Nowa "Mumia" doszczętnie rujnuje reputację części pierwszej i w miejsce dobrej zabawy oferuje co najwyżej cios wielkim komputerowym obuchem. Jedynym pomysłem na rozrywkę jest tu już tylko akcja, akcja i jeszcze raz akcja. Co prawda już druga część była raczej słaba i opierała się na tym samym rozwiązaniu, ale wtedy jeszcze widać było, że wszyscy dobrze przy okazji tego filmu się bawią. "Grobowiec" to z kolei obraz nakręcony na siłę, co stwierdzić można w dowolnej chwili: nieświeże pomysły, kiepskie dowcipy, średnie efekty, aktorzy robiący dobrą minę do złej gry, reżyser z odzysku... Wymieniać można długo, jednak wystarczy rzec, że podstawową wadą całej produkcji jest brak atmosfery. Akcję przeniesiono z Egiptu do Chin, a scenarzyści wrzucili do worka chyba wszystko co tylko przyszło im do głowy: żołnierzy z terakoty, Shangri-la, yeti (w liczbie mnogiej), trójgłowego smoka i dwie armie wskrzeszonych kościotrupów. Jakby tych zaprawionych koszmarnymi dialogami idiotyzmów fabularnych było mało, do wykreowania całości posłużył kubeł efektów specjalnych, z którego "specjaliści" niezdarnie chlapią na lewo i prawo. Największym jednak ciosem (zwłaszcza dla miłośników serii) jest niezwykle dostrzegalny brak Rachel Weisz. Zastępującej ją Marii Bello - pomimo całej sympatii jaką ją darzę - nie tylko brak wdzięku poprzedniczki, ale i umiejętności, by pociągnąć jej kreację. A jeśli traci się element napędowy dwóch poprzednich części, to... cóż.