie analogia Batman-Bane, starannie także konstruowana (i sugerowana chociażby przez plakaty etc.) jest świetna. Batman NIE MOŻE pokonać Bane'a, ponieważ nie przeszedł tego co on, mówiąc najprościej. Szkoda, że dalsza fabuła filmu kompletnie tę symbolikę rozwala, po raz kolejny rozpieprzając do szczętu wszelki sens symboliczny: bo nie Bane się wspiął, tylko Miranda, a i jego cała naładowana filozofią zemsty krucjata przeciwko złym bogatym bierze w łeb razem z samym Bane'm, sprzątniętym bez problemu z giwiery. Okazuje się, że tak pieczołowicie budowany, BARDZO symboliczny wątek jest złudzeniem, a prawdą jest prymitywny dosyć wątek osobistej zemsty jednej dziuni. Której na dodatek przeciętny widz nie pamięta ani z komiksu, ani z poprzednich wersji filmu. Jeśli warunkiem do zrozumienia i docenienia filmu może być tylko lektura komiksu, to znaczy, że ten film jako sam się nie broni. A to nie pozwala dać oceny lepszej niż 5/10.
"(...)a prawdą jest prymitywny dosyć wątek osobistej zemsty jednej dziuni."
Dziunia ta była córką Ra's Al Ghula. A ten, jak można było się domyślić, wpoił jej swoją ideologię i pewnikiem namaścił na swoją następczynie - tą która miała dokończyć jego dzieło gdyby przydarzyło mu się np. to co w BB. Zresztą, o ile dfobrze pamiętam, z ust zwida który ukazuje się Batkowi w "Studni" pada tekst o odrodzeniu, który należy właśnie w ten symboliczny sposób odczytać.
Pewnie motyw zemsty za zabicie ojca też napędzał Talię, ale nie był to motyw jedyny, ani nawet najważniejszy
W 100% zgadzam się z wypowiedzią. Film jest fikcją, w dodatku jest jeszcze oparty o komiks. Zanim zaczniecie oceniać i komentować film, obejrzyjcie go uważnie. A jeśli już chcecie wszędzie dopatrywać się rzeczywistości i realizmzu to zostawcie filmy fabularne i zabierzcie się za dokumenty.
Argumentem "film jest fikcją" można obronić każdy gniot., nawet "Klątwę Doliny Węży". A sugerując, że filmy oparte na komiksach mają prawo być głupsze niż ustawa przewiduje, właśnie obraziłaś fanów komiksów ;))))
widzisz Mistel, znowu to TY pierwszy zacząłeś tą "mowę nienawiści", pogryzłeś ją już na sam początek, a skoro tak mierzi Cie dyskusja to po tu wchodzisz, powiedz jej jeszcze, ze ma pewnie 12 lat... I to Ty jesteś "przemądrzałym" Krakusem z kompleksami, który na fw buduje swoje ego. I jeszcze pewnie pasiak do tego wszystkiego...
A ty powinieneś się nigdy nie rodzić. Ale jest nadzieja że niedługo umrzesz, bo twój tępy mózg zapomni o oddychaniu.
Dziewczyno, nie nadajesz się do oglądania filmów Nolana. Jak chcesz wszystko w jego filmach traktować dosłownie i rozkładać na czynniki pierwsze to zabukuj sobie już teraz miejsce w psychiatryku, bo na pewno głowa cię przynajmniej rozboli od nadmiaru możliwości interpretacji. Jak już mówiłam w innym wątku, czepiajcie się rzeczy, które zostały źle pokazane, a nie tych, które nie zostały pokazane w ogóle.
Wybaczyłabym filmowi braki na płaszczyźnie realistycznej, gdyby był spójny na płaszczyźnie symbolicznej. Niestety nie jest na żadnej. Jakoś Mroczny Rycerz był znacznie bardziej spójny, może przez postać Jokera?
Szczerze mnie rozbawia linia obrony "przed seansem przeczytaj komiks i wyłącz myślenie". To tylko dowodzi, że mam rację - to film co najwyżej średni.
Szczerze ci powiem, że nigdy nie przeczytałam żadnego komiksu o Batmanie. I nikt nie każe ci tego robić, nie napisałam też, że masz wyłączyć myślenie. To, że w mojej wypowiedzi wyciągnęłaś takie wnioski mówi samo za siebie. Po prostu jest różnica pomiędzy myśleniem nad filmem a jego nadmierną interpretacją, tak samo jak jest różnia pomiędzy filmem fabularnym a filmem dokumentalnym. Zwłaszcza jeśli ów film fabularny jest sklasyfikowany jako sci-fi...