Film zaczyna się od zabójstwa po prasą hydrauliczną [dość ciekawy sposób przyrównując do innych filmów]. Wielka zagadka jak kochająca żona może w taki sposób zabić męża zostaje całkowicie rozwikłana w połowie filmu. Tym samym całe zainteresowanie jakie wzbudza mocne rozpoczęcie pryska.
Reżyser każę nam oglądać beznadziejne próby złapania muchy, gdy doskonale [od pierwszej minuty filmu !!] wiemy, że spalą na panewce.
Mamy też dziwne/sztuczne postaci:
-Żonę, która widząc męża pierwszy raz od dni/tygodni [było wspomniane, że gdy wpada w wir pracy nie wychodzi z laboratorium, je i śpi tam] rzuca mu się do szyi, wyznając że jest najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Jest cała w skowronkach, cokolwiek on nie zrobi i jest gotowa spełnić każdą jego wolę - układanie rozpaćkanego truchła męża do ponownego zmiażdżenia to ukoronowanie absurdu tej postaci.
-Brata i szwagra, który całkowicie pochłonięty bronieniem bratowej zdaje się nie zauważać śmierci brata. Przyznaje się inspektorowi, że od zawsze podkochiwał się w szwagierce, co przy zakończeniu - sielankowym obrazku, w którym Francois zajmuję miejsce Andre - wzbudza mieszane odczucia.
Potwornie się zawiodłem Vincentem.
Filmu nie oceniam, gdyż po wcześniejszym obejrzeniu wersji Cronenberga trudno było mnie czymkolwiek zaskoczyć.