W Polsce Kevin kojarzy się wszystkim tylko z jedną postacią filmową, wielbioną przed wszystkich zwłaszcza w okresie bożonarodzeniowym. Jednak w porównaniu z Kevinem z 'We need to talk...' tamten dzieciak jest aniołkiem. W 'We need...' na początku jest chaos. Sceny upakowane dość ciasno, porozrzucane, bez większego ładu i składu. Dopiero po pewnym czasie zaczyna się wszystko klarować i wyłania się właściwa historia, możliwa już do ułożenia z otrzymanych puzzli. Niestety, wraz ze zrozumieniem i poukładaniem sobie postaci i wydarzeń filmowych ulatuje również nieco pary, nie ma już zaskoczenia i jakiegoś nadzwyczajnego napięcia, tylko oczekiwanie na mimo wszystko przewidywalny koniec. Tym niemniej... Narzekać nie mogę, bo nawet mimo tego film dalej się broni sposobem snucia tej opowieści, również tym, że jest mocno na czasie oraz poszukuje pytania o istotę wychowania. Czy człowiek staje się potworem poprzez niewłaściwy wpływ otoczenia, czy po prostu czasami jakaś kombinacja genów powoduje, że po prostu, z natury... Bestią się rodzi. Odpowiedź pozostawiam widzom, bo mimo, że obok tej siódemki dodałbym niewielki minusik film jest godny polecenia.
Zwróć jednak uwagę, że film jest o dramacie matki. Na wszystkie wydarzenia patrzymy z jej punktu widzenia. Choćby sceny kiedy bohater szykuje się do zbrodni w szkole, są pokazane fragmentarycznie, tak jakby to ona sobie wyobrażała co się mogło tam wydarzyć...
Jak to się mówi: zrób jedno a porządnie. Jakby wprowadzili jeszcze wątek zgadywania co się na koniec wydarzy, zgubilibyśmy sylwetki bohaterów, ich przemiany, "przesłanie". Jak dla mnie trafili w setno.
A skoro nie zbrodnia Kevina była wątkiem przewodnim, więc nie zgodzę się że był przewidywalny koniec. Nigdy bym nie pomyślała, że matka która nie przytulała do serca dziecka przez 16 lat, przytuli je po takich wydarzeniach, po tym co zrobił i że sam Kevin będzie tego potrzebował. Co i tym samym naderwało mur, który stał pomiędzy nimi przez prawie 18 lat....
Oglądałam film z zapartym tchem! Piękny w swoim okrucieństwie...
Oczywiście opinia ta jest czysto subiektywna ;)
I równie subiektywnie dodam, że to, o czym wspomniałaś,ten uścisk właśnie był jedną z tych najbardziej przewidywalnych i spodziewanych rzeczy. Zaprezentowana nam końcówka okazała się jednak do bólu ograna, przebaczenie i pojednanie było oczywiste. I nie zgodzę się z tym, że nie przytulała przez te lata, choćby po złamaniu ręki Kevinowi go przytuliła, również tych przemian przez cały film nie ma, dopiero właśnie sama końcówka, ostatnie sceny mogą coś takiego zasugerować. A w takim wypadku, przynajmniej jak na mój gust nie wydaje mi się, żeby konieczne było ujawnienie rozwiązania niedługo po rozpoczęciu...