Na temat filmu ja uważam ze reżyser który stworzył te dzieło ma syna który gra w call of duty
,odrazu po pierwszej bitwie widzę wzorowanie się na grach + checkpointy . Po prostu uwazam ze
normalni ludzie którzy nigdy nie grali w gry nie powinni sie zabierać za ten świat bo go nie
zrozumia i wychodza takie filmy jakie wychodzą czyli koles ma nieskoczonosc żyć jak w grach i
może zaczynac od nowa , nie wiem kto wymyślił tak debilna fabule już dużo lepiej to było
przedstawione w efekcie motyla lub donnie darko , jakby ten potwor mogl w nieskoczonosc
zmieniać rzeczywistosc powiem ze po filmie sporziewalem sie czegosc innego ale bez przesady te
niekonoczonce odradzanie sie jest wlasnie co mnie najbardziej irytuje , jeszcze jakby to sie dzialo
tylko w głowie tego potwora czyli jego umyls by pisal nie skonczone scenariusze rzeczywistości to
bym się zgodził . Ale takie rozwiazanie przedstawione w tym filmie jest debilne razem z fabula , po
za co by się stao jakby 2 osoby zabiły po jednym tym potworze . Ja tu widze duze nawiazanie do
gier czyli np to wygląda jak przechodzenie kampani w grze ze poznajesz wszystkie zagrania
przeciwnika . Po za tym mogli z tego zrobic normalny film czyli jatka na plaży i dalej wydarzenia
tylko ze takich wiele xd ja mu daje 6/10 za fabule do reszty sie nie czepiam np podoba mi sie w
tym filmie ze kazda z postaci ma tam odmienny i zróżnicowany charakter
Po pierwsze: motyw wzięto z powieści z 2002r.
Po drugie: autor sam grał w dużo gier. Nie miał wtedy syna
Po trzecie: "Po za tym mogli z tego zrobic normalny film czyli jatka na plaży i dalej wydarzenia tylko ze takich wiele" - coś podobnego zrobiono w książce. W filmie mocno przekombinowali końcówkę + happy end, a w książce jest pośredni, czyli szczęście w nieszczęściu.
Cytując autora:
"Zawsze lubiłem gry komputerowe. Grałem, będąc jeszcze zupełnym smarkaczem. W paru z nich doszedłem do prawdziwej perfekcji. Nigdy jednak nie przeżywałem głęboko zwycięstwa. Nawet jeśli pokonałem wszystkie przeszkody na najtrudniejszym poziomie. Nie śmiałem się, nie płakałem, nie dostawałem wypieków, nie skakałem z radości. Cicha i zimna satysfakcja ścinała mi krew w żyłach. Jakbym stał z boku i obserwował samego siebie. Spokojnie, bez emocji. Tyle czasu poświęciłem na to zwycięstwo! Należy mi się jak psu buda - myślałem. Zblazowany uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Dziwny grymas, znany tylko weteranom gier komputerowych.
Na ekranie pojawiała się postać mądrego starca i powtarzała tę samą formułkę:
„Zwyciężyłeś! Jesteś bohaterem. W twoich żyłach płynie krew mistrzów. Zawsze w ciebie wierzyłem”.
Co za brednie. Litości!
Nie urodziłem się mistrzem. Nie jestem żadnym bohaterem. Co więcej, jestem z tego dumny. Do wszystkiego doszedłem własną pracą. Zwycięstwo okupiłem zdartą skórą i odciskami na palcach. To nie przypadek, nie szczęście, nie czary-mary. Po prostu grałem tyle razy, że w końcu musiałem zwyciężyć. Niech mi więc nikt nie mówi, że jestem bohaterem.
O takich właśnie sprawach myślałem, pisząc tę powieść"