Wyraziste kino, nie wiem jednak czy tematyka nie przerosła nieco pani reżyser. Najlepsze jest tu zdecydowanie aktorstwo, z Tildą Swinton na czele. Poza tym strona wizualna - widać, że tworzenie wysmakowanych kadrów przychodzi Lynne Ramsay z lekkością. Dobrym pomysłem jest niechronologiczne poprowadzenie akcji - oparcie się na retrospekcjach utrzymuje widza w napięciu, wprowadza tajemnicę i niepokój. Gorzej rzecz się prezentuje od strony, nazwijmy to, merytorycznej. O samym Kevinie wiemy tak naprawdę bardzo wiele, nie znamy przyczyn jego postępowania, pozostaje on postacią rodem z uniwersum grozy: to wcielone zło, pozbawiona sumienia i zdolności empatii maszyna. Takie podejście nie raziłoby w przypadku pierwszego lepszego horroru, ale przecież Ramsay ma większe ambicje. Tyle, że ogniskują się one tutaj w postaci matki, to tu "pogrzebana" jest warstwa psychologiczna. Zabieg ryzykowny i choć go rozumiem, to chyba jednak nie do końca akceptuję. Kevin jest dla mnie istotą odrealnioną, a wetknięte tu i ówdzie tropy na temat tego, co mogło uczynić go potworem w dziecięcej skórze, pozostają nieprzekonujące. Jeśli szukać w pobliżu, to taki "Słoń" trafił do mnie nieporównanie bardziej, pomimo podobnej miejscami oszczędności środków. Intrygujące, tu i ówdzie stymulujące, jednak w pewnym sensie poniżej oczekiwań.