Trzeci Kieślowski, drugi Inarritu czy po prostu Fatih Akin?
Historia jest dosyć ciekawa, a przede wszystkim ma kilka bardzo subtelnych chwil. Z tym, że takiej siły rażenia jak Amores Perros czy Przypadek czy Trzy kolory to jednak z pewnością nie ma. Do tego momentami niemal niesmaczne jest zrzynanie ze swoich starszych kolegów po fachu.
Niemniej mimo wszystko film udany, świetnie pokazuje konstrukcję dzisiejszego świata, a właściwie dwóch światów na przykładzie Niemiec i Turcji (znów porównania nasuwają się same: jak Polska z Francją u Kieślowskiego i jak Meksyk bogaty z Meksykiem biednym u Inarritu), bardzo ciekawie też napisane postaci. Postaci charyzmatyczne, naprawdę z każdym z nich łatwo i szybko się można identyfikować i kibicować.
Tylko, że oba zgony trochę za banalne, stary Ali nie był aż takim siłaczem żeby powalić jednym uderzeniem zdrowa i silną kobite, a te dzieciaki ze slumsów - też trochę naiwnie...
Krótko mówiąc - wszystko fajnie, tylko szkoda, że nic odkrywczego - to już było!
Ach i zapomniałbym, znalazł się też ciekawy akcent, dwie aktorki z głównych ról pochodzące z Polski.
Twierdzisz, że Fatih Akin zerżnął pomysł od Kieślowskiego i Innarritu tylko dlatego, że poruszył temat zetknięcia się dwóch narodów? A to ci dwaj panowie mają monopol na analizowanie problemu różnic kulturowych?
Jeśli chodzi o oba przypadki śmierci, to nie widzę w nich nic banalnego. Prawdopodobnie Turczynka nie zginęła wskutek samego uderzenia ręką. Zauważ, że tuż obok stało łóżko z grubą, metalową poręczą. A dzieciaki ze slumsów bawiące się bronią? Takie rzeczy dzieją się każdego dnia na całym świecie.
ależ skąd, nie twierdzę tego o co się pytasz. no ale jak idzie o wykonanie już choćby samo to moim zdaniem widać w "Na krawędzi nieba" oczywiste podobieństwa do Amores Perros, Przypadku czy Trzech Kolorów (ale już w innym filmie Akina "Głową w mur" nie). co nie znaczy, ze to źle, w sumie dobrze :)
a konstrukcja fabularna też się z nimi kojarzy na co wskazałem, co jednocześnie nie znaczy przesądza o żadnym "monopolu" Kieślowskiego i Inarritu.
jeśli chodzi o pierwszą śmierć to niestety już tej sceny dokłądnie nie pamięta,. jeśli chodzi o te drugą to rzeczywiście takie tragedie się zdarzają, zwłaszcza wśród szeroko rozumianej biedoty. ale też jak idzie o takie zamkniecie scenariusza to mnie do końca nie przekonało.
pozdrawiam.
kompletnie nie mogę się zgodzić z twoja pierwszą wypowiedzią
" Historia jest dosyć ciekawa, a przede wszystkim ma kilka bardzo subtelnych chwil. Z tym, że takiej siły rażenia jak Amores Perros czy Przypadek czy Trzy kolory to jednak z pewnością nie ma. Do tego momentami niemal niesmaczne jest zrzynanie ze swoich starszych kolegów po fachu" - ja widzę więcej nawiązań do zaangażowanego społecznie kina brytyjskiego niż do wymienionych przez Ciebie ( moim zdaniem dość przypadkowo) filmów. Szkoda, że nie napisałaś o jakie nawiązania chodzi bo ja niestety jakiś szczególnych podobieństw nie zauważyłam ( nie twierdzę, że ich nie ma).
odcinam się od powyższej wypowiedzi
specjalnie obejrzałam drugi raz ten film i faktycznie - skojarzenia z kieślowskim czy inarritu są słuszne ale akin tworzy jednak pewną nową jakość kina. jedyne z czym się nie zgadzam to "szeroko rozumiana biedota" - to raczej charakterystyczne dla pewnych ustrojów państwowych - tam gdzie jest rewolucja, pewne warstwy społeczne dążą do emancypacji, jest szeroki dostęp do nielegalnej broni. te dzieci ze slumsów w pewnym sensie stały się również ofiarami - cytując osobę wyżej "takie rzeczy dzieją się każdego dnia na świecie". obie śmierci były banalne ale przez swoją powszechność a nie przez wydumane podejście reżysera