Mumia 3. Vini, vidi i już piszę co i jak. Trzecia Mumia wchodzi do kin z mega kampanią i wszem i wobec jest zapowiadana jako rewelacja i mega wakacyjny przebój. W praktyce nie jest jednak tak cukierkowo. Film owszem ma swoje momenty, ale całość wypada niestety dużo słabiej od części pierwszej, a tylko nieco lepiej od nijakiej dwójki. Tym razem twórcy filmu zdecydowali się na umieszczenie akcji w Chinach, a rolę głównego adwersarza dostał okrutny Cesarz (Jet Li) i jego terakotowa armia. Naprzeciwko nim staje tradycyjnie weteran pojedynków z gnijącymi mumiami Rick O’Connell i jego rodzinka.
Rozstanie z Egiptem i wkroczenie tym samym w inną mitologię uczyniło z filmu opowieść iście bajkową, na ekranie pojawiają się nie tylko wskrzeszone umarlaki wszelakiej maści, ale i nieśmiertelne wiedźmy, smoki, a w kadrze migną nawet futrzane yeti. Dzieje się dużo, szybko, ale jakoś bez wyrazu. Film ogólnie odbiera się jako kilka osobnych scen połączonych ze sobą cienką nicią fabuły. Ot pojedynek w mieście, walka w górach, draka na pustyni, the end.
Efekty specjalne mają spory rozrzut jakościowy. Czasem rewelacyjne, a czasem jak z przed kilku lat. Finałowa bitwa zawodzi, bo niby to pojedynek tysięcy walczących a sposób kręcenia jest taki, że w dużej mierze skupia się na jednoczesnym pokazaniu tylko 5-6 osób. Tak że cały patos idzie jak krew w piach (pustyni).
Aktorsko również nie wszystko zatrybiło. Para małżonków niby jest już „na emeryturze” a wygląda zwyczajnie za młodo, już nie mówiąc o ich kondycji fizycznej, która pozwala takiej M. Bello (nad wyraz słaby substytut Rachel Weisz) na wyczyny godne posiadacza czarnego pasa w karate (?!). Nie mogłem też pojąć dlaczego chińskie aktorki grające w filmie kluczowe role są tak pośledniej urody. Niby mam uwierzyć, nie ma w tym kraju ładnych kobiet? Nawet gdyby była jedna na milion to i tak daje to przecież spore zaplecze. O Jecie Li nie będę się rozwodził, bo stworzył kreację tak drętwą jak wspomniana terakota. Summa summarum - rządnym lekkiej przygody, którzy są w stanie przymknąć oko na wymienione niedociągnięcia film można polecić, ale cudów nie należy oczekiwać. (-7/10)
Czasami nie rozumiem twoich zarzutów.Jak dla mnie Jet Li nie miał zbyt dużego pola do popisu,zresztą to jest mistrz karate a nie aktor,co innego w genialnym Danny the dog gdzie musiał się wykazać sporymi umiejętnościami.
Zaś jeżeli chodzi o urode aktorek wszystkie trzy są piękne,choć w zupełnie inny sposób(lecz to już zależy od twojego gustu;)Pozdrawiam.
Jet Li to mistrz Kung-Fu a nie karate to po pierwsze.
Po drugie, piszesz: "zresztą to jest mistrz karate a nie aktor" i w tym samym zdaniu : "co innego w genialnym Danny the dog gdzie musiał się wykazać sporymi umiejętnościami". To jest mistrzem Kung-Fu, czy dobrym aktorem bo sam sobie zaprzeczasz.
A co do mumii. Moim zdanie strasznie słabiutka, zero klimatu. Wyszeła z tego komedia przygodowa, nie mówie że to bardzo źle, ale brakuje klimatu z jedynki. 5/10 nic więcej sie nie da wyciągnąć z tego filmu
Chodziło mi o to że jak mógł się w nowej mumii wykazać skoro jako "żywy" pojawia się zaledwie w paru scenach.
Nie jest to kreacja która wymaga od niego jakiegoś specjalnego ukazania emocji,więc nie wiem czego tu oczekiwać.W Dannym the dog grał upośledzonego,musiał się więc odpowiednio przygotować co też uczynił,a rola wypadła mu świetnie.Nie chciałbym nikogo obrazić,tym bardziej iż sam bardzo lubię Jeta ,ale to aktor z łapanki,przeznaczony był głównie do filmów kopanych.Co do twojej oceny,absolutnie się zgadzam,dałem tyle samo.Pozdrawiam, aha no i dzięki za poprawkę.