Cały sens książki "Na zachodzie bez zmian" jest oparty o absolutne niezrozumienie przez społeczeństwo mieszczańskie sytuacji młodych ludzi gnijących w okopach, niezrozumienie logiki dowódców frontowych, niezrozumienie sensu działań wojennych i obycie z faktem iż gdzieś tam ktoś do kogoś strzela, ktoś kogoś zabija.
Film wyjaskrawia warunki, cierpienie i realia okopów oraz bolesne doznania bohatera...i tyle. Po prostu wojna. Gdzie jest rdzeń absurdalności?