Stopniowo, retrospektywnie stajemy się świadkami dramatu rozgrywającego się w rodzinie Khatchadourian. Oś fabularną filmu stanowią relacje między tyranizującym i manipulatorskim synem Kevinem, a bezsilną i wychowawczo osamotnioną matką Evą (Tilda Swinton, jak dla mnie w oskarowej roli). Przekonamy się dobitnie, że rodzicem zostaje się na zawsze - z całą odpowiedzialnością i wszelkimi konsekwencjami.
Paradoksalnie to nie jest film o aspołecznym młodzieńcze ani o trudach rodzicielstwa, aczkolwiek tabu nieskazitelności macierzyństwa zatrzęsie się w posadach. To surowy obraz świadomie pozbawiony ładunku moralizatorskiego, a jednak wystawiający cenzurkę uprzedzonemu, zacietrzewionemu społeczeństwu – bezwzględnej ciemnej masie. W swej wymowie niepokojący i posępny.